– Do teraz mam ciarki jak o tym myślę – wspomina swój tegoroczny sukces na Mistrzostwach Polski na 5 km Szymon Dorożyński. Reprezentant AZS Politechniki Opolskiej wrócił do biegania po przerwie spowodowanej kontuzją i zdobył swój pierwszy złoty medal w kategorii seniora. Obecnie łączy karierę zawodniczą z prowadzeniem zajęć w ramach Szkoły Biegowej.
Miniony rok był dla Ciebie bardzo intensywny i chyba dość udany. Jak go podsumujesz? Z czego jesteś najbardziej zadowolony, a co nie do końca poszło po Twojej myśli?
Intensywny tak, udany trochę mniej. Pod względem startów to był bardzo intensywny rok. Akademickie Mistrzostwa Polski, Mistrzostwa Wojska Polskiego, Mistrzostwa Polski PZLA – samych biegów mistrzowskich było tyle, że nie można ich zliczyć na palcach jednej ręki. Ktoś powie, że to był udany rok, bo zdobyłem dwa medale Mistrzostw Polski Seniorów. Dla mnie nie to się liczy, zabrakło czasu na ważne starty i ważne mitingi. Poprawiłem rekord życiowy na 5000 m, ale powiedzmy sobie szczerze – wynik 14:14 nie daje nic w skali Europy. W innych krajach w takim czasie biegają 16-18 latkowie. Fakt jest taki, że na Mistrzostwa Polski PZLA nie przyjechali czołowi polscy biegacze, bo dzisiaj medal Mistrzostw Polski nie daje nic. Nawet szkolenia kadrowego. Zadowolony natomiast jestem z progresu, bo wracam po kontuzji i widać, że organizm się regeneruje i jeszcze przez kilka najbliższych lat będę mógł biegać.
Zaskoczyłeś wszystkich zdobywając tytuł mistrza Polski w biegu na dystansie 5 km, rozegranego podczas 13. edycji Biegu Ursynowa. To był dla Ciebie powrót na podium MP po kilku latach, a jednocześnie pierwsze złoto w kategorii seniora. Czy spodziewałeś się tego sukcesu? Jak wspominasz ten bieg?
Do teraz mam ciarki jak o tym myślę. Jechałem tam z nastawieniem na walkę, gdyż sprawdzałem wcześniej wyniki z poprzednich lat. Dodatkowo w kwietniu na atestowanej, pięciokilometrowej trasie w Bydgoszczy na Festiwalu Wiosennym pobiegałem samotnie około 14:40, a ten wynik rok wcześniej w Warszawie dawał medal. Przed biegiem obawiałem się najbardziej Henia Szosta, Kamila Karbowiaka, Jakuba Nowaka czy Emila Dobrowolskiego. Podczas tamtego biegu miałem kryzys na drugim kilometrze, jednak szybko minął. Później na czwartym kilometrze zaczęło się ściganie. Henia dogoniłem na 200 metrów do mety, a zakończenie tej historii już znacie.
Latem zdobyłeś także srebro Mistrzostw Polski Seniorów na 5000 m na stadionie. Który z medali było łatwiej zdobyć – ten na ulicy, czy na stadionie?
Łatwiej było zdobyć medal w Warszawie, bo nie było presji. W Sieradzu była już presja na wynik – to miał być pierwszy i ostatni start na stadionie na 5000 m. Był to też start docelowy, więc chciałem tam jak najlepiej wypaść.
Jesteś zawodnikiem AZS Politechniki Opolskiej. W bogatej kolekcji Twoich sukcesów znajdują się także medale Akademickich Mistrzostw Polski – w tym roku triumfowałeś w AMP w biegach przełajowych, a na AMP w lekkiej atletyce sięgnąłeś po srebrny medal na 3000 m. Jak oceniasz poziom sportowy i organizacyjny zawodów akademickich w porównaniu z innymi imprezami, w których masz okazję brać udział?
AMPy są świetną imprezą. PZLA powinno brać przykład z organizacji i całej otoczki. Dla mnie Akademickie Mistrzostwa Polski powinny być organizowane razem z Mistrzostwami Polski. Na Mistrzostwach startuje 15-20 zawodników, a na AMPach czuć ducha rywalizacji. Stajesz na starcie w biegach przełajowych, a tam po lewej i prawej stronie 40 metrów zawodników i to w dwóch, trzech rzędach – aż chce się biegać.
Biegi uliczne, biegi przełajowe, biegi na stadionie… W ciągu roku startujesz w wielu różnych imprezach biegowych. W których z nich czujesz się najlepiej? Jaki dystans najbardziej Ci odpowiada?
Okazuje się, że najbardziej odpowiada mi dystans 5 km. Biegając we wcześniejszych latach na 10 kilometrów, gdzieś zawsze około 6-7 kilometra coś mnie łapało, jakaś kolka, kwas mnie „zalewał”, zawsze coś. Pięć kilometrów, nawet zaczynając mocno, potrafię pokonać ze stałą prędkością, czy nawet jeszcze przyspieszając dobiec do końca.
Nie sposób nie zauważyć w Twoim życiorysie sportowym dość długiej przerwy w startach. Czym ona była spowodowana i co zmotywowało Cię do powrotu do rywalizacji?
W 2014 roku zaczęły się problemy z Achillesem – najpierw lewy, wyleczyłem go, później prawy i to się tak ciągnęło do czerwca 2016 roku. Jak przestawało boleć, to od razu wchodziłem w ciężki trening i po 2-3 miesiącach pracy znowu zaczynało boleć. Wtedy postanowiłem dać sobie spokój. W międzyczasie ktoś w AZS sobie o mnie przypomniał i zaproponował mi prowadzenie zajęć dla biegaczy, prawie rok czasu prowadziłem te zajęcia w dresie, nie biegając. Wyjechałem do Holandii na wakacje do pracy, we wrześniu poszedłem na szkolenie wojskowe i tam widząc jakie korzyści daje sport w wojsku stwierdziłem, że może znowu zacznę się ruszać, bo zapomniałem o bólu. Po zakończeniu kursu pogodziłem się z butami biegowymi i wyszedłem biegać razem z moimi amatorami. To dzięki nim zacząłem systematycznie biegać. Pojechałem na jedne i drugie zawody. Wynik był przyzwoity, więc jesienią w 2018 roku stwierdziłem, że poświęcę się jeszcze raz i spróbuje. Tylko nie pod dystans 10 kilometrów, bo objętościowo mogę nie wytrzymać tego treningu i znów złapać kontuzję, a pod konkurencję 5 kilometrów. Jak widać – opłaciło się.
No właśnie, prowadzisz obecnie Szkołę Biegową KU AZS Politechniki Opolskiej. Czy łatwo Ci się wcielać w rolę trenera? Wolisz być trenerem, czy zawodnikiem? Jakie są największe wyzwania związane z prowadzeniem zajęć biegowych?
Zdecydowanie wolę być zawodnikiem. Dostaję plan od trenera i o niczym nie myślę, tylko zakładam ciuchy i idę biegać. Bycie trenerem to ciężka praca. Musisz przemyśleć mikro i makrocykle. Do każdego zawodnika podchodzę indywidualnie. Regularnie spotykamy się na zajęciach Szkoły Biegowej i czasami jest tak, że dzielę zawodników na trzy grupy, gdzie każdy zespół biega inny trening. Po moich 15 latach treningu łatwo mi dobierać jednostki treningowe dla moich zawodników, jednak wiem, że przede mną jeszcze dużo nauki pod tym względem. Chcę się rozwijać i szkolić jako trener, aby moi zawodnicy osiągali jak najlepsze rezultaty bez łapania kontuzji. Może za kilka lat ktoś pójdzie w moje ślady 😉
Jakie są Twoje najbliższe plany sportowe? Jakie cele stawiasz przed sobą?
W 2020 roku chciałbym złamać 14 minut na 5000 metrów i obronić tytuł Mistrza Polski z Warszawy. Do tego czeka mnie kilka dodatkowych i ważnych startów, takich jak Akademickie Mistrzostwa Polski w przełajach i te na stadionie w Chorzowie czy Mistrzostwa Wojska Polskiego.
Fot. Sławoj Dubiel