„Nie spodziewałam się, że sport stanie się całym moim życiem”

0
1492

Lekkoatletka, trenerka, studentka wychowania fizycznego – tegoroczne Akademickie Mistrzostwa Polski w biegach przełajowych promuje na plakacie Justyna Jelska z ANS w Białymstoku. Wielokrotna medalistka lekkoatletycznych mistrzostw Polski opowiada nam o pasji do biegania, poszukiwaniu swojej drogi w lekkiej atletyce, sportowych marzeniach i ambitnych planach na przyszłość.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

– Pierwsze starty zaliczyłam już w szkole podstawowej, ale moja przygoda z bieganiem zaczęła się na obozie letnim w Olecku w 2012 roku, na który pojechałam dzięki mojej nauczycielce wychowania fizycznego Małgorzacie Krachel. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo gdyby nie ona nie wiem czy kiedykolwiek bym trafiła do wyczynowego sportu. Pochodzę ze wsi z kolonii, z niezbyt zamożnej rodziny, gdzie nikt nie jest szczególnym zwolennikiem sportu i moje możliwości były bardzo małe. Sport otworzył mi furtkę do czegoś więcej. Na wspomnianym obozie wyróżniałam się z grupy, robiłam wszystko mocniej i szybciej. Wówczas moja pierwsza trenerka Anna Bańkowska (wtedy Gosk) zaproponowała mi współpracę. Rodzice nie chcieli, żebym trenowała, ale ich przekonałam. Co prawda prawie cała nasza współpraca z trenerką opierała się na treningach, które robiłam sama na planie wysyłanym przez portal Nasza Klasa, ale kilka zajęć w roku odbywałam w Białymstoku i to pozwoliło mi stopniowo wchodzić do tego świata. Trening był skromny, teraz podczas rozgrzewki robię zdecydowanie więcej – mogę powiedzieć, że „biegałam z talentu”, ale to wystarczało. Wygrywałam kolejne zawody, a już po trzech miesiącach treningów zdobyłam tytuł mistrzyni województwa podlaskiego w biegach przełajowych. Później przyszły kolejne zwycięstwa… W sezonie letnim wygrałam niespodziewanie międzywojewódzkie mistrzostwa młodzików na 1000 m i zakwalifikowałam się na swoje pierwsze mistrzostwa Polski. Nikt na mnie nie stawiał, a ja wygrałam swoją serię z nowym rekordem życiowym i uplasowałam się na piątej pozycji w Polsce. To był ten punkt przełomowy! Zobaczyłam, że to jest coś, w czym mogę być najlepsza, więc poszłam w to. Od dziecka mam taki charakter, że we wszystkim, za co się biorę chcę być najlepsza. W tamtym momencie sport zaczął powoli przewyższać naukę i zmieniać priorytety, ale nie spodziewałam się, że stanie się moim całym życiem.

W swoim sportowym CV masz starty w różnych konkurencjach – od 200 m przez 400 m przez płotki aż po 3000 m z przeszkodami, a w czasach juniorskich brałaś udział także w przełajach. Które konkurencje obecnie są Ci najbliższe i dlaczego lubisz trenować i startować akurat na tych dystansach?

– Tak, to prawda. Rok temu zadebiutowałam nawet w biegu na 100 m. Co ciekawe, mam pierwszą klasę sportową na pięciu zupełnie rozbieżnych dystansach – 400 m przez płotki, 800 m, 1500 m, 2000 m z przeszkodami i 3000 m z przeszkodami, a na 400 m brakuje mi do pierwszej klasy 0,28 s. W tym roku czas zrobić w końcu klasę mistrzowską i taki jest mój cel. Moja sportowa droga była i jest bardzo wyboista i pełna przeszkód. Przerabiałam już wiele kontuzji, problemów z trenerami, z klubem… To wszystko doprowadziło jednak do tego, że posiadłam dużą wiedzę jako trenerka, zrozumiałam jak działa trening, umysł ludzki i zgłębiłam wiele innych aspektów, a także zmieniałam kierunek, w jakim podążam. Nigdy nie chciałam być „długaską”. Szłam w tym kierunku tylko dlatego, że mówiono mi, że na tych dystansach będę najlepsza, a ja bardzo chciałam być najlepsza. W głębi serca chciałam biegać 400 m albo 800 m, ale kiedy to mówiłam byłam wyśmiewana, więc nie odważyłam się trenować w tym kierunku i do pewnego momentu bałam się też biegać dystansów krótszych niż 1000 m, bo przecież – zdaniem podlaskich trenerów – jestem zbyt wolna… Poprzedni rok był przełomowy pod względem przełamania strachu, z treningu pod 800 m zadebiutowałam na kilku dystansach, których się bałam ze względu na opinię, w tym nawet na 100 m. Co ciekawe debiutowałam też na 600 m i w samotnym biegu od startu do mety zrobiłam jeden z najlepszych wyników w historii polskiej lekkiej atletyki w hali. A to wszystko przez problemy zdrowotne – najpierw powikłania po COVID-19, a później dodatkowo naderwany mięsień dwugłowy. Ale może i dobrze się stało, przynajmniej po 10 latach zaczęłam robić to, co chciałam… Rok temu właśnie z powodu naderwania mięśnia dwugłowego, przez które zresztą kuśtykałam cały sezon, zadebiutowałam na 400 m przez płotki i okazało się, że świetnie się odnajduję w tej konkurencji. Może przez powyższe problemy miałam skrócony krok i bałam się ryzykować, więc drobiłam przed każdym płotkiem, przez co traciłam jakieś trzy sekundy na dystansie. Jednak psychicznie ta konkurencja mi „leży”. Czuję, że mogę w niej wykorzystać swój waleczny charakter. Po sezonie halowym w tym roku podjęłam decyzję o przejściu na ten dystans w ewentualnym przedłużeniu do mojego poprzedniego głównego dystansu 800 m. Zmieniłam swój trening o 180 stopni i efekty jak na razie są zadowalające, więc mam nadzieję, że w sezonie zrobię znaczy progres na dystansach sprinterskich, ale także mam nadzieję, że wpłynie to na poprawę rezultatów na 800 m.

Specjalizujesz się w konkurencjach lekkoatletycznych na stadionie. Jak podchodzisz do startów w biegach przełajowych? To dla Ciebie dobre uzupełnienie treningu czy raczej konieczność?

– Biegi przełajowe to bardzo trudna konkurencja i jeśli mam być szczera nigdy za nią nie przepadałam. Zawsze byłam masywną zawodniczką, co utrudnia dobre samopoczucie podczas biegu. Biegi przełajowe traktowałam z reguły jako przerywnik w przygotowaniach, a nie docelowe i ważne zawody. Na Podlasiu często wygrywałam, w rywalizacji na zawodach krajowych bywało różnie. Często musiałam biegać dla klubu, kiedy ledwo zdążyłam wyjść z kontuzji albo biegałam na jednej nodze. Kocham uczucie po zakończonym wysiłku, ale sam bieg to mordęga. Mimo to w 2018 roku zajęłam nawet piąte miejsce na mistrzostwach Polski juniorów w biegach przełajowych na 2 km i wygrałam Mistrzostwa Krajowego Zrzeszenia LZS na tym dystansie, więc katastrofy nie ma.

Masz już doświadczenie w startach w lekkoatletycznych AMP. A jakie cele stawiasz sobie na tegoroczne AMP w biegach przełajowych i lekkiej atletyce?

– W Akademickich Mistrzostwach Polski w lekkiej atletyce startowałam dwukrotnie i dwa razy zajęłam piąte lokaty w klasyfikacji generalnej – w 2019 roku na 1500 m, a w 2022 roku na 800 m. W tym roku chcę powalczyć o medale, nie wiem czy program umożliwi mi start na 800 m i 400 m przez plotki na wysokim poziomie – rok temu próbowałam połączyć te dwie konkurencje w ciągu niespełna 3 godzin. Jeśli będzie taka możliwość, chcę walczyć o czołowe miejsca na obydwu dystansach. Natomiast ze względu na ostatnie problemy zdrowotne i zmiany po COVID-19, a także zmianę dystansu, mimo bycia twarzą AMP w biegach przełajowych, mogę się na nich nie pojawić. To dosyć spore ryzyko w kontekście dalszych przygotowań i jako swoja trenerka jestem przeciwna temu startowi. Aczkolwiek jako zawodniczka, mimo że nie przepadam za przełajami, a za dystansem 3 km jeszcze mniej, uważam, że wypada się pojawić i wystartować. Jeszcze mam kilka dni na decyzję, ale zdrowie jest ważniejsze, tylko sumienie boli.

Jesteś nie tylko zawodniczką, ale stawiasz już pierwsze kroki także jako trenerka. Czy jednoczesna rola trenerki pomaga Ci jako zawodniczce?

– Oczywiście, że tak. Dzięki temu, że najpierw zaczęłam trenować sama siebie posiadłam dużą wiedzę i co najważniejsze rozumiem trening. Wymyślam własne ćwiczenia, własne jednostki, różne układy, analizuję, szukam odpowiedzi. Na zawodnikach mogę wykorzystać wiedzę, którą zdobyłam i potwierdzać swoje tezy. Moim celem jako trenerki jest maksymalne wykorzystanie potencjału danej osoby w danym czasie, a co za tym idzie – cenię w sobie profesjonalizm i indywidualne podejście do zawodnika. Co ciekawe jestem też swoją trenerką. Jest to dosyć duże wyzwanie, zwłaszcza trenując pod 400 m przez plotki i nie mając z tą konkurencją nigdy większej styczności, ale lubię wyzwania i podjęłam rękawicę. Efekty zobaczymy w sezonie letnim. Poza tym praca trenerska to też dla mnie dodatkowy dochód. Sport kosztuje, gdybym nie dorabiała w ten sposób nie byłoby mnie stać na własne trenowanie.

Jakie są Twoje sportowe marzenia?

– Prowadzę w social mediach projekt pod tytułem #ROADTOBETHEBEST. W tym projekcie mam spisane na kartce wiele celów, które chciałabym zdobyć. Nie chcę zdradzać za wiele szczegółów, ale jest to dosyć pokaźna lista, a na niej m.in. zostanie olimpijką, indywidualną mistrzynią Polski na otwartym stadionie czy medal imprezy międzynarodowej. Marzenia są duże, bo zawsze mierzyłam wysoko. Po drodze wiele przeszkód się na mojej drodze pojawiło i przyhamowało mój rozwój, ale wierzę, że jeszcze będzie o mnie głośno! Nie składam broni i walczę, bo czuję, że mam to coś, żeby wyjść ponad przeciętność i chce to udowodnić!

Po kierunku w jakim się kształcisz można przypuszczać, że wiążesz swoją przyszłość ze sportem. Jak widzisz siebie za 10 lat?

– Zgadza się. Sport to całe moje życie. Mam nadzieję, że mąż też mi się trafi z tego świata. W przyszłości na pewno planuję pracować jako trenerka z zawodnikami wyczynowymi. Dochodów z tego nie ma zbyt dużych, więc pewnie będę musiała stworzyć coś swojego, może jakiś klub. Planów jest wiele, a wszystkie wiążą się z tym, że chce być trenerką, ale jest jeszcze czas. Na razie chcę się skupić na tym co jest teraz i jak najlepiej wykorzystać ten czas. Priorytetem na ten moment jest dla mnie spełnienie się jako zawodniczka.

Justyna Jelska – studentka II roku Wschodnioeuropejskiej Akademii Nauk Stosowanych w Białymstoku na kierunku wychowanie fizyczne, zawodniczka KS Podlasie Białystok, wielokrotna medalistka i finalistka mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych w biegach indywidualnych i sztafetowych, uczestniczka AMP w lekkiej atletyce