AZS UŚ Katowice może się utrzymać. „Niezmiennie wierzę w zespół”

0
975
fot. AZS UŚ Katowice

Futsaliści AZS UŚ Katowice wciąż znajdują się w strefie spadkowej z STATSCORE Futsal Ekstraklasy, ale nowy trener Damian Wojtas wciąż jest pełen nadziei, że uda się uratować miejsce w elicie.

To początki Pańskiej trenerskiej pracy w AZS UŚ Katowice.

– Trenerem jestem od 11 lutego. Owszem, wcześniej rozmawiałem z prezesem Aleksandrem Fangorem, ale w formie luźnych rozmów pomeczowych. W poprzednich tygodniach udzielałem się jako komentator telewizyjny przy okazji meczów AZS. Byłem zaskoczony, gdy prezes wyszedł z propozycją, żebym objął funkcję trenera. Potrzebowałem dwóch dni, aby to wszystko sobie poukładać w głowie i dojść do przekonania, że to jest odpowiedni czas na początek pracy szkoleniowca.

Dla Pana jest to powrót do klubu, po wcześniejszych latach gry dla AZS UŚ.

– Spędziłem w tej drużynie kilka lat jako zawodnik. To w Katowicach zakończyłem również swoją karierę w futsalu. Z tym miejscem łączą mnie same dobre wspomnienia. Było mi więc łatwiej podjąć decyzję o pomocy drużynie AZS, zwłaszcza, że z kilkoma zawodnikami miałem też okazję jeszcze grać.

Efekt nowej miotły poskutkował, wygrywając 6:2 z Clearexem Chorzów w debiucie. Z kolei w zeszły weekend stracone dwa punkty u siebie z KS Acaną Orzeł Futsal Jelcz-Laskowice (1:1) pewnie nieco podcinają Wam skrzydła w kontekście walki o utrzymanie w StatScore Futsal Ekstraklasie. Obecnie zajmujecie piętnastą pozycję z dorobkiem 12 punktów, a do bezpiecznego, trzynastego miejsca tracicie dziesięć „oczek”.

– Dalej niezmiennie wierzę, że utrzymanie jest w naszym zasięgu. Wiem, jakich mam zawodników, a także, na co ich stać. W ostatnich ośmiu kolejkach dalej możemy dużo ugrać dla siebie. Nie spisuję naszego zespołu i tego sezonu na straty. Faktem jest, że pierwsze tygodnie były bardziej poświęcone odbudowie mentalnej drużyny, niż samemu treningowi, czy zmianie planu taktycznego. Pracowaliśmy głównie nad tym, żeby chłopcom wróciła radość z gry. Punkt zdobyty z Orłem może niewiele nam daje pod względem matematycznym, natomiast z mojego punktu widzenia może być on zastrzykiem pozytywnego nastawienia na następne tygodnie. W głowie pozostaje myśl o kolejnym dobrze rozegranym meczu, a nie porażka.

Kalendarz gier na koniec sezonu jest Waszym sprzymierzeńcem?

– Dla nas każdy mecz będzie ciężki, o ile sami ze sobą sobie poradzimy. Wiem, jakim dysponuję składem, jaki poziom prezentują chłopcy. Jeśli z naszej gry wyeliminujemy chaos, który wkradł się w końcówce ostatniego meczu z Orłem, to stać nas na kolejne punkty. Z kolei jeżeli można mówić o dogodnym terminarzu, to uważam, że mamy bardzo dobry układ gier. Wszystkie ważne mecze z bezpośrednimi przeciwnikami mamy przed sobą, w dodatku na własnym parkiecie. Wszystko w naszych nogach i głowach.

Trenerzy rzadko starają się wyróżniać zawodników za poszczególne mecze. Czy w składzie AZS UŚ są gracze, którzy w tym sezonie stanowią pewne punkty drużyny?

– Mając wyróżnić jednego zawodnika, mogę wskazać, że na pewno bardzo mocnym punktem jest Olek Waszka. Gdy komentowałem mecze, to wiele z nich wybronił chłopakom, ale widzę też, że reszta ekipy dostosowuje się do jego poziomu. Po miesiącu pracy mogę być zadowolony z tego, jak bronimy. W trzech meczach rozegranych z mocnymi przeciwnikami straciliśmy raptem cztery bramki. Na pochwałę zasługuje cała defensywa, ale elementem kluczowym jest Olek.

Czy koronawirus mocno komplikuje rozgrywki w STATSCORE Futsal Ekstraklasie?

– Większość spotkań udaje się rozegrać w terminie, ale niestety pojedyncze mecze są przekładane. Rozmawialiśmy z kolegami z innych drużyn i wiemy, że są przypadki zachorowań. Przez pandemię brakuje też kibiców, co w naszym przypadku byłoby dużym handicapem.

Pański odpowiednik z ławki trenerskiej FC Toruń, Łukasz Żebrowski, po latach z powodzeniem wrócił na parkiet, a Pana nie ciągnie do rywalizacji?

– Oj, ciągnie wilka do lasu, akurat funkcje trenera i zawodnika trudno jest połączyć na dłuższą metę. Przed laty w moim macierzystym klubie w Siemianowicach Śląskich, gdzie na co dzień mieszkam, byłem jednocześnie zawodnikiem i grającym asystentem, ale jest to ciężka sprawa. Kiedy są treningi i akurat jest gierka, wchodzę do rywalizacji i cieszę się. Chłopcy się śmieją, że nie odstaję od nich.

Po miesiącu nowej pracy jest pan w pełni przekonany do swojej nowej funkcji?

– Jak najbardziej. Trochę nieprzespanych nocy kosztowała mnie praca trenera w początkowej fazie, choćby przygotowanie planu na zespół. Chciałem przede wszystkim zaszczepić wiarę w drużynę. Szatnia piłkarska była dobra, ale przez jedenaście porażek była szczerze podłamana. Teraz sfera mentalna rośnie z każdym treningiem i meczem. Wydaje mi się, że zawodnicy ufają mi, dzięki czemu idziemy w dobrą stronę. Nie robiłem totalnego przewrotu, ale na kilka niuansów zwróciłem uwagę. Póki jest nadzieja będziemy walczyć o Ekstraklasę. Nawet gdyby to się nie udało, wykonana praca zaprocentuje w pierwszej lidze. Mam zapewnienie od szefostwa klubu, że możemy być spokojni o start w przyszłym sezonie.

Rozmawiał: Artur Kluskiewicz