– Sztafeta mieszana to dla mnie obok startów indywidualnych i w sztafecie męskiej kolejna możliwość reprezentowania kraju i rywalizacji na imprezach międzynarodowych – mówił w rozmowie z naszym portalem Kajetan Duszyński w kwietniu ubiegłego roku.
– Sztafety mieszane stwarzają reprezentacjom możliwość wystawienia dwóch dobrych biegaczek i dwóch dobrych biegaczy. Z mojego punktu widzenia tylko zyskuję, bo nasze zawodniczki to czołówka światowa. (…) Biegów sztafet mieszanych, które widziałem dotychczas jako kibic nie przeżywałem jednak tak bardzo, jak klasycznych wyścigów sztafetowych kobiet czy mężczyzn – dodawał.
Kiedy zawodnik AZS Łódź wypowiadał te słowa nie przypuszczał, że kilkanaście miesięcy później jako pierwszy przekroczy linię mety w finale sztafet mieszanych 4×400 m na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, na jego szyi zawiśnie złoty medal olimpijski, a on sam stojąc na najwyższym stopniu podium wysłucha Mazurka Dąbrowskiego. Nasze zawodniczki to od lat czołówka światowa, ale nasi czterystumetrowcy, uczestnicy złotej sztafety – Dariusz Kowaluk (AZS AWF Warszawa), Karol Zalewski (AZS AWF Katowice) i właśnie Kajetan Duszyński także byli w Japonii w życiowej formie i pokazali klasę w rywalizacji z bardziej utytułowanymi zawodnikami.
Finałowy wyścig Polaków przeżywali kibice w całym kraju. Już w eliminacjach nasi reprezentanci ustanowili rekord Europy i z pierwszym wynikiem awansowali do finału. Apetyt rósł w miarę jedzenia i polski zespół szybko stał się jednym z głównych faworytów do tytułu. Jednak tego, co w sobotnie popołudnie wydarzyło się na stadionie olimpijskim mało kto się spodziewał. Świetnie rozpoczął Karol Zalewski, który jako trzeci przekazał pałeczkę Natalii Kaczmarek (AZS AWF Wrocław). Tegoroczna mistrzyni Polski także spisała się znakomicie, łamiąc na swojej zmianie barierę 50 sekund i wyprowadzając polską drużynę na drugą pozycję. Po bardzo dobrym biegu Justyny Święty-Ersetic (AZS AWF Katowice) Polacy utrzymywali się na czołowej pozycji – wiadomo było, że wszystko w nogach zawodnika AZS Łódź. Duszyński na 150 m przed metą zaczął wyprzedzać rywali, na ostatniej prostej wyszedł na prowadzenie, którego nie oddał już do mety. Polacy zdobyli pierwszy złoty medal w Tokio i pierwszy złoty medal igrzysk w debiutującej w programie sztafecie mieszanej 4×400 m.
Radości naszych lekkoatletów w Japonii nie było końca. W AZS Łódź zapanowała euforia – Kajetan to pierwszy w historii klubu medalista olimpijski i pierwszy łódzki mistrz olimpijski. Z satysfakcją przyjęto także piąte miejsce męskiej sztafety 4×400 m z udziałem Duszyńskiego, wywalczone przez Polaków tydzień po mistrzowskim biegu.
Kajetan Duszyński został przywitany na lotnisku im. Chopina w Warszawie przez przedstawicieli klubu na czele ze współtwórcą sukcesu – trenerem Krzysztofem Węglarskim. Nie brakowało łez, wzruszeń i uścisków. Dwa dni później w siedzibie AZS Łódź odbyło się oficjalne spotkanie z zawodnikiem i jego trenerem, podczas którego obaj otrzymali od klubu nagrodę, a także odpowiadali na pytania mediów.
Świeżo upieczony mistrz olimpijski podzielił się tym, jakie emocje mu towarzyszyły, kiedy jako pierwszy wbiegł na metę, unosząc ręce w geście triumfu – To była ogromna eksplozja radości. Tego uczucia nie da się porównać do niczego innego, trudno to opisać słowami. Najbardziej pamiętam to, że rzuciła się na mnie cała moja drużyna – ich radość zaraziła mnie, to było w tym wszystkim najpiękniejsze i najbardziej namacalne.
Duszyński był bardzo zadowolony z występu nie tylko sztafety mieszanej, ale także sztafety mężczyzn 4×400 m, która uzyskała drugi wynik w historii polskiej lekkiej atletyki i ukończyła finał na piątym miejscu. Na igrzyska nasz zespół zakwalifikował się z 15. miejsca w rankingu, walcząc do końca czerwca o utrzymanie pozycji dającej prawo startu w Tokio. – Rozczarowanie kibiców po piątej pozycji męskiej sztafety to tak naprawdę dla nas komplement. To, że w ogóle ktoś oczekiwał, że możemy zdobyć medal, to jest coś niesamowitego. Pamiętam nagłówki, jakie czytaliśmy po World Relays w Chorzowie na początku maja (Polska nie awansowała do finału i nie zapewniła sobie kwalifikacji olimpijskiej – przyp. autora). Ludzie tracili wiarę, wypowiadano się, że pierwszy raz od 29 lat sztafeta mężczyzn nie pojedzie na igrzyska. Musieliśmy mocno powalczyć o tę kwalifikację, ze startu na start staraliśmy się coś dokładać od siebie. Finał tej historii jest taki, że w ciągu miesiąca poprawiliśmy wynik sezonu o cztery sekundy. To dla mnie abstrakcja, nie sądziłem, że uda nam się tak wyśrubować nasz rezultat. Mimo wszystko uważam, że naszą sztafetę było stać na medal, ale poziom finału był niesamowicie wysoki. Tak się ten bieg ułożył, nikt do nikogo nie ma o nic żalu, tak naprawdę bardzo się cieszymy i myślę, że to nas zbuduje na przyszłość – oceniał start sztafety mężczyzn Duszyński.
Lekkoatleta AZS Łódź po raz pierwszy w sztafetach reprezentacyjnych występował na ostatniej zmianie, kończąc zmagania zespołu. Z presją z tym związaną radził sobie jednak znakomicie, ale jak przyznał bardziej stresował się tym, czy uda mu się w ogóle na igrzyskach wystąpić. – Największym obciążeniem były dla mnie nie same biegi, ale dostanie się do składu sztafet. Udowodniłem w tym sezonie, że jestem dobrze przygotowany, poprawiłem rekord życiowy, wygrałem mistrzostwa Polski, ale jadąc do Japonii nie miałem pewności, że wystartuję w sztafetach. Musiałem to udowodnić na sprawdzianie i to był dla mnie najbardziej stresujący moment. Bieganie dla naszego państwa, reprezentowanie Polski z innymi to już takie uczucie dumy, że tego zmęczenia już się nie czuje. Oczywiście ta ostatnia zmiana jest o tyle stresująca, że kończy rywalizację, ale nigdy nie biorę tego do siebie. Uważam, że zawsze powinniśmy podchodzić do tego drużynowo i nawet, jeśli komuś pójdzie gorzej, to nie jest tylko jego wina, tylko cały zespół powinien wziąć to na siebie. Mając takie nastawienie łatwiej podchodzi się do takich odpowiedzialnych zadań jak bieg na ostatniej zmianie.
Przed rozpoczęciem rywalizacji mało kto stawiał na Polaków. Po świetnym biegu eliminacyjnym nasi reprezentanci szybko znaleźli się w gronie kandydatów nie tylko do medali, ale nawet do zwycięstwa, o czym przed igrzyskami nawet nikt nie marzył. – Po eliminacjach emocje były ogromne. Biegi eliminacyjne, w ogóle pierwsze biegi na dużych imprezach są najbardziej stresujące, bo nie wiadomo jak wszystko wygląda na stadionie, w jakiej się jest dyspozycji. Przed finałem trenerzy kadry nas motywowali i przekonywali, że wszystko jest możliwe, ale jednocześnie zdejmowali z nas presję, żebyśmy nie czuli się przytłoczeni – opowiadał o atmosferze w sztafecie przed finałem Duszyński.
Jak przyznał mistrz olimpijski, ogromną rolę w przygotowaniu do startu odgrywają rozmowy z jego trenerem, Krzysztofem Węglarskim. – Przed ważnymi startami najbardziej mnie uspokaja telefon do trenera. W Tokio też wykonałem taki telefon, nasze rozmowy nie trwają długo, ale słowa trenera zawsze mi pomagają, bo on doskonale wie jak zachowuję się w takich momentach. Czasami to raptem 30-40 sekund, a mnie się zmienia całkowicie sposób myślenia. Podobnie było na drużynowych mistrzostwach Europy. Trener jest optymistą, a mnie tego czasami brakuje w bieganiu i to dla mnie bardzo ważne – komplementował współtwórcę sukcesu Kajetan Duszyński.
Trener Krzysztof Węglarski od wielu lat z powodzeniem prowadzi w AZS Łódź uzdolnionych czterystumetrowców. Pod jego skrzydłami międzynarodowe sukcesy osiągali olimpijczycy Daniel Dąbrowski czy Piotr Kędzia. Złoty medal olimpijski Kajetana Duszyńskiego to oczywiście największe osiągnięcie w jego trenerskiej karierze. – Gdyby Kajetan nie był uzdolniony, to by nie pobiegł, tak jak pobiegł. Wykonana praca chyba bardziej dała mu wiarę w to, że może, że potrafi szybko biegać. Wydaje się, że w tym sezonie przyniosła ona bardziej efekt mentalny niż fizyczny. Po dobrych biegach w Łodzi i w Chorzowie w Kajetanie obudził się wojownik, co udowodnił na mistrzostwach Polski, a później na igrzyskach w Tokio. Sprawdzian w Japonii ugruntował pozycję Kajetana w zespole, bez niego trudno byłoby zbudować drużynę na takim poziomie – chwalił swojego zawodnika trener. Powodów do radości w ostatnim czasie trenerowi Węglarskiemu nie brakuje – sukcesy na arenie ogólnopolskiej osiągają juniorzy młodsi Mateusz Matera i Maks Szwed, którzy otrzymali powołanie na mistrzostwa świata juniorów w Nairobii. – Nie wiem czy ma mnie to napawać optymizmem, bo żeby dotrwać do Paryża czy do innych wielkich imprez, to jeszcze lata pracy przed nami. Myślałem, że to powoli koniec mojej kariery trenerskiej, a tu się okazuje, że ja się dopiero rozkręcam – żartował.
Kajetan Duszyński nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym sezonie i na pewno będzie chciał poprawić swój najlepszy rezultat indywidualny, osiągnięty na Memoriale im. Janusza Kusocińskiego w Chorzowie – 45,51 s. Przed zawodnikiem AZS Łódź w sierpniu między innymi występy w Szczecinie i w Szwajcarii.
A jak wygląda dalsza przyszłość Kajetana Duszyńskiego? – Jak najbardziej myślę o przyszłorocznych mistrzostwach świata czy kolejnych igrzyskach olimpijskich. Złoto z Tokio to mój pierwszy medal z imprezy seniorskiej. Nie jestem zawodnikiem takiego pokroju, jak inni lekkoatleci, którzy mają na swoim koncie bardzo dużo sukcesów, medali, rekordów kraju. Mnie ten sukces przyszedł bardzo niespodziewanie. Mimo wszystko na niego zasłużyłem, ale to dla mnie duży przeskok. Wszystkie kolejne imprezy będą na pewno bardzo ważne. Nie wiem, czy cokolwiek przebije ten sukces z igrzysk, będzie trudno o równie spektakularne osiągnięcie – podsumował.
Kajetan Duszyński – mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej 4×400 m na Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020 (2021), mistrz Polski na 400 m (2021), drużynowy mistrz Europy (2021), lekkoatleta, reprezentant AZS Łódź od 2015 roku, wychowanek TS AKS Chorzów, podopieczny trenera Krzysztofa Węglarskiego, brązowy medalista Letniej Uniwersjady w Neapolu w sztafecie 4×400 m (2019), finalista mistrzostw Europy w Berlinie (2018) i mistrzostw świata w Londynie (2017) w sztafecie 4×400 m, dwukrotny wicemistrz Europy do lat 23 w sztafecie 4×400 m (2015, 2017), siódmy zawodnik mistrzostw Europy do lat 23 na 400 m (2017), wielokrotny medalista mistrzostw Polski, multimedalista Akademickich Mistrzostw Polski, doktorant Interdyscyplinarnej Szkoły Doktorskiej Politechniki Łódzkiej