Poznajemy nowe władze w klubach uczelnianych AZS. W Szczecinie prezesem został wybitny wioślarz Marek Kolbowicz.
Choć dopiero za kilka dni poznamy nowe władze centralne Akademickiego Związku Sportowego, to już od jakiegoś czasu prowadzone są wybory w klubach uczelnianych i innych jednostkach AZS. Ważne decyzje podjęto m.in. na Pomorzu Zachodnim, gdzie nowym prezesem KU AZS Uniwersytetu Szczecińskiego został Marek Kolbowicz. Były znakomity wioślarz, czterokrotny mistrz świata i mistrz olimpijski z Pekinu 2008 zastąpi na tym stanowisku wieloletniego prezesa prof. Wiesława Deptułę.
Dwutorowa kariera
– Niektórzy sportowcy mogą po karierze odcinać kupony. No ale ja uprawiałem wioślarstwo… – śmieje się Kolbowicz. Członek legendarnej czwórki podwójnej, która przez lata nie miała sobie równych na torach całego świata, już wiele lat temu odnalazł pomysł na swoje „życie po życiu”.
– Objęcie funkcji prezesa to po prostu jakaś konsekwencja tego, co robiłem przez ostatnich kilkadziesiąt lat. W 1989 roku, gdy rozpadł się mój klub Czarni Szczecin, trafiłem do AZS pod skrzydła trenera Krzysztofa Krupeckiego i zostałem do dziś. Prowadziłem dwutorową karierę, bo profesjonalne uprawianie sportu łączyłem z nauką. To mi bardzo pomogło, bo już w 2002 roku zostałem zatrudniony na Uniwersytecie Szczecińskim na stanowisku asystenta. Po zakończeniu przygody z wioślarstwem nie odciąłem się od sportu. Zostałem przy AZS, aktywnie się udzielam, choć nigdy nie miałem zamiaru zostać prezesem klubu uczelnianego. To od całego środowiska sportowego związanego z naszym uniwersytetem wyszedł pomysł, bym kandydował. Może to dlatego, że od dawna mówi się u nas, że jeśli czegoś nie można załatwić, to Kolbowiczowi na pewno się uda. Czyli gdzie diabeł nie może, tam Marka pośle – mówi 49-latek, który jest także szczecińskim radnym oraz pracownikiem Wydziału Kultury Fizycznej i Zdrowia Uniwersytetu Szczecińskiego.
Kolbowicz zdaje sobie sprawę, że bycie prezesem klubu nie będzie klasyczną ciepłą posadką, zmuszającą jedynie do kilkugodzinnych wizyt w biurze. Czeka go sporo pracy niedającej wielu profitów.
– To nie problem! Ważny będzie dla mnie zwłaszcza kontakt ze studentami. Będę robił wszystko, by im pomagać. Nawet w drobnych sprawach, takich jak np. załatwienie transportu – podkreśla Kolbowicz, posiadający również tytuł doktorski. Co ciekawe, swoją pracę obronił dwa miesiące przed igrzyskami w Londynie w 2012 roku. To ewenement, ale jednocześnie dowód na to, że można skutecznie prowadzić dwutorową karierę.
Wspomnienia zza oceanu
A jakie cele stawia sobie nowy prezes?
– Kiedy mnie wybrano, zażartowałem, że moim celem jest to, by każdy student naszego uniwersytetu był członkiem AZS. Teraz jednak myślę sobie, że można o to powalczyć. Nie każdy musi zostać mistrzem świata, ale każdy student może wyrobić sobie naszą legitymację, spróbować swoich sił w różnych dyscyplinach w ramach zajęć na uczelni. Może trochę potrenuje, pojedzie na jakieś zawody i nagle odkryje nową, wielką pasję? A jeśli tak się nie stanie, to przecież dzięki temu zadba przynajmniej o własne zdrowie – mówi szczecinianin, niemający wątpliwości, że życie działacza, polityka lub prezesa jest znacznie trudniejsze od życia sportowca.
– Dla mnie kariera sportowa była najpiękniejszym okresem. Na wszystko miałem czas, zawsze byłem wypoczęty. Owszem, jest ona obarczona pewnym wysiłkiem fizycznym i intelektualnym, zwłaszcza jeśli łączy się uprawianie sportu z nauką. Jednak zawodnik, szczególnie na pewnym poziomie, gdy jest członkiem kadry, ma naprawdę klawe życie. W reprezentacji zajmuje się nim sztab ludzi, trener, lekarz. Przyjeżdżasz na zgrupowanie i niczym się nie martwisz. Pokój będzie posprzątany, łóżko pościelone, śniadanie podane. Zero stresu. A teraz muszę łapać wiele srok za ogon – opowiada nasz rozmówca, posiadający mnóstwo pięknych wspomnień związanych z Akademickim Związkiem Sportowym.
– Cała nasza złota czwórka należała do AZS. Razem ze mną w Szczecinie był Konrad Wasielewski, Adam Korol to człowiek AZS AWFiS Gdańsk, a Michał Jeliński AZS AWF Gorzów. Z Adamem Korolem byliśmy jeszcze w osadzie, która lata temu zdobywała medal Akademickich Mistrzostw Świata. Działo się dużo. Jednak w trakcie mojej przygody z AZS najwspanialszym wydarzeniem była wyprawa do Buffalo na uniwersjadę w 1993 roku. To był mój pierwszy rok na poziomie seniorskim. Gdy przyjechaliśmy do USA, wprost oniemiałem z zachwytu. Fajnie było już podczas ceremonii otwarcia. Jakaś Kanadyjka pięknie śpiewała, ale nikt nie miał pojęcia, kto to jest. Po jakimś czasie zorientowałem się, że to była… Celine Dion! To był naprawdę kapitalny wyjazd. Nie tylko dlatego, że wraz z kolegami zdobyłem brązowy medal. Choć organizatorem studenckich igrzysk było amerykańskie Buffalo, to wioślarze startowali w kanadyjskim mieście St. Catharines. Mieliśmy zatem dwie wizy, regularnie jeździliśmy obok wodospadu Niagara. Na zawodach dostaliśmy zielone koszulki polo Adidasa. Wtedy to był rarytas. Świetnie w nich wyglądaliśmy! Ponadto poznałem też Polaków mieszkających w Kanadzie i do tej pory utrzymuję z nimi kontakt – zaznacza Kolbowicz, przypominając, że większość sukcesów polskiego sportu jest dziełem ludzi związanych właśnie z AZS. – Stowarzyszenie pomaga przede wszystkim wejść w seniorską karierę. O tym też warto pamiętać – dodaje na koniec.
Foto: Archiwum prywatne
Materiał dostępny także na stronie patrona medialnego – Przeglądu Sportowego: TUTAJ