Sprintem do trójboju

0
2311

Przed nami Akademickie Mistrzostwa Polski w trójboju siłowym klasycznym. Tegoroczną imprezę promuje na plakacie Marika Zandecka, reprezentantka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i wielokrotna medalistka AMP, która udowadnia, że można łączyć sport ze studiami i czerpać z tego przyjemność!

Od trzech lat nieprzerwanie królujesz na AMP w trójboju siłowym klasycznym w kategorii wagowej do 63 kg. Teraz po raz pierwszy będziesz startować w kategorii do 69 kg. Czy i tu planujesz zająć najwyższy stopień podium?

– Tegoroczne AMP-y będą moimi piątymi w trójboju, a dokładniej czwartymi, bo pierwszy start był w ramach Pucharu Zarządu Głównego AZS rozgrywanego podczas AMP dla mężczyzn – kiedyś nie było AMP w trójboju dla kobiet. Do tej pory startowałam w kategorii do 63 kg i rzeczywiście za każdym razem stawałam na podium – super uczucie, trochę uzależnia, tak jak atmosfera na zawodach i adrenalina podczas samego startu. W tym roku podczas AMP zadebiutuję w nowej kategorii wagowej – do 69 kg, ale nie mogę powiedzieć, że zmniejsza to presję, zwłaszcza otoczenia. Wszyscy już pytają jakie zrobię wyniki. Zdecydowanie chciałabym trzeci raz z rzędu wygrać w klasyfikacji generalnej i obronić tytuł najlepszej zawodniczki. Najbliższe AMP-y będą w sumie moją dziesiątą imprezą pod tym szyldem – przez pięć lat brałam udział w AMP w lekkiej atletyce.

Trójbój nie był Twoją pierwszą dyscypliną, a jednak to on stał się dla Ciebie najważniejszy. Jakie emocje towarzyszą Ci, gdy dźwigasz?

– Trójbój jest bardzo fajnym sportem, który bardzo wiele mnie nauczył, pomimo tego, że nie była to miłość od samego początku. Tak jak atmosfera zawodów od razu skradła moje serce, tak do samego trenowania trójboju musiałam trochę dojrzeć. Wcześniej trenowałam lekkoatletykę, a dokładniej sprinty. Pierwsze sukcesy w trójboju zdobyłam w dużej mierze z treningu typowo lekkoatletycznego. Podczas dźwigania można doznać całej gamy emocji – jak treningi idą zgodnie z planem albo lepiej, a na zawodach zaliczam 9/9 podejść i robię nowe rekordy życiowe, czy rekordy Polski to pojawia się wybuch endorfin, euforia i ogromne zadowolenie. Jak coś nie do końca idzie po mojej myśli, niestety często odczuwam sporą irytację i frustrację, ale myślę że u większości osób tak to wygląda, zwłaszcza gdy ktoś się angażuje całym sercem w to, co robi.

Stawiasz na trójbój, jednak przez jakiś czas łączyłaś dwie dyscypliny równolegle. Jak Ci się to udawało? Jak jeszcze znalazłaś w tym wszystkim czas na studiowanie?

– Przez sześć lat trenowałam sprinty. Zawsze biegałam bardziej „siłowo”, bo taką mam budowę ciała i wykorzystywałam to w trakcie biegu, a zwłaszcza na samym starcie, gdzie ta siła jest potrzebna, żeby się rozpędzić. Te dwie dyscypliny próbowałam łączyć ze sobą przez jakieś dwa lata, co wychodziło w w sumie nie najgorzej. Do tego studia dzienne i jakieś mniej lub bardziej dorywcze prace. Zawody zawsze wypadają w weekendy, zarówno w lekkiej, jak i w trójboju i dzięki temu nigdy nie było problemu z pogodzeniem tego ze studiami. Najgorzej było jak robiłam badania do pracy magisterskiej i zastanawiałam się, czy zdążę zrobić jeszcze jeden pomiar, czy muszę już uciekać i jaka jest szansa, że pomiar nie będzie i tak do wyrzucenia… Mimo to było bardzo fajnie! Lubię robić różne rzeczy, bardzo nie lubię siedzieć i nic nie robić, odpoczywać też staram się raczej aktywnie. Uważam, że im ma się więcej na głowie, tym łatwiej poukładać sobie życie, bo nie ma czasu na przekładanie niczego na później, bo później są inne rzeczy do zrobienia. Teraz już rzeczywiście mam trochę inne priorytety i nie mam czasu na sześć treningów w tygodniu i dostosowywanie do tego życia, więc zrezygnowałam z treningów lekkoatletycznych, ale chętnie wychodzę czasami pobiegać, jak znajdę chwilę. Trójbój trenuję trzy razy w tygodniu i moim zdaniem to optymalna ilość jednostek treningowych w tym sporcie.

Czy uważasz, że kobietom jest trudniej uprawiać sporty siłowe? Odczuwasz wsparcie ze strony kolegów „po fachu” czy wręcz przeciwnie?

– Kobietom na pewno łatwiej jest znaleźć jakąś pierwszą lepszą wymówkę, żeby tego nie robić, więc same sobie trochę utrudniają uprawianie sportów siłowych. Myślę, że sporty siłowe nie są dla każdego i nie chodzi mi tu o predyspozycje fizyczne, a raczej charakter, osobowość. Wymagają systematyczności i uczą pokory, a to nie wszystkim się podoba.
Jeżeli chodzi o wsparcie ze strony kolegów „po fachu” to też jest to jedna z tych rzeczy, która urzekła mnie w tym sporcie. Trójboiści tworzą bardzo fajną społeczność, w której zdecydowana większość osób jest bardzo otwarta i pomocna. Wiadomo, pojawiają się mniejsze czy większe konflikty jak wszędzie, ale w momencie startu, gdy zawodnicy ze swoimi trenerami rozgrzewają się na jednej sali i razem startują, to wszystkie negatywne emocje odchodzą na bok i ludzie dopingują się wzajemnie, pomimo tego, że rywalizują ze sobą mniej lub bardziej bezpośrednio.

Masz już spore doświadczenie jako zawodniczka. Co uważasz za swoje największe osiągnięcie, a czego jeszcze chciałabyś dokonać?

– W tym momencie chyba 100 kg w wyciskaniu leżąc, co prawda póki co tylko na treningu, bo nie miałam jeszcze okazji zmierzyć się z tym ciężarem na zawodach, ale i tak trzy cyfry w każdym boju już wyglądają fajnie. Jeżeli chodzi o osiągnięcia na zawodach to najbardziej dumna jestem z drugiego miejsca na  Akademickim Pucharze Świata w Tartu w 2019 roku i pierwszego na Akademickim Pucharze Europy w Bordeaux w 2020 roku. Kiedy na pierwszych zawodach zrobiłam 310 kg w totalu, to 400 kg wydawało się być sporym osiągnięciem, teraz już są kolejne ambitne cele i 500 kg w totalu widać gdzieś tam na horyzoncie – jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia!

Jesteś magistrem fizyki medycznej, a niedawno podjęłaś studia na kierunku biofizyka. Jak wyobrażasz sobie swoją karierę w przyszłości? Zamierzasz rozwijać się jako fizyk czy raczej wiążesz ją ze sportem?

– Staram się nie skupiać na jakiś konkretnych planach, bo życie i tak je weryfikuje i zmienia, a nie planując niczego dokładnie nie można się później rozczarować. Chciałabym czerpać ze sportu jak najdłużej radość – zarówno ze startów, jak i treningów. Przyszłości aktualnie nie wiążę ani ze studiowanym kierunkiem, ani ze sportem, a czy tak będzie, to czas pokaże.