Już 18 czerwca rusza cykl lekkoatletycznych czwartków w TVP Sport. Na pierwszy ogień do rywalizacji staną kulomioci, a tydzień później zobaczymy tyczkarzy, w tym Roberta Soberę z KS AZS AWF Wrocław.

Wśród kulomiotów będziemy mieli okazję obejrzeć m.in. Konrada Bukowieckiego z AZS UWM Olsztyn, a także Michała Haratyka czy Jakuba Szyszkowskiego. Przedstawicielem AZS w pokazowych zawodach skoku o tyczce będzie natomiast 29-letni Robert Sobera, który stanie w szranki m.in. z reprezentacyjnymi kolegami – Piotrem Liskiem i Pawłem Wojciechowskim. Z mistrzem Europy z Amsterdamu z 2016 roku porozmawialiśmy m.in. o przygotowaniach w czasie epidemii, podejściu do czerwcowego startu na parkingu warszawskich obiektów Telewizji Polskiej, a także o zmianach w treningu czy szansach na kwalifikację do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Tokio.

Gdy rozmawiamy, to jeszcze przebywa pan w Spale, chociaż pierwotnie nie zamierzał wcale tam jechać. Przygotowania pod opieką trenera Dariusza Łosia miały zostać ograniczone do zajęć na wrocławskich obiektach.

Robert Sobera (tyczkarz KS AZS AWF Wrocław): Tak się złożyło, że ostatecznie trzeba było wybrać małe zgrupowanie w Centralnym Ośrodku Sportu. Trenuję tutaj wspólnie z Piotrkiem Liskiem, pod okiem jego trenera Marcina Szczepańskiego. Decyzja o przyjeździe do Spały była niejako wymuszona sytuacją z moją bazą treningową. Dopóki mogliśmy, to korzystaliśmy z obiektów we Wrocławiu. Był problem z treningiem, więc kiedy nadarzyła się okazja wyjazdu, to z niej skorzystałem.

Pojawiła się pierwsza możliwość startu dla pana, licząc od halowych mistrzostw Polski w Toruniu. Najlepsi polscy tyczkarze powalczą bowiem na terenie Telewizji Polskiej przy Woronicza w Warszawie.

Dowiedziałem się o tym wydarzeniu dosłownie dwa dni temu. Co prawda, nie będę gotowy na sto procent formy, ale z chęcią wezmę w nim udział. Dość długo nie było wiadomo, czy czekają nas jakiekolwiek zawody, stąd w planowaniu treningów brakowało konkretnej wizji. Przewidywano, że starty będą możliwe dopiero w sierpniu, dlatego skaczę jeszcze z krótszych rozbiegów.

To jak pan się czuje po pierwszych zajęciach w Spale? Dyspozycja jest lepsza, niż można było przypuszczać?

W normalnym sezonie okres przygotowawczy, w którym trenuje się ciężej i więcej, trwa u nas od początku marca do końca kwietnia, a przez sytuację z epidemią i odwoływaniem kolejnych startów ciągnąłem go aż do początku czerwca. Nałożone obciążenia odbiły się teraz na moim zdrowiu. Pojawiło się kilka urazów, a jeden problem ze ścięgnem Achillesa jest na tyle poważny, że przez tydzień musiałem odpuścić treningi. Teraz ograniczam do minimum bieganie i odbicia.

Kontuzje pana nigdy pana nie oszczędzały, choćby zimą podczas treningów również stracił pan miesiąc z ich powodu.

To był wypadek podczas treningu, spadłem z poręczy. Uraz nadgarstka – w sumie nic poważnego, chociaż wyłączył mnie ze skakania na kluczowy miesiąc. Na szczęście wszystko już jest w porządku. Generalnie jednak przez ostatni rok do teraz dobrze znosiłem obciążenia, miewałem tylko drobne kontuzje, które nie wpływały na plany treningowe.

Po sensacyjnym złocie na mistrzostwach Europy w Amsterdamie w 2016 roku spuścił pan z tonu. Szukając wysokiej formy, wprowadzał pan innowacje w treningu, m.in. skoki na bardziej miękkich tyczkach, inny nabieg (18 zamiast 16 kroków – dop. red.).

Trzeba było coś zmienić. Duże obciążenie treningowe i katorżnicze obozy dawały efekt wynikowy tylko do pewnego momentu. Z czasem zmuszanie się do takiego wysiłku było coraz trudniejsze, a efekty coraz gorsze. Teraz trenuję mniej, ale za to mam mniej urazów. Więcej energii mogę poświęcić na doskonalenie techniki skoku i skupić się na jakości wykonywanych ćwiczeń. W ostatnim okresie zimowym do momentu wypadku wszystko układało się bardzo dobrze. Sezonu halowego też nie trzeba było spisywać na straty…

… 5,64 m podczas Mityngu Skoku o Tyczce w Szczecinie, a kilka dni później – 5,60 m i srebro podczas HMP w Toruniu. Więcej niż przyzwoicie.

Wyglądało to coraz lepiej. Zabrakło mi tylko tego miesiąca oskakania, który straciłem przez kontuzję nadgarstka. Byłem też mocno zmotywowany, z czym w ostatnich latach miałem spory problem, żeby skoczyć minimum na igrzyska.

W przeszłości pracował pan również z psychologiem. Współpraca ta pomogła radzić sobie lepiej z emocjami podczas rywalizacji?

Nie byłem nią do końca usatysfakcjonowany i ostatecznie ze swoimi problemami musiałem sobie poradzić samodzielnie. Wykorzystywałem jedynie pewne elementy z tych spotkań. Z wiekiem reaguję mniej impulsywnie na startach i treningach. Z jednej strony nie mam adrenaliny, która tak mnie napędzała, lecz z drugiej jestem w stanie bardziej racjonalnie podejść do prób. Może nie ma tej mocy, co wcześniej, ale za to skaczę równiej. Skoki z zawodów są bardziej zbliżone do tych z treningów.

Lisek i Paweł Wojciechowski mają już kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Tokio. Pan jeszcze nie wypełnił minimum (5,80 m; to jednocześnie rekord Sobery na otwartym stadionie – dop. red.), ale miejsce z ostatniego, marcowego światowego rankingu gwarantuje panu bilet do Japonii.

Nawet teraz, kiedy będą się odbywać zawody – planowane są w sierpniu m.in. Memoriał Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy i MP we Włocławku – to i tak bez szans na kwalifikację. Decyzja o przesunięciu igrzysk nie była więc dla mnie dobrą nowiną. Przygotowania szły dobrze, a taka przerwa w ciągłości startów, do której my tyczkarze, jesteśmy przyzwyczajeni, wybija z rytmu. Do szczytu formy zawsze dochodziłem startami, a tych zapowiada się niewiele i bez imprezy docelowej. Nie mam jednak wpływu na takie decyzje. Po prostu zrobię, co mogę, żeby za rok, a nawet za pół – na sezon halowy – być przygotowanym możliwie najlepiej i wypełnić minimum.

Artur Kluskiewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj