– Od początku traktowałem ten sezon halowy jako przystanek przed sezonem na stadionie, a to, co się wydarzyło przeszło moje najśmielsze oczekiwania – mówi świeżo upieczony halowy wicemistrz Europy na 400 m, zawodnik AZS Łódź Maksymilian Szwed. – Wszystko w Maksie jest w wyjątkowe – przyznaje jego trener, Krzysztof Węglarski.
W miniony weekend Maksymilian Szwed został halowym wicemistrzem Europy na 400 m. Reprezentant AZS Łódź poprawił 23-letni rekord Polski i rekord Europy do lat 23 – 45,31 s. Jego rekord życiowy ze stadionu z 2024 roku jest zaledwie o 0,06 s lepszy.
Pierwszy seniorski finał indywidualny na międzynarodowej imprezie i od razu medal – to było idealne zwieńczenie udanego sezonu halowego. Szwed na początku lutego na mityngu w Ostrawie zajął drugie miejsce ze świetnym rekordem życiowym 45,81 s, będącym wówczas drugim wynikiem w historii polskiej lekkiej atletyki. Wtedy zaczęły się pojawiać głosy o możliwości poprawienia przez niego rekordu kraju Marka Plawgi.
Na halowych mistrzostwach Polski podopieczny trenera Krzysztofa Węglarskiego nie dał żadnych szans rywalom, zarówno w eliminacjach, jak i finale osiągając rezultaty niewiele powyżej 46 sekund i zostając po raz pierwszy mistrzem Polski seniorów w hali. Szwed już wówczas pokazał, że jest dobrze przygotowany do turniejowego biegania i zapowiadał, że jedzie do Apeldoorn po medal.
– Uwierzyłem w medal halowych mistrzostw Europy po biegu w Ostrawie. Po złamaniu po raz pierwszy bariery 46 sekund wiedziałem, że jeszcze dużo mogę urwać z tego wyniku. Byłem wtedy w mocnym treningu, a wiadomo, że wypoczęty mógłbym pobiec szybciej. Od początku traktowałem ten sezon halowy jako okres przejściowy, przystanek przed sezonem na stadionie, a to, co się wydarzyło przeszło moje najśmielsze oczekiwania – przyznaje reprezentant AZS Łódź.
Na halowych mistrzostwach Europy Szwed medalowe aspiracje potwierdził już w eliminacjach, ustanawiając nowy rekord życiowy – 45,69 s i wygrywając ten etap rywalizacji z najlepszym czasem w historii HME. W swoim półfinale także był bezkonkurencyjny, osiągając drugi raz w ciągu jednego dnia wynik poniżej 46 sekund – 45,78 s. Był to drugi rezultat półfinałów. Szybciej pobiegł tylko lider europejskich tabel, Węgier Attila Molnar. Zawodnik AZS Łódź życzył sobie wylosowania w finale piątego toru i to życzenie się spełniło. Dzięki temu mógł gonić największego rywala. Po pierwszym okrążeniu prowadził Węgier i tak już pozostało aż do mety.
– Molnar w zasadzie prowadził cały bieg i to jest inne bieganie niż jak możesz się za kimś schować i go gonić. Nie chciałem zbiegać pierwszy po 200 m, bo wiedziałem, że mój rytm mocno się zmienia po 200 m i zaczynam zwalniać. Wiedziałem, że Węgier jest na tyle mocnym zawodnikiem, że potrafi szybko zacząć i szybko skończyć, więc stwierdziłem, że obrana przeze mnie taktyka będzie optymalna, żeby uzyskać dobry wynik i zdobyć medal – relacjonuje bieg ze swojej perspektywy Szwed.
Niewiele zabrakło, a Polak wyprzedziłby Węgra, do którego wyraźnie zbliżył się na finiszu. Ostatecznie uległ mu zaledwie o 0,06 s. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że gdyby biegacze rywalizowali na dystansie 410 m, to Szwed byłby mistrzem Europy.
– Po przebiegnięciu linii mety od razu czułem, że byłem blisko zwycięstwa i złotego medalu. Dużą rolę odegrał jednak tutaj moment wyjścia z łuku na prostą, kiedy musiałem popełnić jakiś błąd, bo Węgier mi na chwilę uciekł po tym wyjściu. Zrobił to lepiej, ja tego nie wykorzystałem i już nie byłem w stanie go dogonić. Jeśli ktoś miałby zdobyć ten złoty medal, to właśnie Attila Molnar, on na niego zasługiwał, szczególnie po tym biegu w Ostrawie (Molnar wygrał na początku lutego mityng w Ostrawie z najlepszym w tym roku wynikiem w Europie 45,08 s – przyp.red.) – przyznaje Szwed.
Maksymilian Szwed przez całe mistrzostwa imponował spokojem i pewnością siebie. Po dwóch mocnych biegach w eliminacjach i półfinale nie martwił się, że zabraknie sił na finał. W każdym wywiadzie podkreślał, że chce wywalczyć medal. Jak zapowiedział – tak zrobił.
– Wiedziałem, że jeśli tylko nic mi się nie stanie, to stać mnie na trzy dobre biegi, szczególnie, że w eliminacjach i półfinale pobiegłem luźno, a i tak osiągnąłem bardzo satysfakcjonujące wyniki poniżej 46 sekund. Jestem tym zaskoczony, ale cieszę się, że nabieram doświadczenia i przekonałem się, że nawet w taki sposób, bez spinania się, można pobiec bardzo szybko. Do wyniku w Apeldoorn na pewno przyczyniła się też hala i jej profil, panowały świetne warunki, bardzo dobrze wyczułem tę bieżnię i potrafiłem wykorzystać wszystkie atuty – dzieli się swoimi refleksjami po HME.
Sukces Maksymiliana Szweda nie przeszedł bez echa. W siedzibie klubu AZS Łódź odbyło się tradycyjne spotkanie mediów z wicemistrzem Europy i współautorem medalu, trenerem Krzysztofem Węglarskim.
– Przekazuję gratulacje dla Maksa i trenera Krzysztofa Węglarskiego, ale chcę też podzielić się ogromnym wzruszeniem, jakie nam towarzyszyło w AZS Łódź, kiedy oglądaliśmy poszczególne etapy rywalizacji w Apeldoorn z udziałem naszego czterystumetrowca – przyznał prezes AZS Łódź, Lech Leszczyński.
– Maks, idziesz własną drogą, nie musisz brać przykładu ze swoich kolegów, bo nikt dotychczas w historii polskiej lekkiej atletyki nie był tak dobry jak Ty, w wieku zaledwie 20 lat. Podążajcie dalej tą drogą z trenerem. Gratuluję i bardzo dziękuję, świetnie reprezentowałeś nasz klub, świetnie reprezentowałeś nasz kraj – zwrócił się do świeżo upieczonego wicemistrza Europy.
– Krzysztof, myślę, że piszesz swoją historię “węglarczyków”. Wyszkoliłeś pięciu olimpijczyków, teraz masz pod swoimi skrzydłami wicemistrza Europy i najlepszego w historii polskiego czterystumetrowca – prezes nie krył podziwu dla trenera.
Maksymilian Szwed jest wychowankiem AZS Łódź. Swoją przygodę z lekkoatletyką zaczynał w grupie trenera Daniela Bródki, a potem jako junior młodszy trafił pod skrzydła trenera Krzysztofa Węglarskiego. Trenera, który prowadził wielu znakomitych specjalistów od biegania na dystansie jednego okrążenia, z mistrzem olimpijskim Kajetanem Duszyńskim na czele.
– Wszystko w Maksie jest w wyjątkowe – przygotowanie mentalne, podejście do treningu i oczywiście talent, bo trudno dziś biegać na takim poziomie nie mając wyjątkowego talentu – chwali swojego podopiecznego trener. – Maks jest rewelacyjnym zawodnikiem na treningach. Przychodzi na trening przygotowany, podczas treningu nie dyskutujemy, wykonujemy pracę, którą sobie założyliśmy, a w zasadzie ja założyłem (śmiech), a porozmawiać możemy dopiero po treningu – dodaje.
Trener Węglarski nie ukrywa, że tegoroczny sezon halowy od początku dobrze układał się dla jego podopiecznego.
– Halowe mistrzostwa Polski w Toruniu były przystankiem. Kiedy Maks w Ostrawie wypełnił minimum na HME, zmodyfikowaliśmy trening i celem stały się mistrzostwa Europy, a nie mistrzostwa Polski i walka o kwalifikację. Dzięki temu najwyższą dyspozycję startową Maks miał w Apeldoorn – relacjonuje trener.
Choć trener Krzysztof Węglarski wychował pokolenia znakomitych czterystumetrowców, którzy zdobywali medale w sztafetach na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata, Europy i uniwersjadach oraz w kategoriach juniorskich i młodzieżowych, to ten sukces jest pierwszym indywidualnym medalem na seniorskiej imprezie międzynarodowej jego zawodnika.
Dla Maksymiliana Szweda medal w Apeldoorn to oczywiście największy sukces w karierze. Jego talent eksplodował w 2023 roku, kiedy zaczął biegać poniżej 46 sekund. Już w pierwszej części sezonu przyszedł pierwszy seniorski sukces – drużynowe wicemistrzostwo Europy i srebrny medal igrzysk europejskich w sztafecie mieszanej 4×400 m. Później został mistrzem Polski juniorów z drugim w historii polskiej lekkiej atletyki wynikiem w tej kategorii wiekowej – 45,70 s i wywalczył brązowy medal na 400 m na mistrzostwach Europy do lat 20.
Kolejny rok upłynął Szwedowi przede wszystkim pod znakiem startów w sztafetach. Podczas World Relays był członkiem sztafet 4×400 m – mężczyzn i mieszanej, które wywalczyły kwalifikacje olimpijskie. W Paryżu także biegał w obu sztafetach i w swoim debiucie olimpijskim zajął siódme miejsce w finale w sztafecie mieszanej. W sezonie 2024 nie zabrakło także osiągnięć indywidualnych, ale na krajowej arenie. W hali zawodnik AZS Łódź zdobył srebrny medal mistrzostw Polski wśród seniorów i złoty wśród młodzieżowców. Na stadionie nie miał sobie równych, został mistrzem Polski seniorów z nowym rekordem kraju do lat 23 – 45,25 s.
Rok 2025 ledwo się zaczął, a reprezentant AZS Łódź już ma powody do radości. Mimo świetnych startów w Apeldoorn, Szwed rezygnuje z udziału w halowych mistrzostwach świata w Nankinie.
– Od początku nie planowaliśmy startu w halowych mistrzostwach świata, przede wszystkim ze względu na World Relays, będące kwalifikacjami do tegorocznych mistrzostw świata w Tokio. Zawody sztafet odbywają się już na początku maja i trzeba będzie już być w dobrej dyspozycji startowej, żeby powalczyć o awans w sztafetach mieszanej i męskiej 4×400 m. Mam nadzieję, że zdobędziemy kwalifikacje – tłumaczy tę decyzję trener Węglarski.
Szwed nie zamierza spoczywać na laurach i stawia sobie ambitne cele na sezon na stadionie. Jednym z nich ma być walka o tytuł mistrza Europy na 400 m w kategorii młodzieżowców.
– Wierzę, że uda się w tym roku złamać barierę 45 sekund na stadionie. Moje najważniejsze cele na sezon letni to mistrzostwa Europy do lat 23 w Bergen i mistrzostwa świata w Tokio. Ta pierwsza impreza będzie dla mnie najistotniejsza, bo chcę te zawody zaliczać po kolei, krok po kroku. Nie chcę też być w gorącej wodzie kąpany i zakładać, że od razu wszystko będę wygrywał i od razu osiągnę wszystkie możliwe sukcesy. Już to, co się teraz dzieje, to bardzo dużo dla mnie – mówi. – W Bergen oczywiście moim celem będzie złoty medal, a na mistrzostwach świata mam nadzieję, że wystąpię w sztafetach, ale oczywiście chcę zakwalifikować się też indywidualnie – dodaje.
Trener Krzysztof Węglarski nie ma wątpliwości, że jego podopieczny ma szansę na dalszy sportowy rozwój i osiąganie kolejnych sukcesów.
– Będziemy dążyli do tego, żeby Maks był najlepszym czterystumetrowcem w Europie – przyznaje z uśmiechem.
Fot. Grzegorz Michałowski, Tomasz Kasjaniuk, Łukasz Szeląg