Do trzeciego miejsca w drużynie Politechnika Gdańska dorzuciła podczas Europejskich Igrzysk Akademickich kolejny badmintonowy brąz – tym razem w mikście. Wywalczyli go Magdalena Witek i Krzysztof Jakowczuk.

Liderzy polskiej ekipy badmintona mogą czuć się zmęczeni. W ciągu pięciu dni rywalizacji w Zatoce Sportu Magda wychodziła na kort 17 razy, a Krzysztof 18. W grze podwójnej mieszanej grali ze sobą czterokrotnie podczas zawodów drużynowych i pięciokrotnie w turnieju indywidualnym, przegrywając tylko dwa spotkania. Do tego rywalizowali też w singlach i deblach. Kto wytrzymałby taką dawkę?

Do przedostatniego dnia badmintonowych zmagań Polacy przystępowali z potrójną nadzieją na podium. Jako pierwszy do walki stanął nasz mikst, który dość łatwo uporał się w ćwierćfinale z duetem Narodowego Uniwersytetu Budownictwa Okrętowego im. Makarowa w setach do 16 i 15. Oznaczało to pewne podium Witek i Jakowczuka, ale dla nich nie oznaczało końca emocji.

foto: Michał Walusza

Indywidualny mistrz Polski seniorów niebawem rozgrywał ćwierćfinał gry pojedynczej, mając za przeciwnika Ukraińca Oleksandra Shmundiaka grającego dla litewskiego Uniwersytetu Witolda Wielkiego. Polak pewnie zwyciężył w pierwszej partii do 15 i nie zraziły go cztery z rzędu zepsute serwisy. W drugiej walka była bardziej wyrównana, a Jakowczuk był o dwie lotki od triumfu. Wicemistrz Ukrainy z każdą chwilą nabierał jednak pewności, doprowadził do remisu i później wygrał gładko do 11.

– Miałem dużą szansę w drugim secie, ale zagrałem za bardzo pasywnie i to się zemściło. Zabrakło szybszego wyjścia do ataku, które dawało mi dużo punktów, ale ja w każdym pojedynku wyciągałem lotki trudne do wyjęcia i to jest normalne, że ciało było już zmęczone i obolałe. Rywal wytrzymał to lepiej kondycyjnie, choć też dużo go to kosztowało. Kiedyś już go pokonałem, dlatego jestem trochę rozczarowany – komentował Jakowczuk, trzymając kciuki za swoją koleżankę, która stawała do ćwierćfinału debla.

W nim Witek zagrała z Marceliną Franczuk przeciwko duetowi Niemieckiego Uniwersytetu Sportowego z Kolonii. Początek znów był bardzo dobry (wygrana do 14), ale potem coś się posypało. Efekt? Drugi set oddany do 11, a trzeci do 10. – Pojawiło się rozkojarzenie, wkradło się dużo błędów. Trochę odpuściłyśmy drugą partię, żeby mieć siły na decydującą, ale znów czegoś zabrakło – komentowała Franczuk, która z Łodzi wraca jednak zadowolona po podium wywalczonym w drużynie. – Mieliśmy bardzo zgraną ekipę, mocno się dopingowaliśmy i zdobyliśmy medal. To mój największy dotąd sukces – dodała zawodniczka, która w 2021 roku wywalczyła też srebro AMP.

foto: Michał Walusza

Ona też w emocjach czekała na popołudniowy mecz półfinału miksta, w którym Witek i Jakowczuk walczyli z duetem uniwersytetu z Dublina. Polka kolejny raz wychodziła na kort przeciwko Kate Frost – 48. zawodniczce światowego rankingu deblistek, z którą wcześniej przegrała w singlu. David Walsh był zaś dobrze znany Polakowi, gdyż niegdyś obaj razem trenowali. Pierwszy set przebiegał pod dyktando rywali, do których udało się zbliżyć tylko raz (przegrana do 14). Drugiego lepiej rozpoczęli gdańszczanie, którzy po dobrych serwisach Magdy prowadzili już 5:1. Doszło do dramatycznej końcówki i gry na przewagi. Pierwszego meczbola Irlandka zmarnowała, serwując w siatkę, ale drugi był już skuteczny.

– Gra układała się tak, jak chcieliśmy, ale zabrakło dobrego wykończenia. Przeciwnicy zagrali dziś bardzo dobrze taktycznie, rozrzucali nas po boisku. Oprócz walki z nimi toczyłam też walkę ze sobą. Było bardzo dużo grania i bardzo mało czasu na odpoczynek. Wczoraj spędziłam w hali 14 godzin – komentowała zmęczona Magda, która i tak bardzo cieszyła się z drugiego brązowego medalu. – Który trudniej było zdobyć? Raczej ten w mikście. W drużynie zawsze można liczyć na kolegów, a tu tylko na siebie i partnera – dodała.

– Jeden wygrany ćwierćfinał w grach indywidualnych to bardzo dobry wynik. Cała polska ekipa zaprezentowała się wyśmienicie. Mimo okresu wakacyjnego o dziwo wszyscy przyjechali świetnie przygotowani i walczyli do ostatniej lotki – podsumował trener Politechniki Gdańskiej, Rafał Kasprów, który wspomagał także pozostałe nasze ekipy.