Obukowicz: jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz

0
3404

Michał Obukowicz to międzynarodowy piłkarski sędzia asystent, który mocno działa w strukturach sportu akademickiego. Od dwóch lat jest czołową postacią KS AZS AWF Warszawa.

Jak zaczęła się pańska przygoda z AWF-em Warszawa i sama współpraca z AZS-em?

Michał Obukowicz: Zdając maturę, zastanawiałem się, co chcę dalej robić w życiu. Moja pierwsza myśl – „zostanę dziennikarzem sportowym”. Zawsze chciałem być w jakimś stopniu związanym ze sportem. Trenowałem pływanie, piłkę nożną, tenis stołowy, jednak brakowało mi talentu, by liczyć na sukcesy w tych dyscyplinach, więc uznałem, że zdobędę wiedzę teoretyczną, która pozwoli mi lepiej odnaleźć się w świecie dziennikarstwa sportowego. Tak rozpocząłem studia na AWF Warszawa. Podążając ścieżką poszukiwania pomysłu na siebie, na pierwszym roku studiów ukończyłem kurs sędziego piłkarskiego i nawiązałem współpracę z sekcjami uczelnianymi AZS-u AWF Warszawa. Krok po kroku rozwijałem się w strukturach AZS, Uczelni, Klubu oraz sędziowskich. Ostatecznie pełniłem wiele różnych funkcji – członka zarządu AZS, pełnomocnika rektora ds. sportu, aż w 2017 roku zostałem dyrektorem oraz wiceprezesem ds. organizacyjnych KS AZS AWF Warszawa.

Dużo funkcji, więc pewnie i dużo pracy. Mówiąc w dużym skrócie – co należy do pańskich głównych obowiązków w AZS-ie?

Jako dyrektor oraz wiceprezes ds. organizacyjnych jestem odpowiedzialny za działanie całego klubu sportowego – największego klubu AZS w Polsce. Prowadzimy w jego ramach trzynaście sekcji zawodowych, mamy kilka sekcji uczelnianych, które regularnie biorą udział w Akademickich Mistrzostwach Polski, a także ogromną liczbę sekcji dziecięcych i młodzieżowych, które staramy się ciągle rozwijać. Prawie 500 zawodników, ponad 1500 dzieciaków, liczne wydarzenia i imprezy sportowe. Zajmuję się koordynowaniem pracy biura, działu sportu czy księgowości. Współpracuję na co dzień z ministerstwem, miastem, dzielnicą, uczelniami i szkołami partnerskimi, związkami sportowymi, AZS ZG. Nadzoruję też bieżące działania promocyjne, spotykam się z partnerami, pomagam w organizacji wydarzeń i eventów. Wspólnie z zespołem staramy się popularyzować sport i kulturę fizyczną nie tylko w środowisku akademickim, ale i otoczeniu lokalnym, miejskim. Do tego dochodzą sprawy codziennie, kontakty z trenerami, koordynatorami, zawodnikami. Faktycznie dużo tego.

Przechodząc do strony sportowej, tegoroczne sukcesy – 31. miejsce w klasyfikacji generalnej, 3. w klasyfikacji uczelni wychowania fizycznego – spełniły oczekiwania zarządu klubu?

Rankingi te traktujemy bardzo poważnie. Najważniejsze są w nich punkty odniesienia. W porównaniu z latami ubiegłym, pokazują, iż ciągle się rozwijamy jako klub. Ale akurat te dwa rankingi nie są dla nas najważniejsze.

W klasyfikacji medalowej zajęliście za to wysokie, drugie miejsce. Dorobek AZS AWF Warszawa to jedenaście złotych, trzy srebrne i sześć brązowych krążków. Lepszy był jedynie AZS AWF Katowice.

Zgadza się, to nasz główny powód do satysfakcji i dumy. Klasyfikacja generalna to ranking upowszechniania, ważna jest liczba startów. Pod tym względem Uniwersytet Warszawski nie ma sobie równych od lat.  Klasyfikacja medalowa ukazuje poziom sportowy, więc cieszy nas druga pozycja zaraz za AZS AWF Katowice. Cieszy nas coraz lepsza współpraca między klubem, a uczelnią, która rokrocznie rekrutuje studentów z większym potencjałem sportowym. Buduje nas również coraz lepsza pozycja w Systemie Sportu Młodzieżowego Ministerstwa Sportu. Rok 2019 zakończyliśmy tuż za podium, zaraz za AZS AWF Katowice, Śląskiem Wrocław i AZS Poznań.

W przyszłym roku szykują się kolejne wyzwania organizacyjne?

Razem z Uniwersytetem Warszawskim będziemy organizatorami AMP w futsalu i w piłce ręcznej. Jak co roku organizujemy nasze flagowe imprezy dla dzieci Warszawską Ligę Biegową, Od Zabawy do Sportu czy Dziecięcą Akademię Sportu. Dodatkowo wraz z uczelnią robimy Sztafetowy Nocny Bieg Kusego i inne projekty w zakresie upowszechniania sportu w środowisku akademickim. Dodatkowo na początku roku planujemy zorganizować obchody 70-lecia naszego klubu, co zapewne będzie nie lada wyzwaniem. Jednak w roku olimpijskim naszym głównym celem jest jak najlepsza organizacja szkolenia dla naszych zawodników. Chcemy odpowiednio wzmocnić rozwój naszych podopiecznych w najbliższych miesiącach, tak, by zoptymalizować ich szanse na wywalczenie minimum na igrzyska olimpijskie oraz inne imprezy główne zbliżającego się sezonu.

Których studentów warszawskiego AWF-u możemy zobaczyć w Tokio?

Ostatnio z Tomkiem Majewskim w trakcie Gali 90-lecia AWF Warszawa, usiedliśmy wspólnie i prześledziliśmy kandydatury naszych potencjalnych olimpijczyków do Tokio. Wyszło nam dziesięć nazwisk.

Ilu z nich to potencjalni medaliści przyszłorocznych igrzysk?

Najbardziej liczymy na podium w wioślarstwie, zwłaszcza, że Agnieszka Kobus-Zawojska jest już multimedalistką międzynarodowych imprez mistrzowskich czy igrzysk w Rio de Janeiro (brąz w 2016 r. w czwórce podwójnej – dop. red.). Oprócz niej, są również Szymon Pośnik i Dominik Czaja, którzy już zakwalifikowali się do Igrzysk i z pewnością będą myśleć o strefie medalowej. Wierzymy w Radka Kawęckiego, który kilka dni temu na krótkim basenie w Glasgow zdobył piąty medal mistrzostw Europy w stylu grzbietowym. Medal na igrzyskach idealnie zwieńczyłby jego bogatą karierę sportową. Ostatnio świetnie spisuje się polska drużyna szpadzistek, w składzie której jest nasza Magdalena Piekarska-Twardochel.

Intensywna praca zawodowa pozwala Panu utrzymać właściwą dyspozycję na mecze piłkarskie w roli sędziego asystenta?

Zdecydowanie tak. Reżim treningowy zawodowych sędziów piłkarskich w ekstraklasie jest zbliżony do zawodniczego. Raz w miesiącu mamy zgrupowania treningowe w COS Spała, co poniedziałek otrzymujemy treningi od trenera przygotowania fizycznego Grzegorza Krzoska (były reprezentant Polski na 800 m), przez którego każda jednostka treningowa jest monitorowana i oceniana. Nie ukrywam, że od 2018, aby jeszcze lepiej przygotować się do sezonu, korzystam z doświadczeń czy wskazówek trenerów i zawodników naszego klubu. W zeszłym roku przygotowywałem się do sezonu pod okiem Michała Krawczyka, wielokrotnego medalisty Polski w wieloboju. Współpraca z kimś tak wszechstronnym w zakresie szybkości, siły, koordynacji, wytrzymałości czy sprawności bardzo mi pomogła. W tym sezonie, w treningu pomaga mi moja dziewczyna, reprezentantka Polski na 400 m przez płotki – Emilia Ankiewicz, która, gdy ma możliwość, ogląda moje mecze i podpowiada co poprawić w kwestii techniki poruszania się, aby jeszcze wydajniej pracować na boisku. Praca sędziego asystenta jest uzależniona od sposobu poruszania się ostatniego obrońcy i nadążania za kontratakami drużyny atakującej. Na meczach ekstraklasy czy europejskich pucharów, nie zdarzyło się, abym nie nadążał za tempem gry. Nigdy nie miałem też żadnych problemów ze zdaniem, a nawet ze znalezieniem się w czołówce podczas egzaminów sprawnościowych sędziów. Jest to efektem pracy, którą stale muszę wykonywać na treningach, aby się dalej rozwijać.

Od dawna możemy pana oglądać w europejskich rozgrywkach?

Sędzią asystentem międzynarodowym jestem od 2014 roku, jednak już w 2012 roku debiutowałem w rozgrywkach europejskich w eliminacjach mistrzostw Europy do lat 19. Jako sędzia asystent w ekstraklasie sędziuje od 2010 roku. Wtedy, po pięciu latach bycia sędzią, musiałem wybrać specjalizację – czy zostać sędzią głównym, czy zaprzyjaźnić się z chorągiewką. Postawiłem na to drugie i ani trochę tego nie żałuję, ponieważ obecnie mam już prawie 230 meczów w ekstraklasie i prawie 30 meczów w rozgrywkach europejskich, w tym trzy mecze jako asystent w Lidze Mistrzów.

Prowadzi pan prywatną klasyfikację swoich najlepszych spotkań? Może są wśród nich takie, w których zapadłe decyzje były przedmiotem dyskusji w mediach i wśród kibiców?

Jako asystent jestem przyzwyczajony do tego, że o moim nazwisku się nie mówi. Jeśli podejmuję kontrowersyjną decyzję całą odpowiedzialność spada na sędziego głównego (śmiech). Zresztą o sędziach częściej mówi się jedynie, w kontekście złych decyzji (śmiech). W pamięci utkwiło mi kilka meczów godnych wspomnienia. Są to z pewnością wszystkie spotkania Ligi Mistrzów, w której niezależnie od doboru drużyn, to każde spotkanie wiąże się z dodatkowych dreszczykiem emocji. Miałem przyjemność sędziować w Lidze Europy pojedynek Ajaksu Amsterdam z Celtą Vigo w sezonie, w którym Holendrzy dotarli aż do finału tych rozgrywek, a Hiszpanie odpadli w półfinale z Manchesterem United. Było to spotkanie utrzymane w niezwykłym tempie, gospodarze zwyciężyli 3:2, a ja, co jest niespotykane w zawodzie sędziego asystenta, przebiegłem aż 12 kilometrów. W Lidze Europy miło wspominam również mecz Villarealu z Rapidem Wiedeń, gdzie oprócz kilku trafionych decyzji związanych ze spalonymi, było kilka spornych sytuacji związanych z faulami które zostały później ocenione na moją korzyść. W obecnym sezonie, w eliminacjach do LE, miałem trzy trudne kwestie do rozstrzygnięcia, gdzie bez technologii VAR rozstrzygały się losy późniejszych awansów. Bardzo budujące po takich spotkaniach są SMS-y ze środowiska sędziowskiego z gratulacjami za podjęte decyzje.

Są jeszcze wspomnienia sędziowskie ze świata, do których często pan wraca?

Z meczów, które zapamiętam do końca życia, na pewno jest Anglia – Niemcy na Wembley, podczas którego po raz pierwszy w Anglii użyto technologii VAR. Świątynia futbolu, 80 tysięcy kibiców na trybunach, dwaj odwieczni rywale. Bardzo ciekawymi przeżyciami były też spotkania sędziowane w Japonii, czy w Arabii Saudyjskiej. Długo by opowiadać. Ogólnie w sędziowaniu mamy taką maksymę, że „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”, więc cały czas trenuję z myślą, że ten najlepszy jest dopiero przede mną.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj