PIOTR CHŁYSTEK: Podobno o swoim triumfie w AMP dowiedziała się pani w niecodziennych okolicznościach?
ANNA DĄBROWSKA: Tak było. Przeżyłam lekki szok, gdy nagle spiker ogłosił, że jestem złotą medalistką, choć w konkursie zajęłam drugie miejsce. Zapomniałam jednak, że AMP są połączone z MP AZS. Nie wszyscy startujący byli studentami, więc ich wyniki nie liczyły się do klasyfikacji. Tak było w przypadku triumfatorki konkursu Karoliny Urban. Przed zawodami myślałam, że mogę powalczyć o brązowy medal, bo wydawało mi się, że poza zasięgiem będą Karolina i broniąca tytułu Daria Zabawska, która jednak w ostatniej chwili się wycofała. Złoto to dla mnie duże zaskoczenie.
To złoto AMP dał pani wynik 42,67 m. Jest pani z niego zadowolona?
Nie bardzo. Miałam cichą nadzieję na poprawienie życiówki wynoszącej 44,11 m, ale od dłuższego czasu nie mogę tego zrobić. W Łodzi też się nie udało, bo przez pierwsze trzy kolejki byłam bardzo zestresowana. Dopiero, gdy w rywalizacji pozostała już tylko finałowa ósemka, doszłam do wniosku, że nie mam nic do stracenia i trochę się odblokowałam.
Zwyciężczynie konkursu rzutu dyskiem podczas AMP co roku otrzymują czerwony beret – taki, w jakim startowała pierwsza polska mistrzyni olimpijska Halina Konopacka związana w trakcie kariery z AZS Warszawa. Pani też taki dostała. Ma to dla pani jakieś dodatkowe znaczenie?
To bardzo duże wyróżnienie. Ten beret to pamiątka na całe życie i symbol pracy, którą przez lata wykonałam. Dzień po konkursie często trzymałam go w rękach i patrzyłam na niego z dumą. Zresztą pamiętam jak przed rokiem zazdrościłam tego beretu Darii Zabawskiej. W tym roku jej zabrakło, ale beret po prostu musiał zostać w klubie, bo obie reprezentujemy AZS UMCS Lublin.
W AZS od dawna pilnują, by młodzi sportowcy nie zapominali o wielkich postaciach sprzed lat. Takie akcenty jak beret Konopackiej to tylko jeden z przykładów. Da się to odczuć?
Zgadza się. Od pewnego czasu intensywnie uczestniczę w życiu AZS, w różnych wydarzeniach i widzę, że stowarzyszenie przykłada wagę do kwestii historycznych. Dba o to, by pamiętać o bohaterach sprzed lat.
Jakie ma pani plany na przyszłość?
Cały czas zastanawiam się, co dalej. Mam 24 lata i chciałabym, żeby sport był już dla mnie przede wszystkim przyjemnością. Chcę czerpać z niego radość. Nie mam już ciśnienia na wynik, ale jeszcze przez kilka lat zamierzam startować. Będę to łączyć ze studiami. Aktualnie kończę kierunek bezpieczeństwo wewnętrzne, a niedawno zaczęłam jeszcze studia na kierunku pedagogika specjalna ze specjalizacją związaną z resocjalizacją. Ale na pewno chcę pozostać przy sporcie. Może w przyszłości zostanę trenerką? Często słyszę, że mam odpowiedni charakter, by pracować jako szkoleniowiec.
To w takim razie czego pani życzyć?
Zdrowia. Jak ono będzie, to będę mogła działać dalej. A teraz chcę trochę odpocząć. Zakończyłam sezon, liczę na szybkie wakacje, ale od listopada wracam do treningów.
Foto: Kinga Sałata
Materiał dostępny jest również na stronie patrona medialnego – Przeglądu Sportowego.