Mateusz Sochowicz kolejny raz był najlepszym azetesiakiem w Pekinie. Prócz niego startowały jeszcze narciarka i łyżwiarka.

Sochowicz przystąpił do rywalizacji sztafetowej podbudowany spotkaniem z szefem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Thomas Bach wbrew obietnicy nie obejrzał jego indywidualnego startu, w którym Polak zajął 25. miejsce, ale obaj umówili się na zmagania dwójek. Bach osobiście pogratulował mu powrotu do rywalizacji po koszmarnej kontuzji. – Silny i dzielny z pana człowiek – powiedział.

Sochowicz tę siłę pokazał w starcie drużynowym. Ruszył po Klaudii Domaradzkiej, przejechał bezpiecznie, płynnie i bez błędu, osiągając dziesiąty wynik wśród mężczyzn. Azetesiak włączył zielone światło Wojciechowi Chmielewskiemu i Jakubowi Kowalewskiemu, którzy w rywalizacji dwójek zajęli wcześniej dziewiąte miejsce. Ci niewielkie straty do Rumunów odrobili z nawiązką.

Polska drużyna wywalczyła ostatecznie bardzo dobrą ósmą lokatę, w czym pomogli nam nieco Słowacy, którzy nie ukończyli rywalizacji. Nasi stracili do najlepszych Niemców 3.73 sek. Powtórzyli wynik z dwóch poprzednich igrzysk i osiągnęli naprawdę spory sukces. Trzeba wziąć pod uwagę, że polski zespół okazał się najlepszy w nietypowej klasyfikacji krajów, które… nie mają swojego toru saneczkowego.

– Trochę namieszałem w górnej i dolnej partii toru, ale nie mam sobie wiele do zarzucenia. Cieszę się, że mogłem zaprezentować poziom, który pozwolił nam zająć to ósme miejsce. Do siódmego zabrakło nam półtorej sekundy i to jest zauważalna różnica w stosunku do państw, które mają swoje tory. My chcielibyśmy bić się nie tylko o ósemkę i mieć możliwość powalczyć o coś więcej – powiedział Sochowicz na antenie Polskiego Radia.

Drugi występ w Pekinie zaliczyła Magdalena Kobielusz z AZS AWF Katowice. W wyścigu na 10 km stylem klasycznym zajęła 78. miejsce ze stratą 7:34 do zwyciężczyni Therese Johaug. Norweżka zdobyła kolejne złoto, wyprzedzając o 0,4 sek. Kerttu Niskanen. Jeszcze mniej – bo 0,1 sek. – dzieliło trzecią Kristę Parmakoski i Rosjankę Natalię Neprayevą. Najlepsza z Polek – Izabela Marcisz była 29.

Niespodziewany start zaliczyła jej klubowa koleżanka. Magdalena Czyszczoń wzięła udział w łyżwiarskim wyścigu na 5000 m, choć pierwotnie nie było jej na listach startowych. Z rywalizacji wycofała się jednak Kanadyjka Blondin, a Polka była pierwszą rezerwową. Startując w drugiej parze, Czyszczoń przez kilka okrążeń dotrzymywała kroku Chince Han Mei, ale ostatecznie przegrała z nią. Jej czas 7:21.49 był o sześć sekund gorszy od rekordu życiowego i najgorszym wynikiem w stawce.

Trzeba jednak pamiętać, że przez koronawirusa nasza panczenistka nie mogła w pełni przygotować się do startu i sam jej występ należy traktować jako sukces (wcześniej rywalizowała na 1500 m i też była ostatnia). – Minione dwa tygodnie były bardzo ciężkie. Optymistycznie patrzę jednak na bieg drużynowy. Dwa ostatnie starty były dla mnie bardzo dobrym przetarciem przed tym występem – powiedziała w wywiadzie dla Eurosportu.

Foto: PressFocus