Dużo się dzieje w karierze Miłosza Jankowskiego. Wioślarz AZS AWFiS Gdańsk przeniósł się do nowej kategorii wagowej i nadal marzy o trzecich igrzyskach olimpijskich. Trzecich, ale niekoniecznie ostatnich. „Nie zamierzam kończyć z wioślarstwem” – deklaruje 30-latek.

Igrzyska przełożone na przyszły rok, a w pańskiej karierze zaszły nieoczekiwane zmiany…
Miłosz Jankowski (wioślarz AZS AWFiS Gdańsk): Zdawałem sobie sprawę, że moje szanse na powrót do osady w wadze ciężkiej stają się iluzoryczne, zwłaszcza gdy rywale w walce o miejsce w reprezentacji zdobywają medale. Planowałem od dawna przejść do wagi otwartej, czyli powyżej 70 kilogramów. Zbudowanie masy nie jest prostą sprawą i chciałem dać sobie rok na to.

Jeszcze w grudniu ubiegłego roku mówił pan, że nie składa broni w walce o miejsce w kadrze narodowej w dwójce podwójnej.
Rozmawiałem o swojej sytuacji z Piotrem Bulińskim, trenerem reprezentacyjnym i klubowym. W głębi duszy pojawiała się chęć rywalizacji i powrotu do gry, ale byłem świadomy, że osad, które zdobywają kwalifikacje, w praktyce się nie rusza. Zawodnik powinien mieć w miarę spokojną głowę i wiedząc, że Jerzy Kowalski i Artur Mikołajczewski (obaj KW Gopło Kruszwica – dop. red.) uzyskali awans dla kraju, muszę szukać nowych rozwiązań na siebie, także poza wioślarstwem. Nie mogąc liczyć na stypendium sportowe, trzeba również skupić się na utrzymaniu, stąd kolejnym kierunkiem było dla mnie wojsko.

Odbywanie służby przeszkadza w utrzymaniu rytmu treningowego?
Póki co, o dziwo jestem w bardzo dobrej formie, mimo że przez pierwsze trzy miesiące w jednostce nie było specjalnie jak trenować. Musiałem naprawdę sporo się nagłówkować, gdyż nawet nie było wolnej godziny na ćwiczenia. W międzyczasie znajdowałem chwile na pompki, brzuszki czy siłownie, czyli rzeczy typowe w treningu wioślarskim. Bardzo pomocni byli dla mnie koledzy z pokoju, którzy wiedząc, że muszę wykonać trening, brali na siebie część obowiązków.

fot. Julia Kowacic

W jakiej osadzie widzi się pan w nowej wadze?
To będzie zależało od decyzji trenera, gdzie będzie mnie widział. Sytuacja wygląda tak, że będę mógł rywalizacji w wiosłach podwójnych krótkich lub pojedynczych. Sam jeszcze nie sprecyzowałem, które wybiorę. Spokojnie trenuję i nie mam w stu procentach wytyczonych celów. Staram się cieszyć sportem, bo w ostatnich latach za bardzo nastawiałem się na dobre wyniki, a gdy ich nie osiągałem, to tylko demotywowało. Brakowało radości takiej jak wcześniej.

Kiedy nadarzy się okazja do sprawdzenia w nowej kategorii wagowej?
Chciałbym wystartować we wrześniu na mistrzostwach Polski w Poznaniu (19-20 września br. – dop. red.). Wszystko zależy jednak od… sytuacji rodzinnej. Na 5 września moja żona ma wyznaczony termin porodu. Jeżeli nie będzie możliwości startu, to nic straconego. Wtedy spróbuję się sprawdzić w przyszłym roku, w regatach centralnych.

Rok olimpijski miał być ostatnim w pańskiej karierze. Decyzja podtrzymana?
Kiedy zacząłem więcej jeść, to już tak wszystko mi nie przeszkadza (śmiech). Najgorsze dla mnie przez ostatnie lata było trzymanie diety. Przez ciągłą kontrolę wagi żyłem w stresie, w ciągłych nerwach. W wadze otwartej głowa może się skoncentrować wyłącznie na treningu. Jeżeli pozwoli sytuacja rodzinna, to jak najbardziej będę jednak chciał walczyć dalej. Wydaje mi się, że wioślarz, jeżeli dobrze prowadzi się pod względem fizycznym, spokojnie może trenować nawet do czterdziestki.

Zmiana wagi w swojej dyscyplinie, a także nowa sytuacja zawodowa sprawiły, że walka o następne rekordy na ergometrze poszła w odstawkę?
Nic z tego! Liczę, że największe rekordy wciąż są przede mną. W grudniu ubiegłego roku, wraz z Olą Demczuk, pobiliśmy rekord na 24 godziny, a w najbliższym czasie chciałbym pojechać najmocniej w Polsce 100 km. To będzie mój test przed indywidualnym, 24-godzinnym podejściem. Na to jednak będę musiał się przygotować, może jesienią mi się uda.

Rozmawiał Artur Kluskiewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj