Bardzo pozytywny gość

0
1868
foto: Paweł Skraba

Paweł Woicki uczy się zawodu szkoleniowca, ale już podczas Uniwersjady był o krok od wielkiego sukcesu.

Dobra, idę, bo już nie chcę tego słuchać – powiedział Paweł Woicki na odchodne, gdy kończyliśmy z nim rozmowę po finale studenckich igrzysk w Eboli. W korytarzu słychać było radosne śpiewy Włochów, którzy po zaciętym meczu pokonali Polaków 3:2. Trenerowi biało-czerwonych żal było straconej szansy, ale z drugiej strony podkreślał, że taka lekcja będzie dla jego zawodników bezcenna. Najważniejsze, że o wszystkim opowiadał w sposób pozytywny, a uśmiech często gościł na jego twarzy. Sam też sporo się nauczył.

Zamazany obraz

Po pierwszym meczu Uniwersjady, w którym Polacy rozbili Brazylię 3:0, Woicki, będący też asystentem Vitala Heynena w pierwszej reprezentacji, przyznał, że wciąż nie wie, czy zostanie trenerem po zakończeniu kariery zawodniczej.

– To bardzo trudna praca. Na razie po prostu chcę tym chłopakom pomóc, by stali się lepszymi siatkarzami. Obserwując mecze PlusLigi za kilka miesięcy, chciałbym widzieć, że poszli do przodu. Choć nie mieliśmy przed turniejem zbyt wiele czasu, starałem się im pokazać swój sposób na siatkówkę – opowiadał 36-latek.

foto: Paweł Skraba

Po kolejnych pięciu zwycięstwach i przegranym finale Woicki nadal nie wie, czy chce być trenerem na pełen etat.

– Takie przygotowania i turnieje jak te trochę zamazują obraz. Trafiłem na kapitalną grupę ludzi. Znakomicie się z nią pracowało. Przy wielkiej pomocy całego sztabu udało się kapitalnie dobrać graczy pod względem charakterów. Działając z takimi osobami, chce się być trenerem i to jak najszybciej. Ale prawdziwe życie szkoleniowca tak nie wygląda. Jest dużo trudniejsze. Jeszcze nie zastanawiam się, czy to ma być moja nowa droga. Przy okazji warto powiedzieć, że w tym zawodzie nie ma jednej, sprawdzonej ścieżki. Każda drużyna, z którą będziesz pracował, ma inne potrzeby. Raz zawodnicy potrzebują mistrza, raz partnera, raz dyktatora. Najważniejsze, by zrozumieć, czego oczekują i umieć się do tego dostosować – tłumaczy były rozgrywający reprezentacji Polski.

O trudach tego zawodu Woicki przekonał się już jednak w Italii. Nie chodzi tylko o zacięte spotkania z Rosją w półfinale (3:2) i z gospodarzami w finale, ale też o konieczność zmian w składzie. Tuż przed startem imprezy musiał oddać do pierwszej kadry Piotra Łukasika. Ten znalazł się w zespole na finałowy turniej Ligi Narodów w Chicago, a jeszcze w trakcie Uniwersjady okazało się, że za ocean poleci też Jędrzej Gruszczyński.

foto: Paweł Skraba

– Nie czułem, że doszło do jakiegoś zamieszania. To było przemyślane i przygotowane. Może wyglądało na trochę chaotyczne, ale my wszyscy wiedzieliśmy o tych ruchach. Tak musiało być. Awansowaliśmy do Final Six Ligi Narodów, więc drużyna musiała jechać w silnym składzie i pokazała fajną grę. A my i tak czuliśmy się mocni – zaznaczał szkoleniowiec akademickiej kadry, który w swojej karierze reprezentował barwy klubów AZS z Częstochowy, Warszawy i Olsztyna.

Bez nerwów

Z wypowiedzi Woickiego bije spokój. Spokój to także określenie, po które najczęściej sięgali we Włoszech sami siatkarze, gdy musieli opisać swojego trenera.

– To rzeczywiście spokojny szkoleniowiec. Jestem tym trochę zaskoczony, bo jako zawodnik był zawsze wulkanem energii na boisku – mówił rozgrywający Michał Kędzierski. – Przede wszystkim to bardzo pozytywny gość. Nie wprowadza nerwowej atmosfery i niepotrzebnej presji. Jeśli już mówi, to konkretnie i przekazuje rzeczy, które sprawdzają się na boisku. Nie rzuca haseł w stylu: „Chłopaki, trzeba grać!”. Takie uwagi nie pomagają. Pawła Woickiego znam jeszcze z boiska, grałem z nim w Bydgoszczy i od dłuższego czasu wiem, że jego podpowiedzi warto brać pod uwagę – dodaje środkowy Jan Nowakowski. – Ten spokój imponuje. Dzięki temu nie ma niepożądanych nerwów, każdy wie, co ma robić – to z kolei opinia atakującego Bartosza Filipiaka.

foto: Paweł Skraba

A czy sam Woicki czuje się niespotykanie spokojnym szkoleniowcem? – Nie. Trener różnie reaguje w zależności od tego jaką ma grupę. A ta grupa była trochę takim samograjem. Jej trzeba było przede wszystkim nie przeszkadzać – podkreślił.

Materiał dostępny także na stronie Przeglądu Sportowego, patrona medialnego: TUTAJ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj