To był najlepszy sezon w karierze Klaudii Wojtunik. Płotkarce AZS Łódź zabrakło co prawda jednego miejsca w rankingu do wywalczenia kwalifikacji na igrzyska olimpijskie w Paryżu, ale przez ostatnie miesiące imponowała wysoką formą i zawziętą walką o realizację wyznaczonych celów.

– Nazywam się Wojtunik, znak zodiaku Byk – tak przed dwoma laty Klaudia Wojtunik skomentowała swój kolejny tytuł akademickiej mistrzyni Polski na 100 m przez płotki, kiedy rywalki deptały jej po piętach i wydawało się, że o złoto tym razem łatwo nie będzie.

To stwierdzenie stało się wyrazem siły charakteru lekkoatletki AZS Łódź i tego, że nigdy się nie poddaje. W sezonie 2024 pokazywała to na każdym kroku. Osiem biegów poniżej 13 sekund oznaczało stabilizację formy na wysokim poziomie. Nie dość powiedzieć, że dotychczas sztuka złamania tej magicznej bariery udała się Klaudii tylko raz – w 2021 roku, kiedy zdobywała brązowy medal mistrzostw Europy do lat 23. Kolejne sezony kończyła odpowiednio z rezultatami 13,05 s i 13,00 s.

– Przed sezonem 2024 postawiłam sobie jasne cele – przede wszystkim, by być zdrową i unikać kontuzji. Chciałam skupić się na tym aspekcie, ponieważ wiedziałam, że bez tego nie zrobię postępów. Ucząc się na błędach z 2023 roku, razem z trenerem Mikołajem Justyńskim opracowaliśmy plan, by temu sprostać. I udało się! – wspomina cele na sezon 2024 Klaudia Wojtunik. – Minimum, jakie sobie założyłam, to była to walka o kwalifikację na mistrzostwa Europy w Rzymie. Jeśli chodzi o Igrzyska Olimpijskie, z tyłu głowy miałam myśl o nich i widziałam szansę na udział, ale tak bardzo skupiłam się na Mistrzostwach Europy, że cała moja uwaga była skoncentrowana właśnie na nich – dodaje.

Zawodniczka AZS Łódź stosunkowo wcześnie rozpoczęła sezon letni, bo czasu na realizację misji „mistrzostwa Europy w Rzymie” było niewiele – impreza odbywała się w pierwszej połowie czerwca. Awans na ME dawało wypełnienie minimum, wynoszącego 12,97 s lub zajęcie odpowiednio wysokiego miejsca w rankingu europejskim. Już podczas pierwszych startów na początku maja na mityngach w Grecji Wojtunik biegała szybko – 13,07 s w Alexandrii i 13,17 s w Kalamacie, co pozwoliło na zdobywanie cennych punktów rankingowych. Podczas Memoriału im. Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim w Chorzowie Klaudia była najszybsza z Polek, poprawiając najlepszy wynik w sezonie – 13,02 s. Taki sam czas uzyskała kilka dni później w norweskim Bergen.

– Moja koncentracja wyłącznie na ME oczywiście nie trwała długo, bo kilka pierwszych startów wystarczyło, aby awansować także w rankingu olimpijskim i wtedy ze spokojną głową o mój udział w ME zaczęła się nowa przygoda i walka o najwyższy cel, jakim stały się igrzyska olimpijskie. Po pierwszych dwóch – trzech pierwszych uwierzyłam, że Paryż jest w moim zasięgu, mimo że pojawiały się błędy na płotkach, ale czasy i tak były naprawdę satysfakcjonujące – relacjonuje Wojtunik.

Pod koniec okresu kwalifikacyjnego podopieczna trenera Mikołaja Justyńskiego mogła być już niemal pewna startu w Rzymie, ale na mityngu w niemieckim Dessau przypieczętowała swoje powołanie na ME. Wojtunik ustanowiła nowy rekord życiowy i wypełniła wskaźnik na czempionat Starego Kontynentu – 12,96 s.

W Rzymie Klaudia Wojtunik napisała osobny rozdział w historii swojej kariery i dała się poznać szerokiej rzeszy kibiców z całej Europy. W eliminacjach 100 m przez płotki płotkarka AZS Łódź została zdyskwalifikowana za falstart i wydawało się, że marzenia o dobrym starcie przepadły bezpowrotnie. Polska reprezentacja złożyła jednak protest, który został uznany i Wojtunik dostała szansę walki o awans do półfinału w dodatkowym, samotnym biegu eliminacyjnym. Oczy całej Europy były zwrócone tylko na nią. Polka musiała pobiec 13,22 s lub szybciej. W trakcie biegu nie ustrzegła się błędów – dwa rozstawy płotków pokonała na cztery kroki. Kiedy przekroczyła linię mety zegar się nie zatrzymał, ale chwilę później wyświetlił rezultat – 13,22 s…

Samotny bieg Klaudii Wojtunik odbił się szerokim echem w mediach społecznościowych i nie tylko. Otrzymaną szansę zawodniczka AZS Łódź wykorzystała najlepiej jak mogła. W półfinale poprawiła rekord życiowy – 12,84 s. Do wymarzonego finału zabrakło jej zaledwie… jednej setnej sekundy, ale dziewiąte miejsce przyjęła jako sukces. Ponadto zaczęła wzbudzać coraz większe zainteresowanie kibiców.

– Odbiór mojego występu na Mistrzostwach Europy był bardzo pozytywny. Dla mnie było to coś nowego i bardzo budującego. Czytałam wiele wiadomości, kibice gratulowali mi walki i mówili, że jestem przykładem sportowca, który nigdy się nie poddaje. To jest dla mnie największy komplement, jaki mogę usłyszeć – przyznaje Wojtunik. – Mimo że od mistrzostw Europy minęło już kilka miesięcy, na mityngach jestem rozpoznawana i coraz więcej osób podchodzi do mnie, by zrobić sobie zdjęcie albo zapytać, jak to możliwe, że pobiegłam wtedy na cztery kroki między płotkami. Zawsze pojawia się uśmiech na mojej twarzy, ale odpowiedź na to pytanie jest trudna, bo sama do końca nie wiem, jak to się stało. Cudem dobiegłam do mety, i to z wynikiem szybszym o jedną setną sekundy, niż było wymagane! Coś niesamowitego! – dodaje.

Sytuacja podopiecznej trenera Mikołaja Justyńskiego w rankingu olimpijskim była coraz lepsza. Niewiele brakowało – a dokładnie wiatru słabszego o 0,2 m/s – by tydzień po mistrzostwach Europy Klaudia Wojtunik mogła cieszyć się z kwalifikacji olimpijskiej. Na mityngu w Atenach uzyskała świetny rezultat 12,67 s (minimum olimpijskie wynosiło 12,77 s), ale z nieregulaminowym wiatrem +2,2 m/s. To właśnie ten bieg był dla płotkarki AZS Łódź najlepszym momentem sezonu.

– Początkowo myślałam, że najlepszym momentem w sezonie był mój udział w Mistrzostwach Europy i zajęcie dziewiątego miejsca, ale jednak nie. Zdecydowanie najbardziej cieszę się z wyniku 12,67 s, który uzyskałam w Grecji. Wiatr tam bardzo się zmieniał – raz wiał w twarz, raz w plecy, a ostatecznie w moim biegu był zbyt mocny i wynosił +2.2 m/s. Byłam bardzo zaskoczona i nie mogłam w to uwierzyć. Teraz wiem, że dzięki temu wynikowi jestem w stanie systematycznie biegać nawet w granicy 12,70 s. Otworzyło mi to oczy i dało wiarę w mój potencjał – mówi Wojtunik.

Apetyt rósł w miarę jedzenia i po mityngu w Atenach już nikogo nie zdziwiłoby wypełnienie przez Polkę minimum do Paryża. W Poznaniu na Memoriale im. Czesława Cybulskiego Wojtunik potwierdziła wysoką dyspozycję, dwukrotnie łamiąc barierę 13 sekund – 12,87 s i 12,98 s. Kwalifikacja na igrzyska olimpijskie nadal była w jej zasięgu, ale by utrzymać wysoką pozycję w rankingu, zawodniczka AZS Łódź potrzebowała dobrego startu na mistrzostwach Polski. Niestety, w Bydgoszczy bieg eliminacyjny zupełnie jej nie wyszedł i nie awansowała do finału. To był niewątpliwie najtrudniejszy moment sezonu, co sama przyznaje.

– Najbardziej bolesnym momentem były Mistrzostwa Polski w Bydgoszczy. Ten bieg był dla mnie ostatnią szansą. Byłam skupiona i w najlepszej formie, ale kilka dni przed zawodami rozchorowałam się i sporo straciłam na wadze. To było dla mnie bardzo kosztowne. Przyjechałam do Bydgoszczy, aby przypieczętować to, co praktycznie już miałam – wyjazd na igrzyska. Niestety, niesprzyjający wiatr, osłabienie organizmu i silne uderzenie o trzeci płotek przekreśliły moje szanse na medal i zdobycie kolejnych punktów do rankingu olimpijskiego. Wtedy pojawiło się pierwsze mocne zwątpienie i strach.

Klaudia Wojtunik, znana z tego, że nigdy się nie poddaje, także i tym razem nie złożyła broni. Zaledwie kilka godzin po nieudanym biegu w Bydgoszczy podjęła z trenerem decyzję o starcie w Warszawie kolejnego dnia. I tam znów udowodniła, że przygotowała na ten rok znakomitą formę. W niemal samotnych biegach uzyskała rezultaty 12,93 s i 12,94 s. Niestety, mityng ten nie był zaliczany do rankingu olimpijskiego i jedynie wypełnienie minimum przypieczętowałoby jej wyjazd do Paryża. Pozostawało czekać na ogłoszenie list rankingowych…

Zaledwie dwa dni później opublikowano ranking. Wojtunik zajmowała w nim 41. miejsce, pierwsze niedające prawa startu we Francji. To nie musiał być ostateczny werdykt, ale niestety był – akurat w konkurencji 100 m przez płotki nie doszło do żadnych relokacji i lekkoatletka AZS Łódź pozostała pierwszą płotkarką niejadącą na igrzyska. Sezonu jednak nie zakończyła. W lipcu w Luksemburgu jeszcze raz pobiegła poniżej 13 sekund – 12,91 s. Po krótkiej sierpniowej przerwie powróciła na bieżnię. Najlepszy rezultat w tej części sezonu osiągnęła na mityngu Diamentowej Ligi w Chorzowie na Stadionie Śląskim – 13,02 s i na początku września zakończyła starty w tym roku.

– To zdecydowanie sezon, który na długo pozostanie w mojej pamięci i będę go wspominać z dumą. Był dla mnie przełomowy, a wiem, że na jego bazie zbuduję jeszcze lepsze kolejne sezony. Nic nie jest mi straszne, a moja silna psychika jest moim największym atutem. Choć do wyjazdu na igrzyska olimpijskie zabrakło mi jedynie odrobiny szczęścia, zrobiłam wszystko, co mogłam, aby się tam znaleźć. Nie chcę już rozmyślać nad tym, co mogłoby być, gdyby… – podsumowuje najlepszy sezon w karierze. – Przede mną są kolejne imprezy, a za cztery lata następne igrzyska i nowe cele, które sobie stawiam. To, co było w 2024, zostaje w 2024. Wyciągam z tego roku wszystko, co dobre, a to, co złe, tylko mnie wzmocniło. Nauczyłam się płotków na nowo, zrozumiałam je lepiej i teraz będę to wykorzystywać – dodaje.

Po takim sezonie nie sposób nie stawiać sobie poprzeczki coraz wyżej. Studentka Uniwersytetu Łódzkiego, przed którą ostatnie dwa semestry studiów, ma na kolejny rok ambitne plany nie tylko naukowe, ale przede wszystkim sportowe.

– Teraz mogę mówić głośno – moim celem są mistrzostwa świata w Tokio. Nie chcę się już martwić o ranking ani spędzać godzin na jego analizowaniu. Wiem, że stać mnie na minimum, czyli 12.73 s, i będę szukać okazji i możliwości, żeby to zrealizować – mówi Wojtunik o celach na 2025 rok.

Zanim Klaudia zacznie walczyć o wypełnienie minimum na mistrzostwa świata, będzie chciała dobrze wypaść w sezonie halowym. W tym roku starty w hali jej nie wyszły, ale jak się okazało, były to złe miłego początki.

– Jeśli chodzi o halę, mam coś do udowodnienia. Od dwóch lat mam wrażenie, że jesteśmy na siebie obrażone. więc czas to odczarować. Sezon halowy będzie długi, ale to mnie nie przeraża – wręcz przeciwnie, to dla mnie lepiej. Chcę zakwalifikować się na halowe mistrzostwa Europy i świata. Bardzo się ucieszę, jeśli złamię barierę 8 sekund, bo to będzie kluczowe, aby wziąć udział w tych imprezach – zapowiada swoje plany na sezon halowy Klaudia Wojtunik.

Na razie zawodniczka AZS Łódź cieszy się zasłużonymi wakacjami, ale już niedługo rozpocznie przygotowania do startów w 2025 roku. Niezależnie od tego jak potoczy się kolejny sezon jej kariery jednego możemy być pewni – będzie walczyła o realizację swoich celów i marzeń do samego końca.

Fot. Kamila Świeca, Paweł Skraba, Łukasz Szeląg