To historia z tych trudnych do uwierzenia i może dlatego tak fascynujących. Wyjście z narkotyków nie jest przecież łatwe, ale gdy ktoś potem porywa się na zadania dostępne jedynie dla nielicznych i odnosi na tym polu sukcesy, to już wyczyn nie lada. Zwłaszcza, że w pogoni za marzeniami bohater nie miał wcale z górki, często był zdany jedynie na siebie, nie dysponował takimi możliwościami jak inne wyprawy na ośmiotysięczniki.
Historia Tomka Mackiewicza spisana przez Dominika Szczepańskiego to opowieść o pragnieniu wolności, braku skrępowania regułami, tęsknocie i uporze w podążaniu do celu. Wiemy, że tu nie ma happy endu, ale mimo wszystko odczuwamy jakiś szacunek dla tego człowieka, który wybrał taką, a nie inną drogę. Stanął na szczycie Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) jak jeden z pierwszych zimą, zrealizował swoje marzenie, choć przypłacił to życiem. Lubimy zwycięzców i szczęśliwe zakończenia. Życiorys Tomka to nieustanna walka, z samym sobą, z przeciwnościami, z brakiem finansów, nie raz udowadniał, że nie istnieją dla niego rzeczy nierealne, zadziwiał swoim hartem ducha i wytrzymałością. Zwycięstw tu pewnie tyle samo co porażek, za to nieustanne wstawanie do kolejnych prób, trudno odmówić mu podziwu. Może również dlatego, że w całym tym szaleństwie, uporze, ryzykowaniu życia, wciąż nie zatracił serca, ogromnej życzliwości i otwartości na innych ludzi, szczególnie tych w potrzebie.
„Czapkins” nigdy nie robił za „gwiazdę” himalaizmu, środowisko wspinaczy raczej uważało go za amatora i niebezpiecznego wariata. No bo i jak traktować człowieka, który jeździ na wyprawy za pożyczone pieniądze, za promil tego co oni, jedząc byle co, kompletując ekwipunek i ubranie jak najtaniej (np. zamiast profesjonalnych lin, jakieś sznury ze sklepu rolniczego), a potem to dźwiga na plecach, nie tylko dlatego, że nie chce płacić szerpom, ale uważa że bagaż powinien być rozłożony sprawiedliwie. Jechał bez sponsorów, za własne fundusze, bądź zbierając je przez platformy do crowdfundingu, za to na miejscu, w himalajskich wioskach nie miał oporów, by siedzieć z mieszkańcami przy ognisku, jeść w ich domach i rozmawiać o ich problemach, zwykle rozdając też cały sprzęt przy powrocie. No jak nic szaleniec… Na pierwszych wyprawach miał namiot, który w żaden sposób nie chronił przed temperaturą, a niejednokrotnie zdarzało mu się spędzić wiele nocy w zwykłych jamach śnieżnych i to na wysokościach gdzie mało kto wytrzymuje dłuższą aktywność.
Skąd brał się jego upór, wytrzymałość, jak w ogóle w jego życiu pojawiły się góry? O tym wszystkim pisze Szczepański, próbując dotrzeć do tych wszystkich, którzy Tomka znali i mogą coś o nim opowiedzieć. Ci z ośrodka Monaru, ci którzy się z nim spotykali prywatnie, słyszeli jego historie, ci którzy mieli okazję się z nim wspinać. Nawet przyjaciele i żona nie ukrywają, że miał też swoje wady, nie był ideałem, każdy jednak wspomina jego zapał z jakim zabierał się do realizacji różnych pomysłów, życzliwość i miłość do życia na wsi, kontaktu z przyrodą. Można czasem w trakcie lektury stukać się głowę, nazywać brakiem odpowiedzialności za rodzinę jego niefrasobliwość w kwestiach finansowych, dziwić się, że facet który miał smykałkę do spraw technicznych nie potrafił usiedzieć na miejscu, zdobyć stałej pracy…
Ale taki właśnie Mackiewicz był. Niespokojny duch, dla którego kolejne wyprawy były niczym nowy nałóg, chwile ładowania akumulatorów, niezbędne do tego, by po powrocie przez jakiś czas mierzyć się z rzeczywistością, która go przerastała. Nie miał serca i głowy do spraw przyziemnych, jemu wystarczało proste życie, ale gnębił się tym, iż nie umie sprostać oczekiwaniom innych – alimenty, nowa rodzina, praca, dom… Uciekał w góry, marzył, że one kiedyś przyniosą mu pieniądze i sławę. Tam był szczęśliwy, problemy znikały, a pozostawało zmaganie się z własną słabością i z górą. Może stąd ta jego determinacja, osiąganie tego co nie udawało się innym. Tak kochał góry, że został tam na zawsze.
Biografia napisana z sercem. Dzięki niej można zrozumieć nie tylko jej bohatera, ale i pewnego rodzaju tęsknotę, która pcha ludzi na tak szalone wyprawy. Ta „zmiana w głowie” jaka się tam dokonuje, doświadczenie własnej słabości, ale i siły, okazuje się energią która rozpala chęć życia, ale i potrafi czasem spalić. Szczepańskiemu dobrze udało się zachować równowagę pomiędzy reportażem (część opisująca ostatnią wyprawę prawie godzina po godzinie), a biografią nietuzinkowego człowieka, pokazując w niej nie tylko zalety, czy poczucie humoru Czapkinsa, ale i bardziej mroczne obszary jego duszy, samotność, wątpliwości i niełatwy charakter.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl