Magdalena Stefanowicz niedawno sięgnęła z koleżankami po srebro podczas MŚ sztafet w Chorzowie, a teraz walczy z całych sił o miejsce w kadrze biało-czerwonych na igrzyska olimpijskie w Tokio. – Nie będzie łatwo się dostać. Konkurencja wśród sprinterek jest spora – mówi nam biegaczka AZS AWF Katowice.
Polska sztafeta 4 x 100 metrów kobiet drugą najlepszą na mistrzostwach świata w Chorzowie. Lepsze od was były jedynie Włoszki, a wyższości musiały uznać m.in. faworyzowane Holenderki. Doszła pani do siebie po tym niespodziewanym sukcesie?
– Magdalena Stefanowicz (sprinterka AZS AWF Katowice, srebrna medalistka MŚ sztafet w rywalizacji 4 x 100 m): Przez te kilka dni zdążyłam się już oswoić z tym, czego udało się nam dokonać. Radość z medalu była niesamowita, a teraz mam dodatkową motywację do pracy. Mamy kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Tokio i ze swojej strony zrobię wszystko, żeby załapać się do sztafety. Nie będzie łatwo dostać się do niej. Wliczając rezerwowe, miejsc do Japonii jest sześć, a rywalizuje dziesięć dziewczyn.
Szykując się do mistrzostw świata sztafet w Chorzowie, zakładałyście, że na własnym obiekcie można się pokusić o niespodziankę, czy wiary w sukces nabrałyście dopiero dzięki udanemu występowi w eliminacjach?
– Przed startem byłyśmy przez trzy tygodnie na obozie na Teneryfie. Tam dość mocno wierzyłyśmy, że stać nas na szybkie bieganie. Trener Jacek Lewandowski również pokładał w nas nadzieję. Przed startem podbudowywał nas, mówiąc, że biegowo jesteśmy dobrze przygotowane, tylko trzeba to pokazać w rywalizacji. W eliminacjach do finału dziewczyny pobiegły rewelacyjnie i przede wszystkim zdobyły kwalifikację na igrzyska, co było dla nas najważniejsze.
W MŚ sztafet wkroczyła pani do rywalizacji dopiero w finale, zastępując w czwórce Paulinę Guzowską.
– W eliminacjach pierwotnie miała biec Marika Popowicz-Drapała, ale lekko coś ją bolało, a sztab szkoleniowy nie chciał ryzykować pogłębienia urazu. W jej miejsce wskoczyła właśnie Paulina, która startowała również w sztafecie 4×200 m. Trener uznał, że dobrze by było, aby zachowała ona więcej sił na bieg na dłuższym dystansie.
Były nerwy przed startem?
– Czułam się bardzo dobrze przygotowana i fizycznie, i psychicznie. Wchodząc na Stadion Śląski przed finałem, miałam lekki stres, ale stając w blokach, momentalnie opadło ciśnienie. Skupiłam się wyłącznie na tym, żeby pobiec jak najlepiej i podać Klaudii Adamek pałeczkę.
Media i kibice mocno rozpływali się nad finałowym występem Pii Skrzyszowskiej.
– Pia pobiegła fenomenalnie, „wystrzeliła” jak rakieta. To mocno pomogło nam ukończyć finał na drugiej pozycji.
Wróćmy do rywalizacji o miejsce w sztafecie. Do igrzysk pozostało jeszcze dwa miesiące rywalizacji na zawodach i treningach. Biegiem w MŚ sztafet przybliża się pani do wylotu do Japonii?
– To był dla mnie wielki zaszczyt móc wystartować w dużej imprezie i być w finale z najlepszymi sprinterkami, walcząc o dobry wynik. Wszelkie spekulacje o tym, które z nas zostaną wybrane na igrzyska, są teraz przedwczesne. Zweryfikują nas głównie nadchodzące starty indywidualne.
Ma pani już ustalony harmonogram występów?
– Wstępnie już wiem, dokąd się wybiorę na zawody. W przyszłym tygodniu, 16 maja (rozmawialiśmy w piątek, 7 maja – dop. red.), wystartuję w mityngu w Karpaczu. Później czekają mnie Akademickie Mistrzostwa Polski w Bielsku-Białej (20-23 maja), a później zobaczymy.
Będzie jeszcze szansa pobiec w reprezentacyjnej czwórce przed powołaniami na igrzyska?
– Pod koniec maja są drużynowe mistrzostwa Europy w Chorzowie (29-30 maja) i każda z nas znów chciałaby się zaprezentować na tym stadionie. Z tego, co się orientuję, do 20 maja powinniśmy poznać decyzję trenera co do wyboru zawodniczek na te zawody.
Niedzielnym sukcesem przypomniała pani sobie smak medalu na arenie międzynarodowej. Podobnie jak przed czterema laty w Nairobi na mistrzostwach świata U-18 znów przypadło pani srebro.
– Lecąc do Kenii, w ogóle nie myślałam o medalu. Za sukces przyjmowałabym wówczas sam awans do finału. Wraz z trenerem Krzysztofem Kotułą przygotowaliśmy niezłą formę na mistrzostwa, co udało się potwierdzić w decydującym biegu. Można zdobywać medale, nie będąc faworytką.
Spodziewała się pani, że po tym sukcesie kariera nabierze większego rozpędu?
– Tak. Uwierzyłam w siebie, zobaczyłam, że stać mnie na duże rzeczy. Rok później ponownie wystartowałam w mistrzostwach świata U-20 w fińskim Tampere, gdzie zajęłam piątą pozycję, z czego również byłam bardzo zadowolona. Dwa lata później powtórzyłam tę lokatę na MŚ U-20 w szwedzkim Boras.
W nadchodzących AMP-ach w Bielsku-Białej powalczy pani o medal w barwach AZS AWF Katowice.
– Jestem związana z tym klubem od 2019 roku, od sezonu halowego. To był dobry wybór. Ze strony AZS-u mogę liczyć na pomoc finansową, na miejscu mam wszystko, czego potrzebuję do właściwego przygotowania. Nie ma też żadnych problemów z pomocą fizjoterapeutów. Wszystko jest na swoim miejscu.
Tekst: Artur Kluskiewicz