Monika Hojnisz-Staręga z KS AZS AWF Katowice szykuje się do startu nowego sezonu w biathlonie. Pochodząca z Chorzowa zawodniczka głęboko wierzy, że nadchodzące miesiące przyniosą poprawę ostatnich wyników.

– Kończące się przygotowania były pewnie wyjątkowe dla wszystkich biathlonistów. Pandemia koronawirusa mocno zmieniła cykl treningowy w porównaniu z poprzednimi latami?

– Kończąc poprzedni sezon, pierwszą rzeczą, której się poddałam, była kwarantanna. Dla ruchliwego człowieka jak ja 14 dni w zamkniętym domu było najgorszym czasem. Wychodząc na wolność, od razu zaczęłam pracę nad nadchodzącym sezonem. Pierwsze trzy zgrupowania spędziliśmy w Dusznikach-Zdroju i na miejscu udało się wykonać fajną pracę w stu procentach. Minusem była pewna monotonia, chociaż jak na tamtejsze potrzeby, lokalne warunki nam wystarczyły. Wraz z kadrą ćwiczyłam również w Austrii, Niemczech, a ostatnio poczyniliśmy pierwsze treningi na lodowcu. Warunki były różne, zajęć na trasach nie było zbyt wiele, ale wreszcie można było poczuć narty.

– W czerwcu w jednym z wywiadów wspominała pani o zwiększonym nacisku na poprawę strzelania. Jest lepiej w tym elemencie?

Nasza praca nad poszczególnymi elementami nigdy nie zanika. Kwiecień i maj są najlepszym okresem na zmiany, ale niestety, pandemia wszystko przedłużyła. Czerwiec był ostatnim dzwonkiem na korekty. Zmieniłam kolbę i to był główny ruch, który mam nadzieję, że poprawi może nie samą skuteczność, co szybkość strzelania. Nie miałam zbyt długo czasu na oswojenie się z nowym karabinem, ale widzę u siebie postęp. Ciężko mi jednak powiedzieć, czy rzeczywiście będzie lepiej niż w zeszłym roku. Na treningach notuję wszystkie liczby, procenty, jednak później zawody wszystko weryfikują. Czekam na prawdziwą walkę.

– Trochę czasu z przygotowań zabrała pani kontuzja.

Podczas treningu przytrafił mi się drobny uraz, który wyeliminował mnie na szczęście tylko z jednego zgrupowania. Zostałam na miejscu w Chorzowie, odpoczęłam i po kilkunastodniowej przerwie wróciłam do treningu. Po konsultacji z lekarzem i trenerem kadry Michaelem Greisem uznaliśmy, że lepiej będzie skupić się na treningach, niż forsować organizm podczas przedsezonowych zawodów. Teraz jest już wszystko w porządku z moim zdrowiem.

– W trakcie sezonu letniego nie wystąpiła pani m.in. w mistrzostwach Polski w nartorolkach w Dusznikach-Zdroju czy City-Biathlon, prestiżowych zawodach pokazowych w niemieckim Wiesbaden.

– Pewnie, trochę szkoda, ze nie udało się poczuć rywalizacji po kilkumiesięcznej przerwie. Bez możliwości sprawdzenia się z innymi dyspozycja jest wielką niewiadomą, ale od lat podchodzę do początków sezonu jako najbardziej stresujących konfrontacji. Nie wiem bowiem, czy jestem dobrze przygotowana do startów, czy nie (śmiech). Trzeba jednak pamiętać, że wszelkie występy w sezonie letnim są traktowane jako forma dobrego treningu, a takich akurat nie brakowało w trakcie zgrupowań.

– Już 28 listopada początek Pucharu Świata w fińskim Kontiolahti. Powtórzenie 22. miejsca w klasyfikacji generalnej weźmie pani „w ciemno”, czy apetyt urósł po udanym finiszu poprzedniego sezonu?

Znam smak bycia w pierwszej dziesiątce PŚ, więc ponowna obecność w tym gronie nie zaspokoi moich ambicji. Liczę na dobre występy i regularną formę biegową, bo wtedy wiem, że jestem w stanie rywalizować w każdym starcie.

– A na mistrzostwach świata?

– To docelowa impreza na ten sezon. Raz, w 2013 roku już wróciłam z brązem z Nowego Miasta. Tylekroć otarłam się później o medal w imprezie mistrzowskiej, że przydałoby się wrócić z krążkiem!

 

Rozmawiał: Artur Kluskiewicz