Są ich tysiące, na każdym kroku widoczni i gotowi do pomocy. Choć wielu z nich nie mówi po angielsku robią wszystko, by zrozumieć się z uczestnikami uniwersjady. Wolontariusze przyjechali do Krasnojarska nie tylko z całej Rosji, ale i z całego świata.
Organizacja takiej imprezy, jak uniwersjada, kosztuje ogromne pieniądze. Pracują przy niej tysiące ludzi, ale najwięcej jest tych, którzy za swoją pracę nie otrzymują wynagrodzenia. Zadowalają się kurtką, czapką, plecakiem, noclegiem i bonem na jedzenie. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić, by zlot kilku tysięcy sportowców-studentów był bez ich udziału możliwy.
O pracę w trakcie uniwersjady aplikowali wiele miesięcy temu. Organizatorzy zapewniają, że chętnych było więcej, niż miejsc i można im wierzyć, bo jest wielu ludzi na świecie, którzy chcą zobaczyć wielką imprezę sportową od środka. Co ciekawe, pracują nie tylko w Krasnojarsku, ale i w Moskwie, gdzie większość uczestników uniwersjady przekracza granicę Federacji Rosyjskiej. Na każdą grupę – ba, nawet na pojedynczych akredytowanych uczestników – czekają tuż za kontrolą paszportową.
– Teraz odbierzemy twój bagaż, a później przeprowadzę cię na odprawę na lot do Krasnojarska – te słowa na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo usłyszało wiele osób. Dzięki nim nikt nie musi się obawiać, że nie przeczyta tabliczek po rosyjsku i nie trafi do odpowiedniej bramki. Podobnie, jak w Krasnojarsku, gdzie też już na lotnisku można spotkać dziesiątki wolontariuszy. Czasem tylko takich, którzy stoją, by cię przywitać. Z nudów – a może i z obowiązku – uczą się powitań w różnych językach, a po kurtkach i dresach rozpoznają, co akurat teraz trzeba powiedzieć.
Na obiektach sportowych są na każdym zakręcie korytarza, by wskazać drogę. W biurach dla gości, czy dziennikarzy pokażą, jak obsługiwać ekspres do kawy i wydrukują listy startowe zawodników. Zadzwonią po kierowcę, znajdą zgubione rękawiczki, a przede wszystkim sprawiają, że każdy z uczestników uniwersjady może czuć, że ktoś się nim opiekuje. Czasem uśmiechem i miłym słowem potrafią wyrzucić z pamięci obcokrajowców irytację związaną z niekończącymi się, momentami wręcz absurdalnymi, kontrolami bezpieczeństwa.
Przyjechali z wielu miejsc z Rosji, ale są też oczywiście miejscowi, z Krasnojarska, głównie studenci, których jest w tym mieście grubo ponad sto tysięcy. Ci zachwalają walory turystyczne miasta, zapraszają do odwiedzenia najpiękniejszych miejsc, a niektórzy nawet… rozdają pieniądze. Na dziesięciorublowym banknocie – to niespełna 60 groszy – jest bowiem wizerunek Krasnojarska. I choć miasto, delikatnie mówiąc, swoją urodą nie zachwyca, to jednak dzięki takim ludziom wydaje się piękniejsze.
Ale są też przyjezdni – z Moskwy, Kaliningradu, Władywostoku, Chabarowska, Irkucka, Kazania, czy Woroneża, jak Katia, jedna z trzech wolontariuszek przypisana do opieki nad reprezentacją Polski. Ci, którzy pracują z reprezentacjami, muszą spełniać wyższe kryteria, przede wszystkim mówić po angielsku. Katia, tak jak Irina i druga Katia, które pracują z Polakami, mówią bardzo płynnie. Nie brakuje też wolontariuszy z zagranicy, choć pewnie 99 procent stanowią Rosjanie. Większość młodych, najczęściej studentów, ale spotkanie wolontariusza z grupy wiekowej +50 lat też nie jest bardzo trudne.
Są wolontariusze, którzy trafiają lepiej, ale są i tacy, którzy mają mniej ciekawą pracę. Niektórzy z nich mogą oglądać zawody sportowe, ale są i tacy, którzy całą uniwersjadę spędzają na parkingu, by wskazywać drogę do autobusów. Na szczęście organizatorzy starają się dbać o tych, którzy pracują na świeżym powietrzu i rozmieścili ogrzewane namioty, gdzie mogą choć przez chwilę zapomnieć o panującym tu mrozie. Choć i tak nie jest źle, bo jeszcze trzy tygodnie temu w Krasnojarsku słupek rtęci wskazywał minus trzydzieści stopni Celsjusza, a podczas uniwersjady temperatura nie była niższa, niż minus pięć.