Włosi nie chcą zarabiać na uniwersjadzie?

0
799
fot. Michał Kozłowski

Oficjalne sklepy uniwersjadowe są każdorazowo oblegane przez uczestników, bo przecież każdy chce mieć pamiątkę, a maskotki dostają tylko medaliści. Organizatorzy kilku ostatnich uniwersjad w perfekcyjny sposób to wykorzystywali. Włosi – wcale.

Na dwóch statkach wycieczkowych, które są główną wioską uniwersjadową nie ma ani jednego sklepu, który sprzedaje gadżety z logo uniwersjady. Czasem rozkłada się stragan przy wyjściu z nabrzeża portowego, ale jego oferta jest fatalna, bo wybór jest minimalny. Maskotki są, za to skandalicznie drogie – dwudziestocentymetrowa kosztuje 20 euro. Biorąc pod uwagę, że jest to chyba najbrzydsza maskotka w dziejach uniwersjadowych startów – trochę drogo. Brakuje kubków, breloczki są tylko w jednym rodzaju. Właściwie brakuje wszystkiego. Niedbale wyłożone koszulki nie zachęcają nie tylko do założenia, ale nawet do wzięcia do ręki.

Na większości obiektów sprzedaż uniwersjadowych pamiątek też nie istnieje. W Mostra Oltremare, gdzie mieści się główne centrum prasowe i hale do judo i strzelectwa stoi jeden namiot. Znudzony Włoch większą cześć dnia spędza z nogami na stole, bo oferta nie przyciąga klientów.

Dwa lata w Tajpej w sklepie zlokalizowanym w centrum wioski kolejki zaczynały się rano i kończyły wieczorem. Na każdym obiekcie funkcjonował duży i ładny sklep. Podobnie było kilka miesięcy temu, gdy o medale w zimowych konkurencjach studenci walczyli w rosyjskim Krasnojarsku.

Na uniwersjadzie w Neapolu widać oszczędności na każdym kroku. Szkoda, że nikt nie pomyślał, że można też zarobić.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj