W dniach 14-16 lutego reprezentanci Polski staną do rywalizacji o medale mistrzostw świata w saneczkarstwie. Wśród kadrowiczów jest Mateusz Sochowicz z KS AZS AWF Katowice.
Skład Biało-Czerwonych, prowadzonych przez trenera Marka Skowrońskiego, stanowią Klaudia Domaradzka, Mateusz Sochowicz, Kacper Tarnawski oraz dwójka Wojciech Chmielewski/Jakub Kowalewski. O nadzieje związane ze startem w Rosji zapytaliśmy Sochowicza, zawodnika KS AZS AWF Katowice i studenta wychowania fizycznego na tamtejszej uczelni.
– Z jakimi nadziejami podchodzi Pan do rywalizacji w Soczi? Jaki rezultat da Panu poczucie satysfakcji w rywalizacji jedynek?
– Mateusz Sochowicz (saneczkarz reprezentacji Polski i KS AZS AWF Katowice): Nadzieje można mieć duże, lecz jak zwykle podczas zawodów, szczególnie tak wysokiej rangi, przychodzi zderzenie z rzeczywistością. Nigdy nie lubię rozpisywać się o moich planach na dane lokaty w Pucharze Świata czy mistrzostwach globu. Obietnice czy spekulacje potęgują presję, która i tak jest już spora, a mój sport bardzo nie lubi tego typu rzeczy. Ścigamy się o tysięczne części sekundy i każdy mały błąd potęguje straty. Zawsze na zawodach daje z siebie sto procent i patrzę, na ile to wystarczyło wobec konkurencji. W tamtym roku, na MŚ byłem dziewiętnasty i mam nadzieję poprawić ten rezultat, ale czy się uda, zobaczymy. Mogę obiecać, że na pewno dam z siebie, ile będę mógł.
– Co do startu w sztafecie, jakie oczekiwania macie w tej konkurencji? Ostatnio zajęliście 6. miejsce w Oberhofie. Stać was na powtórzenie lub poprawienie tej pozycji?
– W Niemczech udało nam się osiągnąć super rezultat, ale sztafeta to bardzo nieprzewidywalna konkurencja. Dochodzą wówczas inne czynniki takie jak czas reakcji, a w moim przypadku jazda z nie swojego startu – przy dużo mniejszej prędkości co teoretycznie powinno być łatwiejsze, ale teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką w parze. Do tego linia mety jest dużo dalej oraz „packa”, która otwiera bramkę bądź nie (śmiech). W Oberhofie te właśnie czynniki złożyły się na naszą korzyść, do tego pogoda i zmieniające się warunki na torze nam pomogły. Wyprzedziliśmy takie potęgi jak np. Austrię, z mistrzem olimpijskim w składzie. Zresztą, nie oszukujmy się – żeby zająć szóste miejsce na MŚ, ktoś będzie musiał „pomóc”. Mimo dużej współpracy z Niemcami, dalej jesteśmy milę technologiczną za naszymi konkurentami. Celujemy bezpiecznie w TOP 8. Jeśli którejś z nacji przytrafi się jakiś błąd, to na pewno im nie odpuścimy.
– Który będzie to Pański start na obiekcie w Soczi? Co może Pan o nim powiedzieć? Jakie są jego cechy charakterystyczne w odniesieniu do innych torów?
– To będzie mój drugi start. W tamtym roku mieliśmy tutaj zakończenie PŚ, zająłem tutaj najlepsze dotychczas osiemnaste miejsce. Cechy charakterystyczne toru to na pewno długość i szybkość. Praktycznie po zjeździe z wieży startowej osiągamy 100km/h. Dlatego tak duża rolę odgrywa tutaj aerodynamika i czysty przejazd toru. Są też nietypowe linie na wirażach numer 5 i 10. Zazwyczaj staramy się utrzymać wiraże w linii, a w Soczi mamy na „piątce” dwa momenty wznoszenia, z czego ten drugi jest trudny do utrafienia w odpowiednim momencie. To przysparza sporo problemów przy wyjściu. Na „dziesiątce” mamy aż trzy „fale” – w jednym momencie jesteśmy u samej góry wirażu niemal przy nakrywkach, a zaraz, na samym dole, niemal wjeżdżamy do koryta toru.
– Jak podsumuje Pan swoje starty w bieżącym sezonie PŚ?
– Ten cykl pucharu jest dla mnie inny. Staram się testować, co nie zawsze przynosi zamierzone efekty. Początek był nawet dobry. Zajmowałem kolejno 24., 22. i 20. w Igls, Lake Placid i Whistler. Po Nowym Roku, wraz z powrotem na „domowe”, europejskie tory, troszkę się „zamotałem” – 28. miejsce w norweskim Lillehammer, a potem brak kwalifikacji do PŚ w łotewskiej Siguldzie. Teraz chyba wracam na właściwe tory i mam nadzieję na szybką jazdę w Soczi.
Rozmawiał Artur Kluskiewicz