„Nie załamuję się, dopóki jest nadzieja na sezon w Polsce”

1
2315
Medaliści Halowych Mistrzostw Polski w biegu na 400 m, fot. Paweł Skraba

Dla Kajetana Duszyńskiego rok 2020 nie mógł zacząć się lepiej. Lekkoatleta AZS Łódź został halowym mistrzem Polski na 400 m. – Ten sukces dodał mi wiatru w żagle i zmotywował do kolejnych treningów – przyznaje. Choć pandemia koronawirusa pokrzyżowała jego plany, podopieczny trenera Krzysztofa Węglarskiego się nie załamuje. Kajetan opowiedział nam między innymi o tym jak sobie radzi w obecnej sytuacji, jak wspomina Uniwersjady w Tajpej i Neapolu oraz jak na jego życie może wpłynąć przesunięcie Igrzysk Olimpijskich w Tokio. 

Zanim porozmawiamy o tegorocznych startach halowych i bieżących wydarzeniach powróćmy jeszcze do ubiegłego roku. Poprzedni sezon zaczął się dla ciebie obiecująco – w Jokohamie podczas zawodów IAAF World Relays miałeś swój udział w rekordzie Europy i kwalifikacji olimpijskiej sztafety mieszanej 4×400 m. To stosunkowo nowa konkurencja, która ma zadebiutować na IO w Tokio. Co sądzisz o sztafecie mieszanej 4×400 m, jakie są zalety, a jakie wady rozgrywania takich biegów?

Mam dwa punkty widzenia, jeśli chodzi o sztafetę mieszaną. Pierwszy – patrzę na nią z perspektywy zawodnika, który bierze udział w tej konkurencji. Jest do dla mnie obok startów indywidualnych i w sztafecie męskiej kolejna możliwość reprezentowania kraju i rywalizacji na imprezach międzynarodowych. Ponadto udział w sztafetach mieszanych kobiet i mężczyzn powoduje, że większą rolę niż w klasycznych sztafetach odgrywa taktyka ustawiania zawodników. To z kolei może zwiększać szanse medalowe dla państw mających słabszych pojedynczych zawodników. Z drugiej strony, gdy sztafety mieszane będą coraz częściej rozgrywane na mistrzostwach, pewnie wyklaruje się optymalna sekwencja zawodników/zawodniczek i wpływ taktyki na końcowy wynik straci na znaczeniu. Sztafety mieszane stwarzają jednak reprezentacjom możliwość wystawienia dwóch dobrych biegaczek i dwóch dobrych biegaczy. Z mojego punktu widzenia tylko zyskuję, bo nasze zawodniczki to czołówka światowa.

Druga perspektywa to spojrzenie pasjonata lekkiej atletyki, czyli widza i w tym przypadku jestem bardziej negatywnie nastawiony do tej konkurencji. Sztafeta mix 4×400 buduje dla mnie zbyt małe napięcie, różnice poziomów między kobietami i mężczyznami są bardzo widoczne w takiej konkurencji. Owszem, pewnie będą sytuacje, w których zawodniczka niespodziewanie zdobywa przewagę nad zawodnikiem, albo wszystkie państwa zaczną ustawiać zawodników w jednej, najbardziej optymalnej kolejności, o czym wspomniałem i wtedy sztafety mieszane będą bardziej atrakcyjne. Biegów sztafet mieszanych, które widziałem dotychczas nie przeżywałem jednak tak bardzo, jak klasycznych wyścigów sztafetowych kobiet czy mężczyzn.

Latem 2019 twoim największym sukcesem był brązowy medal Uniwersjady w Neapolu w sztafecie 4×400 m. Można powiedzieć, że zrobiliście to, co nie udało się dwa lata wcześniej w Tajpej. W 2017 roku miałeś jednak sezon życia – finał MŚ w sztafecie, świetne występy na ME do lat 23 w Bydgoszczy, czwarte miejsce indywidualnie na 400 m na Uniwersjadzie, wicemistrzostwo Polski. Jak wspominasz Uniwersjadę we Włoszech, a z jakimi wspomnieniami wracałeś z Tajwanu?

Z pewnością mogę powiedzieć, że Uniwersjady to dotychczas moje ulubione imprezy. Myślę, że wszyscy, którzy byli na tych zawodach – trenerzy, zawodnicy, działacze i media przyznają mi rację, że panuje na nich niepowtarzalny klimat. Miałem szczęście, że obie Uniwersjady odbyły się w tak niesamowitych miejscach. Mógłbym długo się rozwodzić na temat obu imprez. Na Tajwanie byłem w zdecydowanie lepszej dyspozycji i startowałem indywidualnie, z tego powodu byłem bliżej otoczki sportowej i miałem okazję pierwszy raz w życiu startować po godzinie 9 rano, co było ciekawym początkiem dnia. Czułem świetną atmosferę zawodów, także dzięki mieszkaniu w jednej wiosce z zawodnikami z innych państw, co jest niespotykane na innych mistrzostwach, może poza Igrzyskami. Sztafeta podczas tej Uniwersjady zakończyła się nieszczęśliwie, ale nie wpłynęło to negatywnie na moje wrażenia (wskutek kontuzji jednego z zawodników Polacy nie ukończyli biegu eliminacyjnego – przyp. red.). Być może dlatego, że jestem wyrozumiały, a może dlatego, że miałem bardzo udany sezon i udział w Uniwersjadzie był jego świetnym zwieńczeniem. W Neapolu natomiast zdobyliśmy brązowy medal w bardzo trudnym i mocnym biegu, czas naszej sztafety był satysfakcjonujący (w Tajpej dałby zwycięstwo – przyp. red.). Ten medal mnie podbudował, po nie do końca udanych wcześniejszych biegach. Neapol również okazał się być niesamowitym miastem, a zorganizowanie zakwaterowania na statkach to wspomnienie na całe życie. Jednak podczas pobytu w Neapolu pisałem pracę magisterską, nie byłem w stanie się wyłączyć i pewnie z także z tego powodu milej wspominam Uniwersjadę w Tajpej. Jeżeli miałbym się wypowiedzieć o organizacji zawodów, to również pod tym względem Tajwan wypadł lepiej, przede wszystkim w kwestii dojazdu na obiekty sportowe, ale też pod względem samej infrastruktury. W Azji nie mogłem liczyć na takie luksusy jak na statku w Neapolu, ale dzięki dłuższemu pobytowi więcej zobaczyłem, miałem okazję poznać miejscową kulturę czy przejechać się metrem. Do tego uwielbiam azjatyckie jedzenie i każda wizyta na stołówce była dla mnie świętem smażonego makaronu w różnych kompozycjach.

Sztafeta 4×400 m na Letniej Uniwersjadzie w Neapolu 2019, fot. Paweł Skraba

Przed rokiem miałeś powody do radości po sukcesach osiągniętych w sztafetach w Jokohamie i Neapolu. Indywidualnie nie udało się jednak zbliżyć do rekordu życiowego, choć oczywiście na Mistrzostwach Polski udowodniłeś przynależność do krajowej czołówki. Jak oceniasz sezon 2019 i z jakimi nadziejami wchodziłeś w 2020 rok?

Zarówno sezonu 2018, jak i 2019 nie zaliczam do szczególnie udanych. Mimo powołań na imprezy międzynarodowe nie byłem usatysfakcjonowany indywidualnymi rezultatami, a te są dla mnie głównym wyznacznikiem i motywacją do pracy. Nastąpiło jednak dużo zmian od tamtego czasu i ciągle staram się wyciągać lekcje na przyszłość. Mimo rozczarowań do każdego kolejnego sezonu podchodzę z zapałem, bo tylko w ten sposób czerpię przyjemność z trenowania. Staram się skupić przede wszystkim właśnie na czerpaniu przyjemności z każdego dnia przygotowań, bez wywierania presji na tzw. performance. Nadzieja na każdy sezon jest dla mnie zawsze taka sama – aby poprawić życiówkę, a to, czy akurat w tym sezonie są ważne mistrzostwa, czy też nie, gra dla mnie drugorzędną rolę. Igrzyska Olimpijskie stanowią oczywiście dla mnie marzenie sportowe, do tego dążę, ale jednocześnie chciałbym tam być w najwyższej formie, a nie z przypadku.

W sezonie halowym 2020 zdobyłeś najważniejsze trofeum na krajowym podwórku – zostałeś mistrzem Polski na 400 m. Jak przebiegał dla ciebie ten sezon halowy? Spodziewałeś się, że będziesz w Toruniu walczył o najwyższe laury?

Lubię startować i rywalizować, w hali, jak i na otwartym stadionie. Zawsze staram się przygotować się do sezonu jak najlepiej i zachować zdrowie. Z dobrym nastawieniem wszedłem w tegoroczny sezon halowy. Wystartowałem w kilku mityngach za granicą i długo zajęło mi odzyskanie świeżości po przygotowaniach w RPA. Szczerze mówiąc, starty początkowo wyglądały koszmarnie. Natomiast na treningach czułem i prezentowałem się bardzo dobrze, to dawało mi nadzieję na poprawę. Wiedziałem, że w tym roku wielu biegaczy odpuści halę ze względu na przygotowania do Igrzysk, ale nadal musiałem rywalizować z zawodnikami na podobnym do mojego poziomie sportowym. Na mistrzostwach Polski nie kalkulowałem, byłem głodny biegu, w którym mógłbym pobiec sam od początku do końca. Tak wyglądał mój bieg w eliminacjach, gdzie uzyskałem najlepszy wynik w sezonie i z wolną głową mogłem walczyć w finale. A tam cóż… miałem bardzo dużo szczęścia, a do tego „fory” od Rafała Omelko, który 20 minut wcześniej wystartował w finale 200 m. Niezależnie od tego musiałem jednak pokazać wolę walki i charakter podczas przepychanek, a to było dla mnie dużo ważniejsze i z jestem z tego bardzo dumny. Bieg z mojej perspektywy wyglądał bardzo chaotycznie – przepychanki po zejściu, drugie okrążenie po skrajnym torze i nierówne tempo. W tych warunkach lepiej ryzykować i nie trzymać się zasad najbardziej ekonomicznego biegania. Ten sukces dodał mi wiatru w żagle i zmotywował do kolejnych treningów. Co więcej, nigdy na hali nie miałem rewelacyjnych wyników, ale przez to, że lubię startować miałem okazję już drugi raz stanąć na najwyższym stopniu podium – pierwsze złoto zdobyłem w 2014 roku w Spale jako junior.

Kajetan Duszyński ze złotą odznaką AZS podczas Łódzkiej Gali Sportu Akademickiego 2019, fot. Paweł Burchardt

Po sukcesie w Toruniu z dużym optymizmem kontynuowałeś przygotowania do sezonu letniego. Byłeś akurat na zgrupowaniu kadry narodowej w Szklarskiej Porębie, kiedy w Polsce ogłoszono stan epidemii. Jak wy jako zawodnicy reagowaliście na te komunikaty?

Moja grupa dowiedziała się o konieczności powrotu do domów w zasadzie z godziny na godzinę. Podczas biegania w lesie trener dostał wiadomość, że odwołują obóz, a po obiedzie zdecydowana większość zawodników już opuściła ośrodek. Wcześniej dostawaliśmy szczątkowe informacje o zamknięciu COS-u w Zakopanem i odesłaniu sportowców do domów, ale łudziliśmy się, że uda nam się dokończyć nasze zgrupowanie.

Wróciłeś do Łodzi i próbowałeś dostosować się do nowej rzeczywistości. Zamknięte obiekty sportowe uniemożliwiły realizację szkolenia. Jak wyglądały twoje treningi zanim wprowadzono zakaz wchodzenia do parków i lasów i jak wyglądają teraz? Musieliście pewnie z trenerem opracować nowy plan szkoleniowy…

Było bardzo dużo niepewności i spontanicznie dostosowywaliśmy się do zmieniających warunków. Przed wprowadzeniem zakazu wstępu do lasów i parków byłem w okresie treningu o wysokiej objętości i sile. Takie treningi mogłem wykonywać spokojnie w łódzkich parkach. Przy okazji, poznałem parę nowych parków w Łodzi, które są dosyć małe, ale urokliwe. Po wprowadzeniu zakazu trening realizowałem głównie w domu, przez okres świąt wielkanocnych miałem wolne ze względu na drobne kłopoty zdrowotne wynikające z przeciążeń. Potem znów wróciłem do parków, jednak ze zmodyfikowanym treningiem. Trudno było powiedzieć do tej pory, do czego się tak naprawdę przygotowujemy. Teraz wiem, że poza Mistrzostwami Polski i paroma startami na mitingach krajowych nie mogę liczyć na inne zawody, ale jeżeli udałoby się wystartować przynajmniej pięć razy, byłoby bardzo dobrze.

Wszyscy czekamy na rozwój wydarzeń. Po majówce można wrócić do treningów na stadionie. Czekamy na zgodę na otwarcie siłowni. Istnieje pewnie szansa na organizację pierwszych zgrupowań sportowych za jakiś czas. Czy macie już przygotowane scenariusze z trenerem jak będziecie działać w kolejnych tygodniach, miesiącach?

Ważniejszą informacją będzie dla nas, kiedy będzie możliwe rozpoczęcie sezonu startowego. Aktualnie spodziewamy się tego na przełomie sierpnia i września. W takim przypadku rozpoczęcie treningów nawet w czerwcu pozwoliłoby na odpowiednie przygotowanie się do zawodów. Dotyczy to głównie treningu szybkościowego. Dlatego bardzo się cieszę, że już 4 maja wracam na stadion AZS Łódź i będę mógł korzystać z obiektów. Pewien problem stanowi brak dostępu do siłowni, gdyż nie wszystkie ćwiczenia, a szczególnie te wymagające większych ciężarów, można zaimprowizować w domu, ale cierpliwie poczekamy. Ewentualne scenariusze istnieją i będziemy je adaptować do rozwijającej się sytuacji.

Trzech najlepszych sportowców AZS Łódź w 2019 roku – Kamil Majchrzak, Jakub Kraska i Kajetan Duszyński, fot. Paweł Burchardt

Jak myślisz, na jakim etapie przygotowań teraz jesteś, jak dużo z procesu treningowego straciłeś do tej pory przez epidemię? Czy według ciebie możliwe będzie przygotowanie wysokiej formy na sierpniowo-wrześniowy sezon?

Szczerze mówiąc, ciężko to przewidzieć. Z mojego doświadczenia wiem, że jestem w stanie się przygotować trenując w Łodzi, mając dostęp do obiektów sportowych. Rozumiem, że można liczyć czas, który przesiedzieliśmy w domach, albo podczas którego realizowaliśmy trening zastępczy. Jednak zawodnicy niejednokrotnie wracali po miesiącach przerwy związanych z kontuzjami, kiedy nie trenowali w ogóle, a następnie po krótkich przygotowaniach byli w stanie startować na wysokim poziomie. Myślę, że jeżeli będziemy mieć odpowiednio dużo czasu na trening specjalistyczny na stadionie i siłowni oraz dopisze zdrowie, to start na Mistrzostwach Polski w wysokiej dyspozycji jest jak najbardziej możliwy. Nie ukrywam jednak, że jest to nie lada wyzwanie i próba dla szkoleniowców, aby odpowiednio przesunąć cykle treningowe. Podobnie trudna sytuacja wystąpiła w ubiegłym roku, gdzie zawodnicy startujący w Japonii na początku maja musieli mieć wysoką formę i próbować podtrzymywać ją aż do Mistrzostw Świata w Doha na przełomie września i października. Jednostki pokazały, że jest możliwe przygotowanie się do takiego sezonu.

Po przesunięciu Igrzysk Olimpijskich w Tokio na 2021 rok imprezą docelową miały być Mistrzostwa Europy w Paryżu, ale je także odwołano. Jak przyjąłeś tę wiadomość?   

Mistrzostwa Europy stanowiły główną motywację do tego sezonu. Jednak po ich odwołaniu nie załamuję się, dopóki jest nadzieja na zorganizowanie sezonu w kraju.

Jesteś obecnie doktorantem Interdyscyplinarnej Szkoły Doktorskiej Politechniki Łódzkiej. Do tej pory przez kilka lat, mimo licznych wyjazdów na zgrupowania i zawody, z powodzeniem łączyłeś studia z wyczynowymi treningami. Jak obecnie wygląda twoja edukacja? Czy za sprawą pandemii udaje ci się nadrobić jakieś zaległości?

Obecnie skupiam się właśnie na nadrobieniu zaległości spowodowanych wyjazdami na zgrupowania. Pracuję zdalnie tyle, ile mogę. Mógłbym się z tego cieszyć, ponieważ mam teraz dużo czasu i staram się spędzać go produktywnie. Jednak przełożenie Igrzysk Olimpijskich bardziej dotyka mojej kariery naukowej niż sportowej i nieco komplikuje moje plany. Podejmując kształcenie w Szkole Doktorskiej liczyłem się z tym, że to dużo bardziej absorbująca ścieżka niż studia i łączenie dwóch dziedzin – sportu i nauki na takim poziomie może być problemem. Spotkałem jednak wspaniałych ludzi, którzy mi zaufali i podali pomocną dłoń. Przeniesienie Igrzysk Olimpijskich na 2021 rok oznacza intensywne przygotowania przez kolejne kilkanaście miesięcy, a to może kolidować z moją karierą naukową. Na szczęście na razie nic nie jest jeszcze przesądzone.

Kajetan Duszyński ze sztafetą 4×400 m na podium Letniej Uniwersjady w Neapolu, fot. Paweł Skraba

Kajetan Duszyński – lekkoatleta, reprezentant AZS Łódź od 2015 roku, wychowanek TS AKS Chorzów, podopieczny trenera Krzysztofa Węglarskiego, wielokrotny reprezentant Polski na zawodach rangi międzynarodowej, brązowy medalista Letniej Uniwersjady w Neapolu w sztafecie 4×400 m (2019), finalista mistrzostw Europy w Berlinie (2018) i mistrzostw świata w Londynie (2017) w sztafecie 4×400 m, dwukrotny wicemistrz Europy do lat 23 w sztafecie 4×400 m (2015, 2017), siódmy zawodnik mistrzostw Europy na 400 m (2017), wielokrotny medalista mistrzostw Polski, multimedalista Akademickich Mistrzostw Polski, doktorant Interdyscyplinarnej Szkoły Doktorskiej Politechniki Łódzkiej 

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj