17 września 1924 roku w Warszawie rozpoczynały się międzynarodowe zawody studenckie, które później nazwano pierwszymi Akademickimi Mistrzostwami Świata. Zapraszamy na wycieczkę 100 lat wstecz.

Sto lat temu Warszawa była po raz pierwszy miejscem tak dużych akademickich zawodów sportowych. Impreza towarzyszyła II zjazdowi Międzynarodowej Konfederacji Studentów (Confederation Internationale des Etudiants- CIE ), w której znaczącą rolę odegrała Centrala Polskich Akademickich Związków Sportowych. Polskie AZS-y miały wsparcie Komisarza Sportowego międzynarodowego ruchu studenckiego Jeana Petitjeana. Międzynarodowe Mistrzostwa Akademickie zorganizowano w dniach 17-21 września 1924 r. Po latach, trochę na wyrost zostały nazwane I Akademickimi Mistrzostwami Świata. W rzeczywistości startowało w nich oprócz najliczniejszej reprezentacji Polski, tylko pięć ekip, ale i tak w ówczesnej II RP stały się wydarzeniem.

Uroczyste otwarcie z „Kazimierzem Górskim” i pierwsze zawody

Otwarcie odbyło się na jedynym godnym imprezy tej rangi stadionie na Agrykoli. Stadion teoretycznie mógł pomieścić pięć tysięcy widzów, ale dla gości z zachodniej Europy musiał wyglądać siermiężnie. Młode państwo polskie dopiero co wróciło na mapy i miało jednak większe problemy niż infrastruktura sportowa. Stadion na Agrykoli miał mimo to jedną podstawową zaletę. Znajdował się w pięknym miejscu i sąsiadował z Parkiem Łazienkowskim.

Niewielka trybuna honorowa podczas otwarcia zapełniona była oficjelami. Byli ambasadorzy kilku państw. Przybył premier rządu Władysław Grabski i minister oświaty Bolesław Miklaszewski. Ten drugi przemówił po francusku, co zapewne było miłe dla Jeana Petitjeana, francuskiej drużyny i ambasadora. Przypomnijmy, że w CIE językiem urzędowym był właśnie francuski, więc nic dziwnego, że zaproszenia i program zawodów był drukowany, tak po polsku jak i francusku (program taki udało się pozyskać autorowi tekstu na jednym z bazarów za zawrotną kwotę kilkunastu złotych; niebawem zasili on zasoby Wirtualnego Muzeum AZS, a na stałe trafi do Muzeum Sportu). Miklaszewski sprawił dobre wrażenie, a my dodajmy, że jeszcze 15 lat wcześniej był konspiratorem walczącym z caratem i działał pod pseudonimem …„Kazimierz Górski”.

Wśród witających był także przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, wioślarz AZS Warszawa, olimpijczyk Władysław Nadratowski: – Witam was na ziemi polskiej w imieniu młodzieży polskiej akademickich związkach sportowych i wyrażam wam głęboką wdzięczność za gotowość, z jaką stanęliście do naszych zawodów i za przyczynienie się do naszej manifestacji. Życzę wam powodzenia i mam niepłonną nadzieję, że zawody nasze zbliżą nas wzajemnie i zacieśnią więzy szczerej i koleżeńskiej przyjaźni, które winny łączyć studentów całego świata – powiedział cytowany przez „Kurjer Warszawski” Nadratowski – wiceprezes Centrali Polskich Akademickich Związków Sportowych i były prezes AZS Warszawa.

Kilka minut po przemówieniach zgromadzeni oklaskiwali defiladę zawodników z Francji, Estonii, Anglii, Polski, USA i Włoch. Szczególne zainteresowanie wzbudzał startujący w barwach Anglii sprinter z Nowej Zelandii Arthur Porritt, który na ostatnich igrzyskach olimpijskich w Paryżu zdobył brązowy medal. Porritt przez wiele lat był osobistym chirurgiem brytyjskich monarchów, a w 1967 roku został pierwszym w historii gubernatorem Nowej Zelandii.

Najliczniejszą ekipę stanowili Polacy (aż 60 sportowców), a siedmiu z nich także doświadczyło już honoru występu w paryskich igrzyskach (choć bez sukcesów).

Józef Jaworski i Stefa Kostrzewski – lekkoatleci AZS Warszawa w strojach ze stworzonym niedawno gryfem AZS

Po otwarciu lekkoatleci rozpoczęli przygotowania do startu, bo to lekkoatletyczne zawody miały zainaugurować Międzynarodowe Mistrzostwa Akademickie i trwać aż trzy dni. Wioślarze, tenisiści, szermierze i piłkarze startowali w kolejnych dniach i na innych obiektach.

Inauguracyjne zmagania na bieżni, skoczniach i rzutniach wypadły okazale, choćby dlatego, że publiczność warszawska mogła zobaczyć sławnego Perritta i kilku innych niewiele mniej znanych lekkoatletów. Estończyk Valter Ever wygrał w skoku w dal, skoku w wzwyż i skoku o tyczce, a jego rodak Julius Tiisvalli stawał na podium aż siedem razy! Przegląd Sportowy pisał o tym pierwszym, że był szczupły, słabej budowy i na pierwszy rzut oka zupełnie nie robił wrażenia człowieka, który mógłby popełnić jakiś sportowy wyczyn.

Polacy zwyciężyli w klasyfikacji drużynowej, wyraźnie wyprzedzając Francuzów i Estończyków, choć podkreślmy, że ten dobry wynik zawdzięczali wystawieniu sportowców w każdej konkurencji lekkoatletycznej. Dobrze wypadli nasi olimpijczycy Józef Jaworski, Sławosz Szydłowski, Zygmunt Weiss i Stefan Kostrzewski. Student Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej został najwszechstronniejszym zawodnikiem, zdobywając pięć złotych, dwa srebrne i jeden brązowy krążek. Dobrze wypadł też Stefan Piątkowski. Biało-czerwoni lekkoatleci pobili aż siedem rekordów Polski.

Piłkarsko-tenisowy zawód      

Drugiego dnia gwoździem programu miał być mecz piłki nożnej pomiędzy AZS, a akademicką reprezentacją Anglii. Przyszło dużo widzów, bo wiadomo, że Anglia to ojczyzna futbolu. Goście byli faworytami, a tymczasem, okazało się że … długo wyczekiwany mecz z Anglikami okazał się nie być sportowymi zawodami, a jednym wielkim zawodem. Anglicy przysłali wesołą grupę studencką, która miała marne pojęcie o piłce nożnej i w tej sytuacji Polacy zwyciężyli 3:0. Dodajmy, że wynik byłby wyższy, gdyby nie sędzia (według „Kurjera Warszawskiego” wybrany z gości francuskich), który nie wiedzieć czemu, skrócił mecz o 20 minut.

Warszawska publika narzekała, nawet po obejrzeniu niecodziennego widowiska w przerwie spotkania. Nasi goście zamiast odpoczywać i zbierać siły na drugą połowę meczu, urządzili sobie pokaz skoków „przez barana”. Nie wiemy, czy było to zaplanowane, czy też spontaniczne. Wiemy natomiast, że weseli Anglicy dobrze się bawili, ale publiczność piłkarska mniej. Tymczasem nabrana publiczność słono płaciła za wstęp – oburzał się tygodnik „Stadjon”.

Tegoż dnia na sąsiadujących z Agrykolą kortach Warszawskiego Lown Tenis Klubu rozpoczęto turniej tenisowy. Trwał cztery dni i nie był zbytnio emocjonujący. Jedynymi obcokrajowcami byli dwaj przeciętni tenisiści z Estonii, którzy mimo słabej gry i tak doszli aż do finału. W grach pojedynczych zwyciężył tenisista z AZS Poznań Alfons Foerster, który rok później wziął udział w pierwszym mecz Pucharu Davisa rozegranym na polskiej ziemi. W deblu zaś niespodziewanie wygrali nasi goście.

Włoska klasa w szermierce i wioślarstwie

W zmaganiach szermierczych przeciwnikiem Polaków była utytułowana drużyna włoska, która zwyciężyła w szabli i we florecie. Pojedynki polsko-włoskie były widowiskowe i stały na dobrym poziomie. W obu zespołach nie brakowało olimpijczyków (po naszej stronie znani szermierze z AZS Kraków: Adam Papee, Alfred Ader i Jerzy Zabielski). Jedyne polskie zwycięstwo stało się udziałem późniejszego dwukrotnego brązowego medalisty olimpijskiego – Adama Papee.

Zawody szermiercze rozegrano w niedaleko położonej Szkole Podchorążych. Prasa i widzowie narzekali na zawiłości regulaminowe i bardzo długie przestoje spowodowane licznymi naradami komisji sędziowskiej. Akcja toczyła się mniej więcej tak: po „Allez messieours” dwie, trzy, pięć sekund fint, krótki, częstokroć piorunujący atak, riposte… „Halt!”, poczem dwie, a czasem pięć minut dysput w łonie jury, przyznany lub anulowany „touche” i nareszcie znów upragniony „Allez!”. Doprawdy nie raz chciało się krzesło podać przestępującemu smętnie z nogo na nogę szermierzowi – donosił „Przegląd Sportowy”.

W Podchorążówce ostatniego dnia imprezy (21 września) rozdano też nagrody. Gościem honorowym był sam premier rządu II RP. Byłoby naprawdę dobrze, gdyby startowało choć jeszcze kilka zagranicznych drużyn.

Podobnie rzecz miała się z wioślarstwem. „Przegląd Sportowy” z żalem pisał, że regaty akademickie zostały bardzo słabo obesłane przez zagraniczne organizacje sportowe. Startowali pojedynczy wioślarze z USA i jeden Włoch. Ten ostatni był jednak mistrzem swego kraju i warszawskie regaty zdecydowanie wygrał, pokazując klasę nieznaną dotąd w polskim wioślarstwie.

Porządek i punktualność akademickich regat na Wiśle pozostawiała jednak wiele do życzenia. Sądzimy jednak, że na przyszły raz AZS Warszawa, nauczony doświadczeniem, da nam imprezę o pierwszorzędnej organizacji i poziomie – pisał „Przegląd Sportowy”.

Nauka na przyszłość

Do Międzynarodowych Mistrzostw Akademickich CP AZS przygotowywała się od wczesnego lata. Aby zdobyć fundusze organizacyjne, w czerwcu 1924 roku opodatkowano każdego członka AZS w wysokości 3 zł, choć nie wiemy, jaka była rzeczywista ściągalność tego osobliwego podatku. Namówiono Prezydenta II RP Stanisława Wojciechowskiego do ufundowania okazałego pucharu dla najlepszej drużyny. Jednak zawody nie były tak masową imprezą jak planowano. Być może za organizację wzięto się zbyt późno. Być może zabrakło doświadczenia i w efekcie wśród przybyłych sportowców było tylko kilku gwiazd i przyjechały nader często osoby przypadkowe. Czasami wkradał się chaos organizacyjny.

Pomimo to dobrze, że zawody się odbyły. Polska uczyła się dopiero organizacji wielkich imprez sportowych. Podobnie rzecz miała się z polską inauguracją olimpijską, jaka miała miejsce dwa miesiące przed opisywanymi powyżej zawodami. Na igrzyskach w Paryżu sportowcy znad Wisły przeważnie odpadali w eliminacjach i zajmowali miejsca w tyle stawki. Dwa pierwsze zdobyte medale (srebrny w kolarstwie i brązowy w jeździectwie) napawały dumą i pozwoliły dowiedzieć się, jak smakuje sukces. To dopingowało do dalszej pracy i nauki.

Taką właśnie naukę zdobywali też organizatorzy tych pierwszych większych zawodów sportowych zorganizowanych przez azeteesiaków w Warszawie 100 lat temu. Jak oceniał wydany w październiku 1924 r. tygodnik „Stadjon”, Międzynarodowe Mistrzostwa Akademickie, mimo wszystko stanowiły poważny wkład do historii postępu naszego usportowienia.

Polacy regularnie uczestniczyli potem w Akademickich Mistrzostwach Świata. Przed wojną odbyły się one w Rzymie (1927), Paryżu (1928, 1937), Darmstadt (1930), Turynie (1933), Budapeszcie (1935) i Monaco (1939). Po II wojnie światowej zawody znów rozgrywano w Paryżu (1947 i 1957), Budapeszcie (1949 i 1954) oraz Berlinie (1951). Polacy odnosili liczne sukcesy, a jedną z multimedalistek była Stanisława Walasiewicz.

W międzyczasie doszło do podziału. W 1946 roku powstał Międzynarodowy Związek Studentów zrzeszający kraje bloku wschodniego, a w trzy lata później Międzynarodowa Federacja Sportu Akademickiego – FISU, do której należały kraje z zachodu. Obie organizacje porozumiały się dopiero pod koniec lat 50., czego efektem stała się zorganizowana w 1959 roku w Turynie pierwsza letnia uniwersjada.

Autor: Robert Gawkowski
Wykorzystano: „Polacy na Letnich Uniwersjadach” (Halina Hanusz, Bartłomiej Korpak), „Przegląd Sportowy” (1924.09.24, nr 38), „Stadjon” (25.09.1924, nr 39), „Kurjer Warszawski” (1924 z dni 18 i 19.09.1924), „Światowid” (1924.09.27)