Od historii sportu nie można wymagać nazbyt wiele, bo przedmiotem tej refleksji jest aktywność człowieka, która w wyjątkowym zakresie ukierunkowana jest na przyszłość. Dowodów ku temu co niemiara, bo – choćby – konia z rzędem temu trenerowi, który skutecznych receptur treningowych poszukuje w… odległej przeszłości. Amatorzy historii przekonują jednak, że jej utylitarnych walorów nie można traktować dosłownie. Tylko wówczas pojawiają się takie niepoliczalne wartości jak tradycja czy – nowocześniej – tożsamość.

O tej ostatniej najłatwiej mówić wyławiając z przeszłości zjawiska i zdarzenia powtarzalne (z tego powodu w jakiś sposób trwałe, a przy tym jeszcze specyficzne, czasem spektakularne, niekiedy jednak – z powodu owej monotonnej ciągłości – niedostrzegalne). Najprościej znaleźć je wówczas, kiedy uciekamy od szczegółów – detale często przesłaniają istotę sprawy – a generalizujemy, tworzymy syntezę, skrót, résume (wtedy koncentrujemy się na sednie i imponderabiliach, ale też trochę bezwiednie oceniamy i wartościujemy).

Jedną z pierwszych takich generalizujących i wartościujących zarazem opinii na temat Akademickiego Związku Sportowego sformułował „Przegląd Sportowy” już w  1922 r. (stowarzyszenie, wtedy jeszcze Akademickie Związki Sportowe, weszło wówczas ledwie w wiek nastolatka).

W tym jednym akapicie tkwi –jak sądzić – kwintesencja Azetesowej tożsamości. Jego autor nie ugrzązł w detalach, ale w oparciu o pewnie pełną szczegółów, rzetelną wiedzę zdobył się na jednoczesną generalizację i wartościowanie. W jego opinii clou AZS stanowią alians z Akademią, ciągła i dynamiczna progresja, intrygująca „wszechstronność frontu” oraz prestiżowa, żeby nie rzec „mocarstwowa” rola w sporcie polskim. Wystarczy teraz dowieść, że ta ponad stuletnia charakterystyka nic nie straciła na swej aktualności (to znaczy można ją bezpiecznie wykorzystać także dla opisania aktualnej kondycji AZS). Nie jest to proste nie dlatego, że opinia Przeglądu Sportowego była nieprawdziwa, a raczej z powodu miriad dowodów i argumentów za uniwersalnością i niezmiennością tej opinii.

Na refleksje o wielkości i akademickości Związku przyjdzie pora. Warto zastanowić się natomiast, jak postrzegać ową wszechstronność frontu. Pierwej i do walorów historii, i wartości tradycji w działalności AZS, przekonać wypada najmłodszych, bo tak można traktować przedstawicieli dyscyplin na tyle nowych i poniekąd jeszcze elitarnych (z ogromnym jednak potencjałem rozwoju!) jak choćby wszelkie -ingi  (windsurfing, carting, jogging, skiring, cheerleading, bowling). Ich obecność w łonie AZS jest chyba wypisz wymaluj ową intrygująca wszechstronnością frontu zauważoną i docenioną przez dziennikarza PS ponad sto lat temu.

Nie było i najpewniej nie ma takiego polskiego związku sportowego, który wspomnianą wszechstronność kultywować potrafił w tak długim okresie czasu, a i dzisiaj zdołał uczynić z tej otwartości na nowe rozwiązania, innowacyjności, awangardowości i pionierskości ważki atut i magnes przyciągający do AZS rzesze tych, którzy sportowego „przytuliska” nie mogą odnaleźć nigdzie poza sportem akademickim. Któż zresztą inny mógł być i jest bardziej efektywny w tak pojmowanej innowacyjności niż młode elity, otwarte na świat, pozbawione kompleksów, posługujące się językami obcymi, obyte w świecie…   Niech – gwoli wskazania historycznych dowodów innowacyjności, otwartości,  nowoczesności i wyjątkowość korporacji – przemówią trzy fotografie (wszystkie ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego) i jeden znany z pamiętników epizod. 

AZS był prekursorem wielu zupełnie nowych w Polsce dyscyplin sportu. Na fotografii inż. Stefan Gajęcki (AZS Warszawa) – zwycięzca w klasie 350 cm wyścigu ślizgaczy w Warszawie w 1935 r. Gajęcki był nie tylko promotorem zupełnie nowej dyscypliny, ale też wspaniałym konstruktorem i wynalazcą.
Na fotografii zawodnik AZS Warszawa Andrzej Korwin-Kossakowski w ślizgaczu na Wiśle w 1938 r. Zawody w tej dyscyplinie budziły wtedy podziw tak wielki jak współczesne zawody w windsurfingu
Wycieczka członków AZS Warszawa w 1938 roku kajakami z silnikami zaburtowymi wedle konstrukcji Gajęckiego.

I jeszcze żywe słowo – fragment wspomnień z przedwojennego AZS Lwów, którego sekcja lekkoatletyczna zorganizowała pierwsze zawody o mistrzostwo Polski w dziesięcioboju: „Faktycznymi organizatorami dziesięcioboju byli bracia: Władysław i Antoni Rzepka oraz Tadeusz Kuchar. Nie było wówczas tabel do obliczania punktów. Trójka organizatorów całą noc tłumaczyła przepisy z języka angielskiego i obliczała punkty. Działo się to w mieszkaniu Tadeusza Kuchara”.

Antoni Rzepka, uczestnik opisywanych zdarzeń, do 1926 lekkoatleta – tyczkarz AZS Lwów. Rekord życiowy 3,54 m ustanowił w 1925 r.

Wątek oryginalności i prekursorskiej roli AZS po wielekroć podejmowali najwybitniejsi znawcy dziejów korporacji, Ryszard Wryk i Maria Rotkiewicz. Ta ostatnia pisała: „W klubach akademickich wprowadzono nowoczesne zasady szkolenia i metody treningowe, które stanowiły wzór i były przenoszone do innych klubów sportowych. Był to znaczny wkład młodej polskiej inteligencji w budowę podstaw polskiego sportu”. Podkreślała tę pionierskość w odniesieniu do akrobatyki sportowej, gimnastyki artystycznej, judo, podnoszenia ciężarów, rugby, karate, kick-boxingu i taekwondo. Innowacyjność pojmowana w ten właśnie sposób była zresztą jednym z priorytetów działań Związku i bynajmniej nie skończyła w się wraz z końcem II RP.

Tekst: dr hab. Dariusz Słapek


Dr hab. Dariusz Slapek, prof. UMCS, historyk starożytności, który atencję wobec antyku łączy z fascynacją historią sportu. Naturalnym spoiwem zainteresowania obu kwestiami stały się dla niego studia nad olimpizmem. Kierownik projektu, w ramach którego powstało Wirtualne Muzeum AZS. Obecnie pełni także rolę Dyrektora Instytutu Historii UMCS w Lublinie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj