Na trzecim miejscu zmagania w Akademickich Mistrzostwach Europy w koszykówce zakończyli zawodnicy Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Brązowe medale wywalczone we Włoszech smakują tym bardziej, że turniej nie był łatwy dla Polaków. – Bolonia zostanie w naszych sercach na długo – mówią przedstawiciele naszej kadry.
Gdynianie do Bolonii pojechali jako Akademiccy Mistrzowie Polski. Przypomnijmy, że w turnieju finałowym w Krakowie okazali się bezkonkurencyjni, a w meczu o złoto pokonali gospodarzy, czyli Akademię Górniczo-Hutniczą 100:75. Co więcej, pierwsze miejsce wywalczyła również żeńska ekipa AMW, więc gdynianie mogli świętować podwójnie. – Z tego, co słyszałem, to pierwszy taki przypadek w historii naszej uczelni – mówił Grzegorz Kamiński, który został MVP turnieju.
Do Bolonii, gdzie odbyły się Akademickie Mistrzostwa Europy, pojechała jednak tylko męska ekipa AMW. Co prawda Kamińskiego również zabrakło w składzie, ale ekipę prowadzili inni znakomici zawodnicy, na czele z koszykarzami grającymi w ORLEN Basket Lidze: Marcelem Ponitką ze Śląska Wrocław czy Wojciechem Czerlonko ze Stali Ostrów Wielkopolski. Drużynę uzupełniło wielu pierwszo- czy drugoligowców, a cała ekipa chciała się zaprezentować jak najlepiej, choć jasnego celu sobie nie postawiła. – Walczymy po prostu o zwycięstwo w każdym kolejnym meczu. Atmosfera jest super, przeprowadzamy integrację z innymi krajami, gdzie również nie brakuje megasportowców. Każda uczelnia ma zawodników na wysokim poziomie – mówił po kilku dniach spędzonych w Bolonii Czerlonko.
– Bolonia na pewno na długo pozostanie w naszych sercach – mówił już w trakcie turnieju Maciej Sapiejka, opiekun naszej ekipy AMW. – Malownicza miejscowość w słonecznej Italii była połączeniem sportowej rywalizacji i możliwości spędzenia wolnych chwil w mieście, które znane jest z tradycyjnej, kalorycznej kuchni. Warunki, jakie zapewnił nam organizator były na bardzo wysokim poziomie. Zawodnicy nie mogli na nic narzekać, bo oprócz świetnego jedzenia w hotelu była także okazja do skorzystania z basenu. Dni pędzą jak szalone, a to jasny sygnał, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Najważniejszy był jednak sport. W fazie grupowej AMW trafiła na Uniwersytet Techniczny w Monachium, Uniwersytet Boloński, czyli gospodarzy, a także Uniwersytet w Bazylei. Na inaugurację nasi zawodnicy przegrali jednak z Niemcami 67:71 przez znacznie słabszą grę w drugiej części meczu. – Podeszliśmy do tego spotkania nie do końca gotowi, ale mimo wszystko do przerwy udało nam się zdobyć 17 punktów przewagi – relacjonuje Czerlonko. – W drugiej połowie wkradło się mocne rozluźnienie i rywale zdobyli sporo punktów. Taka seria przeciwnika sprawiła, że nie potrafiliśmy się podnieść i Niemcy do końca kontrolowali przebieg spotkania. Mogliśmy zagrać lepiej, bo zabrakło wspomnianej koncentracji i zgrania.
Gdynianie musieli się już skupić na kolejnym meczu, bo tylko zwycięstwo z Uniwersytetem Bolońskim dawał im zachowanie możliwości gry w fazie pucharowej. Tym razem AMW pokazała klasę i zwyciężyła 85:77. – Wiedzieliśmy, że to mecz o wszystko i podeszliśmy do niego skoncentrowani – mówi Czerlonko. – W drugim meczu wiedzieliśmy że to jest mecz o wszystko i podeszliśmy do niego skoncentrowani. Byliśmy pewni, że musimy się pokazać z jak najlepszej strony wiedząc, że gramy z gospodarzem, który jest bardzo dobrym zespołem. Od samego początku narzuciliśmy swój styl grania i wygraliśmy ten mecz ośmioma punktami.
Aby znaleźć się w ćwierćfinale, w trzecim meczu grupowym AMW musiała wygrać z Uniwersytetem w Bazylei i nie musiała oglądać się na pozostałe wyniki. Polacy nie mieli litości dla Szwajcarów i zwyciężyli 106:67. – Ustawiliśmy to spotkanie pod własne dyktando i pewnie wygraliśmy 39 punktami – dodaje Czerlonko.
W ćwierćfinale zawodnikom z Gdyni przyszło zmierzyć się z bardzo mocnym Uniwersytetem w Walencji, który wygrał rywalizację w swojej grupie. AMW dobrze rozpoczęła spotkanie, by jeszcze do przerwy stracić przewagę (43:43). W drugiej połowie spotkanie było niezwykle wyrównane – na tyle, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Ostatecznie w dodatkowym czasie klasę pokazali zawodnicy AMW i to oni minimalnie triumfowali w całym meczu 86:85 i awansowali do półfinału!
– Bardzo się cieszę że zwycięstwa! Drużyna pokazała ogromny charakter i wolę walki. Mimo, że jest to okres odpoczynku między sezonami to chłopacy nie odpuszczają. Najbardziej cieszę się z tego, że udało się po raz kolejny stworzyć fajny zespół, który bije się o każdą piłkę! – mówił po meczu trener Kamil Sadowski. – Mecz z Walencją był bardzo ciężki, ponieważ styl gry Hiszpanów nie jest dla nas idealny. Udało się jednak odreagować i realizowaliśmy swój założony przed meczem plan praktycznie przez cały czas. Warto pochwalić Marcela Ponitkę, który po dwóch stronach boiska wykonuje tytaniczną pracę i ciągnie zespół w trudnych chwilach. Przed nami ciężki półfinał, ale liczę, że jesteśmy w stanie po raz kolejny odnieść sukces i zagrać w wielkim finale, a dziś dziękuję drużynie za zaangażowanie.
Niestety ostatecznie w finale zawodnikom AMW nie udało się zagrać, bowiem w półfinale znacznie lepiej dysponowani byli Litwini z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie. Od początku prezentowali się lepiej, a do przerwy prowadzili już 34 punktami. To ustawiło im spotkanie, ostatecznie AMW przegrała 73:97, ale wciąż zachowała szansę na brązowy medal.
A w “małym finale” gdynianie spotkali się w niedzielę z Uniwersytetem w Zagrzebiu. Pierwsza kwarta zakończyła się remisem 15:15, a drugą gdynianie przegrali 19:24. Klasę pokazali jednak po przerwie, bowiem zbudowali przewagę (wygrana 24:6!) i w czwartej mogli kontrolować spotkanie. A mecz zakończyli przepiękną trójką rzuconą przez Mateusza Orłowskiego i brązowe medale zdobyli wygrywając 66:59.
– Ten sukces jest dla nas ogromnym osiągnięciem, tym bardziej, że to pierwszy taki medal dla naszej uczelni. Nie był to łatwy turniej, bo przez cały jego przebieg mieliśmy sporo wzlotów i upadków. Zaczęliśmy od przegranej, ale potem pokazaliśmy charakter. Graliśmy równo aż do końca, nie poddawaliśmy się i w efekcie mamy brąz. Wiadomo, że każdy chciałby zagrać w finale, ale my cieszymy się z wygranej w naszym “małym finale”. A jak będziemy świętować? To już nasza słodka tajemnica! – uśmiecha się Orłowski.