W AZS nauczyłam się organizacji sportu od kuchni

0
2278

– AZS wręcz zmienił moje życie. Wielozadaniowość, jakiej nauczyłam się podczas studiów i działalności w AZS, obecnie bardzo mi się przydaje – przyznaje Ela Poznar, która przez wiele lat była związana z Klubem Uczelnianym AZS na Uniwersytecie Opolskim. Później na dłużej związała się z siatkówką. Obecnie pełni funkcję kierownika reprezentacji Polski mężczyzn w siatkówce. 

– Swoją przygodę ze sportem rozpoczęłaś w AZS. Jak wspominasz swoją działalność w Akademickim Związku Sportowym?

– To był bardzo fajny czas. Przez tych kilka lat nauczyłam się organizacji sportu od kuchni na różnych poziomach, po prostu w praktyce. Trochę trenowałam, ale więcej działałam w kilku sekcjach. Poznałam świetnych ludzi z całej Polski, którzy też byli zmotywowani do pracy, do robienia czegoś więcej niż tylko studiowania czy imprezowania. Do wielu z nich mogę zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, wiedząc, że pomogą, jeśli pojawi się problem.

– Czy, patrząc na swoją przygodę z AZS z perspektywy czasu, uważasz, że AZS dał Ci coś przydatnego w życiu?

– Myślę, że wręcz zmienił moje życie. Jeśli dobrze pamiętam to na pierwsze zebranie KU AZS trafiłam z koleżanką zupełnie spontanicznie. Wtedy jeszcze planowałam karierę dziennikarza sportowego, ale okazało się po czasie, że bardziej interesuje mnie ta druga strona. Skończyłam dziennikarstwo i przeniosłam się na studia magisterskie z zarządzania w sporcie. AZS też nauczył mnie rozciągania doby – w ostatnim semestrze pisałam licencjat, pełniłam funkcję wiceprezesa klubu uczelnianego, wyjeżdżałam z kilkoma sekcjami na AMP-y i udawało mi się z całkiem niezłymi ocenami zaliczać przedmioty na kierunku. Ta nabyta wielozadaniowość obecnie bardzo mi się przydaje.

– Jaki jest twój drugi ulubiony sport po siatkówce?

– A skąd ta pewność, że siatkówka jest ulubionym?! W moim sercu zawsze jest miejsce dla piłki ręcznej i jak tylko mam czas, to oglądam rozgrywki czy to ligowe, czy międzynarodowe. Pochodzę z Dolnego Śląska, gdzie w moich czasach szkolnych mieliśmy aż cztery drużyny męskie w najwyższej lidze, a dziewczyny z Zagłębia Lubin, odkąd pamiętam, biły się o mistrzostwo Polski. Było komu kibicować, a miłość do szczypiorniaka została. Lubię też lekką atletykę, tam jest piękno klasycznej definicji sportu. Przyjemnie się patrzy na naszych sportowców, walczących o medale na największych stadionach świata.

– Miałaś okazję poznać wiele osób funkcjonujących w sporcie. Czy są wśród nich tacy, których cenisz w sposób szczególny?

– Są cechy, które szczególnie cenię u ludzi w ogóle. To ambicja, szczerość i podążanie własną drogą w zgodzie ze sobą. Cały czas podziwiam panią trener szczypiornistek Zagłębia Lubin, Bożenę Karkut. Kobieta szkoleniowiec w sportach drużynowych jest nadal czymś rzadko spotykanym, a pani trener pozostaje na stanowisku już chyba dwadzieścia lat, bo jest po prostu dobra w tym co robi i robi to co kocha. Zawsze był to dla mnie jakiś punkt odniesienia w momentach zawahania, że droga którą obrałam ma sens.

– Kobieta w sportowym świecie mężczyzn to wyzwanie?

– Na pewno, ale nie wiem czy większe dla mnie, czy dla mężczyzn, którym przychodzi pracować ze mną. Kobiet jest zauważalnie mniej, chociaż myślę, że to też zależy od dyscypliny i kraju. Bywa ciężko, bo gdzieś tam w przekonaniach sporej jeszcze grupy ludzi jest utarte, że to faceci znają się na sporcie i zdarza się, że trzeba udowadniać, że „ta blondynka” wie co robi. Ja robię po prostu to co do mnie należy, znam przepisy, regulacje i wiem co i jak. Prawdę mówiąc zawsze trochę mnie dziwi pytanie o pracę z mężczyznami, bo jeśli wszyscy podchodzimy ze zwykłym szacunkiem do drugiego człowieka to płeć przestaje mieć znaczenie.

– Jak to się stało, że zostałaś kierownikiem reprezentacji Polski?

– Powiedziałabym, że przez zbieg okoliczności, ale nasz trener mówi, że nie ma przypadków. Vital Heynen twierdzi też, że kobiety są lepiej zorganizowane od mężczyzn, stąd w ogóle pomysł na damską obsadę tego stanowiska. Ja od kilku lat pracowałam przy turniejach międzynarodowych, w międzyczasie byłam też menedżerem Espadonu Szczecin, odbyłam kilka rozmów z trenerem i jakoś tak wyszło, że zdobyłam jego zaufanie.

– Co należy do twoich obowiązków?

– Zakres moich obowiązków jest dość elastyczny, bo to szeroko pojęta odpowiedzialność za reprezentację. Jestem z drużyną na zgrupowaniach, turniejach, w podróży i nigdy do końca nie wiem jaki temat do tzw. załatwienia może się pojawić. Najczęściej to pilnowanie bieżących spraw związanych z zakwaterowaniem, posiłkami, treningami, czy sprzętem. Jestem osobą łączącą biuro Polskiego Związku Piłki Siatkowej z siatkarzami i sztabem. Za granicą pełnię rolę szefa delegacji, odpowiadam za to żeby mój zespół miał odpowiednie warunki pobytu, kontaktuję się z organizatorami, pilnuję aby wszystko szło zgodnie z planem, a kiedy potrzeba biorę sprawy w swoje ręce. Gdy nie idzie to zaczyna się prawdziwa zabawa, bo wtedy trzeba szukać planów awaryjnych.

– Czy Vital Heynen jest rzeczywiście takim ekscentrykiem?

– Jest jedyny w swoim rodzaju. Sam mówi, że poczułby się urażony jeśli ktoś nazwałby go normalnym. Śmialiśmy się w Japonii, że odliczam dni do końca, ale praca z nim to gwarancja braku nudy. Dni „na kadrze” są bardzo podobne do siebie, ale Vital zawsze wymyśli coś na urozmaicenie schematu. Nie powiem, zdarza się, że muszę dwa razy przemyśleć niektóre jego pomysły, żeby zrozumieć ich prawdziwy sens, ale, patrząc po efektach, w tym szaleństwie jest metoda.

– Masz jakąś ciekawą anegdotkę z kadry ze swoim udziałem?

– Kiedyś może napiszę książkę na bazie tych wszystkich anegdot… Na jednym z turniejów komisarz zawodów uwierzył trenerowi, że to ja ustalam wyjściową szóstkę. Vital zapytany przed meczem o skład do protokołu wskazał na mnie i powiedział, że to ja decyduję, a on nic nie wie. Ponieważ nasz trener znany jest z niekonwencjonalnych pomysłów, tak więc pan komisarz mimo pierwotnego lekkiego zdziwienia, wszelkie pytania z pełną powagą kierował potem do mnie.

– Co mogłabyś na koniec powiedzieć młodemu człowiekowi, który waha się czy wstąpić do Akademickiego Związku Sportowego?

– Nie ma co się wahać, trzeba po prostu się sprawdzić. Z doświadczenia wiem, że bardziej żałujemy tego czego nie zrobiliśmy, niż tego czego choć raz spróbowaliśmy. Wśród ludzi, których poznałam dzięki AZS nie znam nikogo, kto by żałował. Wiele osób jest związanych ze sportem na różne sposoby, niektórzy powędrowali w zupełnie innych kierunkach, ale wspomnienia wszyscy mamy dobre.

Rozmawiał: Tomasz Wróbel

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj