Artur Noga obiecująco rozpoczął nowy sezon lekkoatletyczny od świetnych wyników w hali. Wyczyszczenie kalendarza startów w najbliższych miesiącach nie sprawia, że 31-latek porzuca marzenia o kolejnych igrzyskach olimpijskich.
Z najważniejszą imprezą czterolecia na azjatyckiej ziemi wiążą go miłe wspomnienia, a szczególnym sentymentem może darzyć Pekin. W 2006 roku zachwycił tam wszystkich. Podczas juniorskich mistrzostw świata Noga zwyciężył z rewelacyjnym czasem 13,23 s. Z kolei podczas igrzysk w Pekinie w 2008 roku, po latach sukcesów na arenie juniorskiej i młodzieżowej, ówczesny 20-latek przebrnął aż do finału biegu na 110 metrów przez płotki. Przybiegł dopiero piąty, ale czas na kolekcjonowanie medali wśród seniorów miał dopiero nadejść. Pomiędzy pekińskimi imprezami zgarnął złoto na ME juniorów w holenderskim Hengelo, a w 2009 roku w Kownie stał się najlepszym płotkarzem globu wśród młodzieżowców.
Świat lekkoatletyki stał dla Nogi otworem. W kraju był uważany za wschodzącą gwiazdę, a w imprezach mistrzowskich na świecie czy Starym Kontynencie zawsze był przynajmniej w gronie półfinalistów. W 2012 roku wskoczył na najniższy stopień podium ME w Helsinkach i wyrównał rekord Polski należący do Artura Kohutka (13,27 s), ale wysokiej formy nie potwierdził już w czasie igrzysk w Londynie. Tuż po starcie w biegu eliminacyjnym raciborzanin doznał kontuzji. Żal tym bardziej, że sam Noga planował przynajmniej powtórzyć miejsce z Pekinu.
Kontuzje nigdy go nie oszczędzały i ciężko mu było wykonać krok naprzód. Sam poszukiwał czegoś nowego. W 2015 roku, po dwóch latach startów w AZS AWF Kraków, Noga przeniósł się do SKLA Sopot. Poprawy rezultatów nadal jednak nie było. Wciąż wiele brakowało, by nawiązać do czasów sprzed lat. Na przeszkodzie w powrocie do formy wciąż przeszkadzało zdrowie, ale i własne błędy.
– Nawet gdy tylko dochodziłem do lepszych wyników, to problemy zdrowotne znów wracały. To była bariera nie do przeskoczenia. W zasadzie od gimnazjum przez całą karierę trafiły mnie urazy, ale do pewnego czasu nadążałem z powrotem do sił i formy na imprezy mistrzowskie. Muszę uczciwie przyznać, że przez ostatnie lata strefa odnowy biologicznej, łącznie ze współpracą z fizjoterapeutą, była zaniedbana. Sam też nie jestem bez winy. Zamiast odpuścić i dojść do pełnej sprawności, podejmowałem treningi mimo delikatnych bólów. Dużo straciłem przez to, ale człowiek uczy się na własnych błędach. Zmieniłem szkoleniowca głównego, a do tego pracuję z trenerami personalnymi w zakresie treningu funkcjonalnego i systematycznie widuję się z fizjoterapeutą. Wszystko się zazębia i zaczyna przynosić efekty – opowiada Noga.
Pod koniec zeszłego roku przyszedł czas na kolejne zmiany. Noga związał się z AZS AWF Warszawa. – AZS AWF zaoferował dobre warunki treningowe i spokój w przygotowaniach do igrzysk. Fakt, że mieszkam w Warszawie, również pomógł w podjęciu decyzji. Ponadto, w klubie jest także pomysł na mnie po zakończeniu kariery. Póki co nie zamierzam jednak zawieszać kolców. Dużo będzie zależało od zdrowia i wyników – przedstawia sytuację płotkarz.
Poza tym po siedmiu latach współpracy Noga rozstał się z Michałem Łukasiakiem. Opiekę nad nim przejął Paweł Rączka. W odróżnieniu od innych lekkoatletów wspólnie wybrali przygotowania w kraju.
– Stwierdziliśmy, że chcąc poprawić technikę, nie ma sensu wyjeżdżać na jakiekolwiek zgrupowanie. Odwołanie obozów specjalnie mnie nie dotyczy, gdyż jedynie w ramach klubu mieliśmy wyjechać do Wisły. Docelowo do igrzysk przygotowania miały i mają się odbywać na własnej ziemi, w Polsce – mówi Noga.
W pierwszych miesiącach współpracy z Rączką pojawiła się iskierka nadziei. W Orlen Cup w Łodzi w mocno obsadzonym biegu Noga zajął piątą pozycję (7,77 s), a podczas halowych Mistrzostw Polski w Toruniu był drugi (7,68 s), przegrywając jedynie z Damianem Czykierem.
– Przed epidemią, z treningu na trening widziałem, że moja dyspozycja wzrasta, tylko w rywalizacji jeszcze wychodziły stare nawyki. Potrzebuję troszeczkę czasu, by w zawodach biegać lepiej technicznie. Usłyszałem od wielu osób, że przyjemnie oglądało się mój bieg w Toruniu. Zszedłem poniżej 7,70 sekundy, ale nie jestem w pełni zadowolony z siebie. Będę dopiero wtedy, gdy wszystkie rzeczy z treningów zdołam sprzedać na zawodach – przyznaje reprezentant Polski.
Noga w dobie epidemii nie marnuje czasu i cały czas dba o sportową dyspozycję. – Kombinujemy, jak możemy, żeby nie stracić jak najwięcej z formy, chociaż daleko jest do normalnego treningu. Nie mogąc korzystać ze stadionów czy siłowni, trzeba szukać alternatywy. Nie ukrywam, że gdy umożliwiono wyjścia do lasów, to wykonaliśmy w zastępstwie treningi biegowe. Zazwyczaj odbywaliśmy je w październiku czy listopadzie, więc trzeba było cofnąć w przygotowaniach. Z drugiej strony wiadomo, że letni sezon został dość mocno naruszony. W planach są chociaż mistrzostwa Polski, więc miejmy nadzieję, że się odbędą – liczy po cichu 32-latek, który myśli o swoich trzecich igrzyskach olimpijskich. – Wierzę w występ w Tokio.. Uważam, że nadal stać mnie na szybkie bieganie.
wsp. Artur Kluskiewicz