Podczas Akademickich Mistrzostw Europy pokazałem, że wykonana praca idzie w dobrym kierunku. Stoczyłem w sumie cztery pojedynki, z każdego z nich wyszedłem zwycięsko, z czego dwa wygrałem przed czasem. To dowód na to, że forma dobrze rokuje przed MŚ w Tokio – mówi w rozmowie z naszym portalem judoka Damian Szwarnowiecki, złoty medalista Akademickich Mistrzostw Europy.
– Na początku sierpnia przywiózł pan złoty medal z Akademickich Mistrzostw Europy w Zagrzebiu. Proszę powiedzieć naszym czytelnikom, jakie nadzieje wiązał pan ze startem w Chorwacji.
– Tak jak rok temu, tak i teraz jechałem zdobyć złoto. Wówczas w portugalskiej Coimbrze zdobyłem srebro, przegrywając w finale z zawodnikiem z gruzińskiej uczelni. Ten start w AME, na miesiąc przed mistrzostwami świata, traktowałem jako występ kontrolny. Uznaję ten występ za fajne wydarzenie. Nie co dzień zdobywa się tytuł na imprezie mistrzowskiej. Medale zawsze podbudowują psychicznie. Poziom sportowy, wbrew pozorom, też był wysoki.
– Jakość i styl występów na macie w Zagrzebiu spełniły oczekiwania pańskie i trenerów?
– Zdecydowanie tak. Pokazałem tam, że wykonana praca idzie w dobrym kierunku. Stoczyłem w sumie cztery pojedynki, z każdego z nich wyszedłem zwycięsko, z czego dwa przed czasem. To dowód na to, że forma dobrze rokuje przed MŚ w Tokio, jednak nie ma co pompować balonika. W tej dyscyplinie dużo zależy od szczęścia czy losowania, a swoje robi też dyspozycja dnia.
– Przed rokiem piąte miejsce na MŚ w Baku. Powtórzenie tego wyniku będzie powodem do satysfakcji, czy apetyt rośnie w miarę jedzenia?
– Fajnie byłoby sięgnąć po medal mistrzowski w rywalizacji seniorów. Mam już na koncie sukcesy w gronie młodzieżowców i juniorów, sporcie akademickim, krążki mistrzostw kraju, także brakuje jedynie większego sukcesu na arenie międzynarodowej. Zważywszy że za rok są igrzyska olimpijskie, utrzymanie piątego miejsca przyjmę z zadowoleniem. Taka pozycja daje bowiem dużo punktów do rankingu olimpijskiego. To igrzyska wciąż pozostają u mnie głównym celem. Nie obrażę się, jeśli medal z Tokio przywiozę dopiero za rok.
– Na MŚ w Azerbejdżanie od brązowego medalu dzieliła pana wygrana w ostatniej walce. W wywiadach wspominał pan, że niepotrzebnie podjął ryzyko, zamiast poczekać i wypunktować Turka.
– Możliwe, że teraz inaczej rozegrałbym ten pojedynek. Wtedy rzuciłem wszystko na jedną szalę, byle wrócić z medalem. Nie wiem, czy to było dobre rozwiązanie. Nie winię za to siebie ani tego zbytnio nie rozpamiętuję, zwłaszcza że udało się stoczyć kilka fajnych pojedynków. Pokonałem choćby aktualnego mistrza olimpijskiego. Traktuję tamtą porażkę jako lekcję na przyszłość, która zaprocentuje.
– We wspomnianym wywiadzie podzielił pan zdanie Rafała Kubackiego, który stwierdził, że brakuje panu szerszego wachlarza rozwiązań na kończenie pojedynku. Minął rok – jest pan dojrzalszym zawodnikiem, a czy lepszym pod tym kątem?
– Z perspektywy ostatnich miesięcy mogę stwierdzić z przekonaniem, że sportowo czuję się mocniejszy. Znalazłem więcej rozwiązań, choćby w parterze czy stójce. Nie wiem, czy sprawdzą się one już na dniach w Tokio. To jest judo – tu każdy zawodnik walczy inaczej, co roku doskakują kolejni, zaskakując nowymi technikami. Generalnie bazujemy jednak na tym, co zbudowaliśmy przez lata. Pracując w określony sposób przez dwadzieścia lat, nie da się tego ot, tak zmienić. Można doszkalać, dopracowywać techniki, ale sposobu walki nie da się diametralnie zmienić.
– Mistrzostwa świata w Tokio ruszają już w najbliższą niedzielę.
– Każdy z reprezentantów leci osobno, w inny dzień z tej racji, że rywalizacja w różnych kategoriach wagowych jest podzielona na kilka dni. Wylatuję we wtorek popołudniu (rozmawialiśmy ze Szwarnowieckim w poniedziałek wieczorem – dop. red.). W moim przypadku będzie tydzień na aklimatyzację w warunkach mistrzowskich. Startuję w środę, 28 sierpnia, a dzień później wracam już do kraju.
– Będzie panu łatwiej odnaleźć się w Japonii. Choćby w tym roku trenował już pan w Kraju Kwitnącej Wiśni.
– W kwietniu wylecieliśmy na obóz treningowy, zorganizowany przez Polski Związek Judo. Wcześniej zdarzało mi się ćwiczyć w Japonii, ale były to zgrupowania przygotowywane przez klub lub na własną rękę. Mam nadzieję, że takie przetarcie pomoże mi lepiej się zaaklimatyzowći. Dla mnie będzie to chyba siódmy pobyt w Japonii. Wierzę, że nie ostatni w roli judoki.
– Będąc przy Azji, pewnie w myślach nie wybiega pan dalej niż zdobycie przepustki na igrzyska.
– Miejsc w Tokio będzie tylko szesnaście na daną kategorię wagową, a chętnych do zakwalifikowania się nie brakuje. Już na ostatnich mistrzostwach świata wystąpiła rekordowa liczba państw, chyba ponad sto trzydzieści. Jestem dobrej myśli i trenuję po to, by znaleźć się wśród najlepszych.
– W rankingu olimpijskim jest pan blisko upragnionej stawki.
-.Ranking ten jest budowany na podstawie punktów zdobytych na przestrzeni ostatniego roku. Patrząc na niego ostatnio, byłem gdzieś koło osiemnastego miejsca. Brakuje niewiele. Czuję się pewny swoich umiejętności i mierzę wysoko. Chciałbym już za kilka dni zbliżyć się do wyższych lokat.
– Przepustkę na igrzyska można zdobyć już w przyszłym tygodniu?
– Jeszcze nie, aczkolwiek miejsca w pierwszej siódemce są na tyle dobrze punktowane, że w praktyce powrót do Tokio będzie dla mnie na wyciągnięcie ręki. Wszystko się może zdarzyć – w judo nigdy nie ma się absolutnej pewności, zawodnicy tasują się do samego końca. Wiem to z własnego doświadczenia. Z grupy zawodników na poprzednie igrzyska w Rio de Janeiro wypadłem po… ostatnich zawodach kwalifikacyjnych. Liczę na to, że tym razem szczęście będzie po mojej stronie.