AMP w brydżu sportowym to jedna z niewielu imprez, w których wśród uczestników znacznie wzrasta liczba pracowników uczelni. W tegorocznej edycji wystąpi m.in. były kierownik studium wf Uniwersytetu Szczecińskiego Janusz Blank. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie są to jego jedyne AMP.
Janusz Blank za kilkanaście dni skończy 67 lat. Zgodnie z listami zgłoszeń nie będzie jednak najstarszym zawodnikiem brydżowych zmagań. Tu niekwestionowanym liderem jest były rektor Akademii Leona Koźmińskiego z Warszawy i wielokrotny uczestnik oraz medalista tych zawodów – prof. Witold Bielecki (rocznik 1949). Kolejny raz w barwach Uniwersytetu Przyrodniczego w Krakowie wystartuje także przewodniczący Głównej Komisji Rewizyjnej AZS – Wojciech Folta.
Janusz Blank tym się różni od swoich starszych i wielu młodszych kolegów, że nie będzie to jego jedyny występ w AMP. – Wiem, że na tej imprezie nie będę najstarszy. Chciałem się z niej wymigać, ale nie udało się i wystartuję po raz pierwszy. Muszę zastąpić chorego kolegę i trochę obawiam się, bo 120 rozdań w trzy upalne dni to będzie spore kondycyjne wyzwanie – powiedział, choć prawdziwy wysiłek fizyczny nie jest mu obcy.
W tym roku pan Janusz kolejny raz wystąpił bowiem w AMP w… kolarstwie górskim i, choć wydaje się to nieprawdopodobne, nie był ostatni. W wyścigach na czas i ze startu wspólnego zajmował 102 miejsca na 105 sklasyfikowanych, zostawiając za plecami trzykrotnie młodszych studentów. – To był mój przynajmniej piąty start w tej imprezie. Ci studenci? Być może kazano im jechać, żeby uczelnia mogła być sklasyfikowana. Sam właśnie dlatego musiałem wystartować. Zastępowałem chorego – mówi skromnie, wspominając wesołe sytuacje z wcześniejszych imprez.
– Gdy przed finałem ustawiano nas czwórkami na podstawie wyników w czasówce i nie byłem w ostatniej, to ci za mną doznawali szoku. Na trasie kibice żartowali zaś sobie, że jestem wiecznym studentem – opowiada. W wyścigu głównym w Spytkowicach nie miał oczywiście większych szans i dość szybko został zdublowany. Nic sobie jednak z tego nie robił, choć regulamin uważa za dość surowy. – Trasy często są bardzo selektywne i dochodzi do sytuacji, gdzie startuje 130 zawodników, a pełen dystans pokonuje tylko kilku, bo zdublowani muszą zejść z rowerów – komentuje. – Nie tylko w kolarstwie startują zawodowcy, z którymi nie da się rywalizować. Nie można jednak zabronić im udziału, tak samo jak nie można wykluczyć prawdziwych amatorów.
Pan Janusz jest absolwentem gorzowskiej filii AWF Poznań, a w Uniwersytecie Szczecińskim pracuje od początku jego istnienia, czyli od 1985 roku. Przez ponad 20 lat był kierownikiem studium wychowania fizycznego i dopiero niedawno oddał stery, ale ciągle mocno wspiera swój zespół. Przez ten czas poczynił liczne obserwacje, których wnioski nie są budujące. – Mamy dramatyczny spadek sprawności fizycznej. Dziś młodzi nie są w stanie wisieć na drążku ani zrobić przewrotu, a często bardziej wygimnastykowani są ich rodzice. To równia pochyła, a nauka zdalna tylko pogłębiła kryzys – mówi.
Problem widzi także wśród młodzieży akademickiej, którą w Uniwersytecie Szczecińskim zachęca do aktywności i dla której jest najlepszym wzorem do naśladowania. Pan Janusz zdobywał bowiem dla swojej uczelni punkty także w narciarstwie alpejskim. – Od 10 lat nie prowadzimy już sekcji, ale ja nieprzerwanie organizuję obozy i wyjazdy na AMP. Startowałem już trzy razy i w grupie studentów z naszego regionu zawsze byłem w środku stawki. Nie ma się jednak co oszukiwać, narciarskiej formy w Szczecinie nie zbudujemy – ocenił, nie chcąc wspominać o epizodzie z AMP w tenisie. – Zawsze na wszelki wypadek byłem zgłoszony i zweryfikowany, no i raz musiałem zagrać – w deblu. To był mecz o pietruszkę – bagatelizuje, choć jego wyników jako trenera bagatelizować się nie da.
Pod jego przywództwem studentki Uniwersytetu Szczecińskiego wywalczyły wicemistrzostwo AMP, a studenci złoto. Sporo medali zdobył też jako trener drużyn piłkarskich i futsalowych. – Nigdy nie byliśmy uznawani za faworytów – komentował pan Janusz, na co dzień wielki miłośnik pływania. – Uwielbiam pływanie, ale w AMP nigdy nie wystąpiłem. W ogóle nie miałem kariery zawodniczej. Nawet w żadnej uczelnianej drużynie nie grałem. Wyniosłem jednak wszechstronne przygotowanie, którego dzisiejsi absolwenci AWF nie mają – ocenia.
Skąd jednak u pana Janusza tyle siły? – Daję radę, ale stosownie do swojego wieku. Na tle przeciętnego Kowalskiego jeszcze jakoś się prezentuję, ale starzenie się jest nieuchronne. Powoli trzeba schodzić ze sceny, bo to już trochę kabaretowo wygląda – mówi. – Ja się nie popisuję. Po prostu ratuję sytuację. Pytają mnie, czy nie ma studentów na uczelni, którzy pojechaliby na AMP. Co ja mam odpowiedzieć? Dopóki nie będę ostatni, to mogę startować – podsumował i przypuszczamy, że nie było to jego ostatnie słowo.
Pan Janusz ma obiecane, że w Uniwersytecie Szczecińskim popracuje jeszcze przez trzy lata. Trenerską i wierzymy także, że również zawodniczą karierę planuje zakończyć dopiero jako 70-latek. Po nim można się jednak spodziewać wszystkiego. Życzymy dużo zdrowia i kolejnych sukcesów!
Foto: Marta Sawicka (Okapi Studio)