Rozmowa z Elżbietą Gabryszak, która jako jedyna będzie reprezentowała Polskę podczas 29. Zimowej Uniwersjady w Krasnojarsku w łyżwiarstwie figurowym.
– Patrząc na rezultaty z bieżącego sezonu, można stwierdzić, iż nastąpił progres w porównaniu do poprzednich lat. I to pomimo braku możliwości treningowych.
– Prawdą jest, że rozwijam się z sezonu na sezon, co znajduje przełożenie w wynikach. Staram się poprawiać pod każdym względem, mimo że rzeczywiście możliwości treningowe mam ograniczone. W porównaniu do innych zawodników, z którymi startuję, nie mogę tyle ćwiczyć. W moim Oświęcimiu mam bardzo mały dostęp do lodowiska. Był czas, że trenowaliśmy w Osieku, małej wiosce położonej nieopodal, gdzie do zajęć służył nam biały „orlik” wielkości mniej więcej dwóch tercji. Nie można było swobodnie przygotować program do zawodów. Trenuję obecnie o późnej porze – o godz. 22, czasem o 23. Odłączając się do miejscowej Unii i zakładając drugi klub łyżwiarski w mieście, wraz z trenerką Iwoną Mydlarz-Chruścińską musimy zaakceptować to, co jest, i staramy się, bym z każdym treningiem wykonywała krok do przodu.
– Udaje się utrzymać dyspozycję psychofizyczną, łącząc treningi o takiej porze z nauką?
– Bywa ciężko z tym. Nawet nie od strony fizycznej, co psychicznie są męczące podróże na zajęcia na studiach w Krakowie i z powrotem do Oświęcimia na treningi. Późna pora ćwiczeń i nocy wysiłek też rozregulowują organizm. Chcę jednak robić to, co się kocha i mimo trudności jakoś sobie radzić.
– Będąc przy miłości do łyżwiarstwa figurowego, prawdą jest – jak stwierdziła pani mama – że jest pani połączeniem determinacji z ADHD?
– Chyba się z tym zgadzam (śmiech). Nie mając treningu, bodźca, że idę robić to, co lubię, i okazji do wysiłku na lodzie, czuję, że mój dzień nie jest do końca udany. Wtedy nie mogę się realizować. Mama wie najlepiej, że potrzebuję treningu każdego dnia.
– W styczniu było widać, że powoli poprawiasz swoje wyniki w międzynarodowym gronie. Rok temu 34. miejsce na Mistrzostwach Europy w Moskowie, w tym już 25. w rywalizacji w Mińsku.
– Co prawda, jest lepiej, ale nie czułam się zadowolona z tego ostatniego występu. W Rosji startowałam z chorobą, a ostatnio na Białorusi stawiałam sobie za cel zaprezentować program dowolny. Finał był na wyciągnięcie ręki, bo do niego dostały się … 24 zawodniczki. Cóż, płaci się za głupie błędy, za niedokręcone obroty przy piruetach i drobne uchybienia w skokach bardzo dużo kosztują.
– Po tym niepowodzeniu skupiasz się już wyłącznie na uniwersjadzie w Krasnojarsku?
– W czwartek wyleciałam na zawody w Izraelu, a następne dni będę już podporządkowywać występowi w Rosji. Chcę się tam zaprezentować z jak najlepszej strony. Na pewno nie nakładam na siebie presji, zakładając zdobycie medalu czy konkretnego miejsca.
– Trener Mydlarz-Chruścińska podkreśla, że okrzepłaś, startując w międzynarodowym towarzystwie.
– Początkowo, jadąc za granicę na zawody, wiązało się to u mnie ze stresem. Nie tylko z samym występem, ale i otoczką i atmosferą. Odnalazłam się w nowym miejscu, czuję się coraz pewniej, dzięki czemu łatwiej jest mi pokazać umiejętności. Z takich startów staram się wynosić jak najwięcej korzyści – zarówno sportowych, jak i towarzyskich. W łyżwiarstwie figurowym panuje rodzinna, przyjazna atmosfera. Razem się wspieramy.
– Na Krasnojarsk wraz z trenerką szykujecie coś specjalnego, czy plan treningowy pozostaje bez zmian?
– Wydaje mi się, że może nie być czasu na innowacje. Tak jak wspomniałam, mamy niewielkie możliwości. Brakuje więc sposobności choćby na zmianę elementów w programie. Postaramy się wyeliminować błędy, skupić się na dokładności dotychczasowych figur.
– Robiłaś rozeznanie, które z zagranicznych koleżanek wybierają się na uniwersjadę?
– Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, kogo zobaczę w gronie rywalek. Skupiam się na sobie, na swoich oczekiwaniach. Pojadę na tyle, ile potrafię. Mam nadzieję, że przeżyjemy wspaniałą imprezę! Liczę, że to będą dobre zawody!