Dla kapitana drużyny Uniwersytetu Łódzkiego, doktoranta Wydziału Filozoficzno-Historycznego Dominika Binkowskiego, finałowy turniej AMP w koszykówce będzie wyjątkowy – po raz dziesiąty, i ostatni, zagra na parkiecie z kolegami z zespołu. Jego przygoda z Akademickimi Mistrzostwami Polski trwa nieprzerwanie od sezonu 2011/2012.
Przed rokiem sprawiliście bardzo miłą niespodziankę i ku zaskoczeniu wszystkich zostaliście akademickimi mistrzami Polski. Nie można było sobie chyba tego lepiej wymarzyć – wygraliście, będąc po raz pierwszy gospodarzami imprezy. Jak wspominasz ubiegłoroczny turniej?
– Bardzo pozytywnie, to jedno z cenniejszych wspomnień, często w drużynie wracamy do tych chwil. Trzeba przyznać, że emocji było sporo i one wciąż w nas się tlą. W tamtym roku powoli się rozkręcaliśmy i początkowo sami w pewnej chwili nie mogliśmy uwierzyć, że teraz, w tym momencie i w tym miejscu mamy na wyciągnięcie ręki zdobycie tytułu akademickiego mistrza Polski. Super się złożyło, że to zwycięstwo osiągnęliśmy jako gospodarze turnieju, żałować możemy jedynie, że w warunkach epidemiologicznych na trybunach brakowało kibiców, studentów naszej uczelni.
Co Twoim zdaniem zadecydowało wtedy o sukcesie drużyny?
– Pamiętam jak przed meczem finałowym trener Piotr Zych zapytał nas w szatni, kto z nas grał do tej pory o tytuł mistrza Polski. Zgodnie stwierdziliśmy, że jeszcze nikt, nie wliczając koszykówki młodzieżowej. To była dla nas wszystkich pierwsza taka okazja, a co za tym idzie, wiedzieliśmy, że każda sekunda meczu będzie się liczyła, każde podanie i rzut, że nawet na chwilę, nie bacząc na to, co się wydarzy, nie możemy odpuścić i na boisku musimy dać z siebie wszystko. Jeśli miałbym wskazać klucz do sukcesu, to była to z pewnością determinacja drużyny. Z każdym kolejnym wygranym meczem wspólnie się cieszyliśmy i wyznaczaliśmy kolejny cel. Oczywiście nie można zapomnieć, że takie turnieje sportowe żądzą się swoimi prawami, także trzeba mieć również trochę szczęścia, liczy się dyspozycja dnia danego zawodnika i drużyny, zgranie zespołu czy uwarunkowania zdrowotne drużyny.
Można powiedzieć, że jesteś weteranem jeśli chodzi o udział w AMP w koszykówce. Akademickie Mistrzostwa Polski to impreza trochę inna niż wszystkie. Z czym Tobie kojarzą się AMP-y? Co będziesz najlepiej wspominał z AMP, w których startowałeś?
– AMP kojarzą mi się zawsze z pozytywną atmosferą. To dla nas takie coroczne święto. Przez te wszystkie lata, a to już będzie mój dziesiąty sezon, zawsze jest czas na walkę na boisku, wspólne przeżywanie emocji, tych pozytywnych po zwycięstwie i nierzadko tych smutnych po porażce. Zawsze też jest czas na zabawę, budowanie ducha zespołu czy integrację z innymi zawodnikami z całej Polski. Myślę, że to jest piękno AMP-ów. Podczas tego wydarzenia spotykamy się, robimy to, co jest naszą pasją rywalizując o zwycięstwo, a później w przyjaznej atmosferze dobrze się bawimy.
Przez lata łączyłeś naukę z udziałem w treningach sekcji. Jak Ci się udało pogodzić studia z zaangażowaniem w życie drużyny? Czy było to bardzo uciążliwe?
– Nie ukrywam, bywały momenty trudne. Tym bardziej, że zależało mi na wysokich ocenach oraz udziale w konferencjach czy publikacjach artykułów naukowych, początkowo jako studentowi, a później jako doktorantowi. Jednak zawsze traktowałem udział w treningach AZS-u jako przyjemną przerwę od nauki, czas dla siebie, realizację tego, co kocham robić, gdzie spotykam się z kolegami i wspólnie gramy w koszykówkę. Zawsze chętnie angażowałem się w treningi i w życie drużyny, dbając poniekąd również o swoją kondycję po całym dniu siedzenia na uczelni czy w bibliotece.
Bronicie tytułu akademickich mistrzów Polski, ale wiadomo, że o powtórkę będzie bardzo trudno. Jakie cele jako zespół postawiliście sobie na tegoroczny turniej? Jaki wynik Was usatysfakcjonuje?
– Wychodzimy z założenia, że zawsze walczymy na całego. Satysfakcję przyniesie nam już świadomość, że daliśmy z siebie wszystko. Zaczynamy bez presji, tak jak w tamtym roku, czyli na początek: wygrajmy pierwszy mecz. W tym roku skład znacząco się zmienił, bo część drużyny zakończyła już studia, a niestety Piotr Keller i Mikołaj Krakowiak w trakcie sezonu doznali poważnych kontuzji. Podsumowując, cel co roku jest ten sam – bawić się koszykówką i nieśmiało spoglądać w kierunku podium.
To będą Twoje ostatnie AMP, pewnie zakręci się łezka w oku na pożegnanie ze sportem akademickim. Co przekazałbyś swoim młodszym kolegom, którzy będą w przyszłości reprezentować uczelnię w rozgrywkach akademickich?
– Z tego okresu mam mnóstwo rewelacyjnych wspomnień i jest co opowiadać. Każdy kolejny rok to nowi ludzie, nowe relacje i nowe historie, ale zawsze ten sam barwny trener Piotr Zych. Dla mnie ta świetna przygoda członkostwa w Klubie Uczelnianym AZS, a co za tym idzie udział w corocznych AMP-ach, nieubłaganie dobiega końca. Zaproponowałbym, aby moi młodsi koledzy uczestniczyli aktywnie w organizacjach studenckich, aby nie skupiali się tylko na studiowaniu, ale również realizowali siebie i swoje pasje poprzez dołączenie do KU AZS, czy to w ramach rywalizacji sportowej, czy organizacji wydarzeń. Tworzenie wspólnych historii i relacje zbudowane w trakcie działania w AZS będą świetną pamiątką z okresu studiów.