Jego zwycięstwo na 400 m było największą niespodzianką ubiegłorocznych Akademickich Mistrzostw Polski w lekkiej atletyce. W dalszej części sezonu biegał jeszcze szybciej i przebojem wdarł się do czołówki polskich specjalistów od jednego okrążenia. W tym roku lekkoatletyczne AMP na plakacie promuje Jan Wawrzkowicz, student trzeciego roku kierunku finanse i rachunkowość biznesu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu i zawodnik OŚ AZS Poznań. 

Jesteś chyba najlepszym przykładem, że nigdy nie jest za późno, żeby pokochać lekkoatletykę i osiągać wartościowe wyniki. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze sportem i jak to się stało, że trafiłeś do „Królowej Sportu”?

– Zdecydowanie można tak powiedzieć. Moja przygoda ze sportem zaczęła się, gdy miałem sześć lat. Spontanicznie razem z moim bratem bliźniakiem namówiliśmy mamę, żeby zapisała nas do warszawskiej Gwardii, gdzie zaczęliśmy trenować piłkę nożna. Szybko stało się to naszym ulubionym zajęciem i kontynuowaliśmy przygodę z piłką aż do trzeciej klasy liceum. W międzyczasie przeprowadziliśmy się z rodziną do Bydgoszczy i karierę piłkarza zakończyłem w juniorskiej drużynie Zawiszy Bydgoszcz. Do lekkiej atletyki trafiłem przypadkowo, namówił mnie mój najlepszy przyjaciel z liceum Ryszard Piasecki, także bardzo dobry zawodnik z wieloma osiągnięciami, ale on swoją przygodę zaczął dużo wcześniej ode mnie. Już w liceum dużo mi o tym opowiadał, razem trenowaliśmy w tym samym klubie, tyle, że on biegał, a ja kopałem piłkę. Po maturze rozpoczęliśmy studia w Poznaniu na Uniwersytecie Ekonomicznym, gdzie ja szukałem klubu piłkarskiego, a on trenera specjalizującego się w biegu na 400 metrów. Zaprosił mnie na trening i po tygodniu podjąłem decyzję o dołączeniu do grupy. I tak po prostu zostało.

Skąd znalazłeś w sobie motywację do trenowania lekkiej atletyki i mocnego wejścia w treningi?

– Mówiąc szczerze – nie musiałem. Znalazłem się w najlepszej grupie biegowej pod każdym względem. Spędzanie czasu w trakcie pandemii w 2020 roku na treningach było doskonałą odskocznią od stacjonarnego życia w mieszkaniu. Do ciężkiego trenowania byłem już przyzwyczajony i bardzo pomogło mi wcześniejsze trenowanie piłki nożnej. Bardzo szybko bieganie stało się moją pasja i przez pierwsze 1,5 roku treningi to była wyłącznie przyjemność. Obecnie jestem już na innym poziomie i nie potrzebuje żadnej szczególnej motywacji, żeby zrobić trening. Po prostu trzeba go zrobić i tyle.

Twoje zwycięstwo i nowy rekord życiowy na 400 m było największą niespodzianką ubiegłorocznych AMP w lekkiej atletyce, ale jak się później okazało to był dopiero początek znakomitego sezonu. Wyjazd na mistrzostwa świata, młodzieżowe mistrzostwo Polski, medale MP w sztafetach AZS Poznań 4×400 m… Spodziewałeś się, że tamten sezon tak się potoczy?

– Dla mnie na pewno największym zaskoczeniem był wyjazd na mistrzostwa świata. Pozostałe osiągnięcia były w moim zasięgu, więc naturalnie o nich myślałem. Starałem się czerpać jak największą radość z biegania i nie traktowałem wtedy tego tak poważnie. Z perspektywy czasu uważam cały zeszły sezon za duże osiągniecie, które postaram się powtórzyć.

A co wskazałbyś jako swoje największe osiągnięcie dotychczas?

– Regularność na imprezach docelowych, może oprócz tych halowych (śmiech) i brak jakichkolwiek kontuzji. Dla mnie najważniejsze jest, aby zachować ciągłość treningu w zdrowiu fizycznym, jak i psychicznym. O resztę rzeczy się nie martwię i to mi się udaje, więc zdecydowanie to uważam za moje największe osiągniecie.

AMP w tym roku ponownie odbędą się na Golęcinie. Jakie cele stawiasz sobie na ten start?

– Rekord życiowy, poniżej 46,5 sekundy, który zapewni mi wypełnienie minimum na tegoroczną Uniwersjadę i Mistrzostwa Europy do lat 23. Ponadto liczę na życiówkę na 200 m, bo w tym sezonie bardzo dobrze przygotowaliśmy się z trenerem szybkościowo. No i oczywiście chcę wygrać AMP-y i pokazać kto rządzi w Poznaniu.

A co chciałbyś osiągnąć w tym sezonie? Kiedy rozmawialiśmy rok temu wspominałeś, że wówczas celem był udany występ na AMP i Uniwersjada. Apetyt pewnie jednak rośnie w miarę jedzenia…

– Rośnie, ale staram się mierzyć siły na zamiary. Wiem, że jestem wstanie biegać szybko, ale wszystko w swoim czasie. Cały czas się uczę. Obserwując np. Natalię Kaczmarek, wiem że ja nie jestem jeszcze gotowy na takie poświęcenia, ale wszystko sobie układam i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości też osiągnę mentalność, która pozwoli mi wejść na jeszcze wyższy poziom sportowy. W tym sezonie celuje w finał na 400 m i medal w sztafecie na ME do lat 23. Reszta będzie dla mnie tylko dodatkiem, bo jeśli nie uda mi się pojechać na Uniwersjadę albo mistrzostwa świata, to przynajmniej będę miał dłuższe wakacje.

Jakie są sportowe marzenia Jana Wawrzkowicza?

– Występ na igrzyskach olimpijskich. Na ten moment tyle mi wystarczy, aby w sporcie być całkowicie spełnionym.