Natalia Kaczmarek z AZS AWF Wrocław robi furorę w bieżącym sezonie lekkoatletycznym. 23-latka kolekcjonuje medal za medalem, a formą na bieżni przyćmiła bardziej utytułowane koleżanki ze sztafety. – Sama nie przypuszczałam, że tak „odpalę” – mówi świeżo upieczona mistrzyni Polski w biegu na 400 metrów.

Wszystko dzieje się dynamicznie dla pani w tym sezonie. Udana forma była już w  sezonie halowym w Toruniu – czwarte miejsce w HMP i trzecie w sztafecie 4×400 m na HME. Skąd taki nagły wystrzał formy?

– Po zimowych przygotowaniach ciężko było przypuszczać, iż wykonam taki postęp. Przed sezonem nawet nie zakładałam, że mogę być na takim poziomie. W zeszłym sezonie dobrze wyglądałam na treningach, ale nie przełożyło się to na wyniki. Sama więc nie wiedziałam, czego się spodziewać po sobie w tym roku. Już w sezonie halowym wyglądałam dobrze biegowo, mimo że ten rodzaj rywalizacji nie jest moim ulubionym. Na stadionie wszystko jeszcze mocniej „odpaliło”. Właściwie każdy start wychodził super.

W rewelacyjnych wynikach jest jakaś zasługa… nowych butów? Trener Aleksander Matusiński w jednym z wywiadów podkreślał, że wybrany przez was model firmy New Ballance bardzo wam służy.

– Rzeczywiście, bardzo dobrze się w nich biega i mi pasują, ale wszystko zależy od indywidualnego dopasowania i nie przeceniałabym ich znaczenia. Jeszcze w hali czy ostatnio w mistrzostwach Polski, gdzie zrobiłam „życiówkę”, biegałam w starym obuwiu.

Zanim sięgnęła pani po złoto na MP w Poznaniu, w maju rozdawała pani karty w Chorzowie. W mistrzostwach świata sztafet odegrała pani kluczową rolę w zdobyciu przez Polki srebra, a następnie, na Drużynowych Mistrzostwach Europy również deklasowała pani rywalki.

– Super wspominam obie imprezy. Dla mnie MŚ sztafet były pierwszym startem w sezonie letnim. Sztafety rozgrywa się zupełnie inaczej niż biegi indywidualne. Biega się dla wszystkich i trzeba się zmierzyć z większą odpowiedzialnością. Już w przed turniejem, w jednym z biegów w Chorzowie pokazałam się całkiem nieźle. Czułam, że jestem w formie, ale to zawsze tylko trening. W finale, na ostatniej zmianie startowały bardzo dobre zawodniczki i trochę się stresowałam tym, zwłaszcza że wcześniej nie biegałam na tak wysokim poziomie. Nie chciałam zawieść koleżanek. Cieszę się, że mogłam się przyczynić do sukcesu naszej reprezentacji w World Relays. Występowi w DME również towarzyszył duży stres. Nigdy nie startowałam indywidualnie na seniorskiej imprezie tej rangi, a dodatkowo przystępowałam z najlepszym czasem w Europie i można było oczekiwać ode mnie wygranej. Miałam świadomość, że te punkty mogą pomóc naszej kadrze w walce o tytuł mistrzów Europy.

Medale w seniorskiej stawce zaczynają panią lubić. Podczas MP w Poznaniu zwyciężyła pani z rekordem życiowym 50.72, pokonując m.in. Justynę Święty-Ersetic czy Małgorzatę Hołub-Kowalik. 

– Rok czy dwa lata mogłabym jedynie śnić o takim wyniku, jaki udało mi się osiągnąć. Już wielkim szokiem było dla mnie zejście poniżej 52 sekund. Na ostatnich treningach przed startem czułam się bardzo dobrze, podobnie jak koleżanki, które też „wykręcały” świetne czasy. Przeczuwałam, że w razie korzystnych warunków w Poznaniu mogę złamać barierę 51 sekund. Zawsze przeżywam występ w MP mocniej niż niejedne zawody międzynarodowe, ale na szczęście, emocje mnie nie sparaliżowały.

Finałowy bieg z Poznania był najszybszym w historii MP. Siedem zawodniczek pobiegło poniżej 53 sekund. Rywalizacja wśród naszych 400-metrówek jest tak duża, że chyba każdą okazję do startu trzeba traktować jak mały finał, jak grę o wszystko.

Taka rywalizacja z jednej strony napędza do działania, a z drugiej – trochę paraliżuje. Z tyłu głów mamy świadomość, że jeśli wydarzy się coś nie po naszej myśli, to można stracić szansę wyjazdu na docelową imprezę. W tym roku olimpijskie minimum osiągnęły jedynie trzy dziewczyny, w tym ja. Wystarczyłoby, że kolejna z koleżanek osiągnęła je w trakcie MP, a nagle jednej z nas wywróciłoby to plany do góry nogami. Takie momenty bywają stresujące.

Przed panią igrzyska, z trzecim najlepszym czasem wśród Europejek w tym roku i czwartym w historii Polski. Idzie pani za ciosem i do Tokio leci po medale, czy przede wszystkim po naukę na przyszłość?

Lecę po zdobycie doświadczenia. To będzie mój debiut na igrzyskach. Wiadomo, chciałabym się pokazać indywidualnie z jak najlepszej strony, ale nie oszukujmy się: na medal nie mam szans, a na finał są one minimalne. Są zawodniczki, które biegają poniżej 50 sekund. Musiałabym się jeszcze mocno poprawić, żeby zakwalifikować się do biegu o medale. Będę walczyć z całych sił, ale jeśli nie dostanę się do finału, nie będę płakać. Bardziej nastawiam się na rywalizację w sztafecie, gdzie wszyscy wiemy, iż chcemy przywieźć medal. To na pewno będzie nasz główny cel – mój i myślę, że innych dziewczyn również.

Jak będą wyglądały ostatnie tygodnie przed podróżą do Tokio?

– Przebywamy na zgrupowaniu w Karpaczu, skąd następnie pojedziemy do Warszawy. W stolicy czeka nas złożenie przysięgi, odbiór sprzętu i wylot do Japonii.

W mediach pojawiły się pogłoski o ewentualnym rozstaniu trenera Aleksandra Matusińskiego z kadrą.

– Nie słyszałam tego i ciężko mi się szerzej odnieść. Z trenerem Matusińskim mamy na co dzień kontakt i byłoby przykre, gdyby pożegnał się z reprezentacją. Taka ewentualna decyzja jednak nic nie zmienia w moim przypadku, w kontekście indywidualnego przygotowania, treningów. Na co dzień pracuję z trenerem klubowym Markiem Rożejem i raczej na tym się skupiam.

Wspólnie pracujecie w AZS AWF Wrocław.

– W tym klubie jestem od pięciu lat. Moje przenosiny do Wrocławia były związane z podjęciem studiów i zmianą trenera. Na początku, gdy byłam na fizjoterapii, było bardzo ciężko pogodzić studia z treningami. Bardzo często nie było mnie na zajęciach. Teraz, na studiach magisterskich jestem na Wydziale Sportu. To bardziej wiąże się z moją obecną profesją, dzięki czemu jest troszkę łatwiej.

Bardzo możliwe, że w Tokio zobaczymy dwie zawodniczki związane obecnie lub w przeszłości z Gorzowem Wielkopolskim. Trener Matusiński chciałby zabrać do Japonii także Kornelię Lesiewicz.

Pochodzę z Drezdenka, ale to w Gorzowie trenowałam przez lata, do momentu rozpoczęcia studiów. Kornelia jest najmłodsza z dziewczyn w reprezentacji, ale świetnie się dogadujemy. Bardzo dobrze odnalazła się w naszej grupie. Zresztą, z tym nie ma u nas dużego problemu. W kadrze jest duży przedział wiekowy: Kornelia ma niespełna 18 lat, a Iga Baumgart-Witan – 32, ale nie jest to w żaden sposób odczuwalne. Bardzo dobrze czujemy się we własnym gronie.

Rozmawiał Artur Kluskiewicz