Cyprian Mrzygłód celował w finał igrzysk olimpijskich w Tokio, ale podobnie jak w poprzednich tegorocznych próbach, oszczep po jego rzutach nie przekroczył granicy 80 metrów. – W tym sezonie jeszcze pokonam tę barierę – przekonuje lekkoatleta KS AZS AWFiS Gdańsk.
23-letni oszczepnik w miesiącach poprzedzających start w Japonii nie imponował formą. Do grona olimpijczyków zakwalifikował dzięki dyspozycji sprzed dwóch lat i pozycji w rankingu „Road to Tokio”. Mrzygłód w eliminacjach (grupa A) do gry o medale nie przełamał się, a możliwości starczyło na 78,33 metrów i 11. miejsce w swojej sesji kwalifikacyjnej (20. w klasyfikacji generalnej).
– Jest troszkę rozczarowania. Liczyłem na więcej, na treningach wyglądało to fajnie, ale może presja igrzysk troszkę na mnie ciążyła. Gdybym miał dwa dodatkowe rzuty, pewnie coś jeszcze dołożyłbym do odległości, ale to wyłącznie moje błędy techniczne zadecydowały o braku awansu do finału. Nie rzucałem tego, co choćby jeszcze dwa lata temu – przyznaje w rozmowie z nami Mrzygłód.
Młody oszczepnik nie szuka wymówek swojego występu w azjatyckich warunkach. – Trzeba było obudzić się o piątej rano, bo o dziewiątej były eliminacje naszej grupy. Lubię wcześnie wstawać, więc nie zrobiło to na mnie wrażenia. Z wilgotnością było niezwykle ciężko. Wystarczyło chwilę postać w słońcu, żeby być mega odwodnionym – opisuje tokijskie warunki Mrzygłód.
Szczęście nie dopisało również jego reprezentacyjnemu koledze. Marcin Krukowski, drugi na listach światowych przed igrzyskami, także poległ w eliminacjach do finałowego konkursu (74,65 m i 28. miejsce). Ten jednak skarżył się na jakość podłoża rzutni. Zdaniem Krukowskiego testy nowej powierzchni nie powinny mieć miejscach przy imprezach najwyższej rangi.
– Akurat mi to nie przeszkadzało, ale jestem zdania, że Marcinowi zabrało to medal. Prezentował się wyśmienicie w tym sezonie – przypomina Mrzygłód.
Z krążkiem wróciła z Japonii za to jego koleżanka z kadry. Maria Andrejczyk w kobiecym oszczepie zgarnęła srebro (64,61 m). – Super, że Maria ma medal. Szkoda, że akurat nie trafiła z takim przygotowaniem jak na początku sezonu w Splicie. Marzyła o medalu i w końcu to się ziściło. Fajnie, że polski oszczep u kobiet idzie do przodu. U nas, u mężczyzn też powoli się rozwija. Może na igrzyskach nie było tego widać, ale wcześniej poprawiony został rekord Polski – wyjaśnia 23-latek.
Olimpijski debiut w Azji miał dla Cypriana słodko-gorzki smak. Gorzki – z powodu rozczarowującego rezultatu, a słodki, gdyż…
– Już wiem, na czym polega magia igrzysk, dlaczego niektórzy planują startować w nich po cztery czy pięć razy. Sam wyjazd, ślubowanie, lot do Japonii, wjazd do wioski olimpijskiej zrobiły mega wrażenie. Ogromnym szokiem była stołówka, że w jednym miejscu udało się gospodarzom pomieścić tylu sportowców. Wioski były zamknięte. Restrykcje były jednak takie, że nie było mowy o żadnej wyciecze po Tokio – opowiada Mrzygłód.
W budowie wysokiej dyspozycji na imprezę czterolecia, a po przełożeniu igrzysk na 2021 rok – pięciolecia, nie pomagały Cyprianowi problemy zdrowotne.
– W 2019 roku zerwałem łokieć, przez co nie wystąpiłem na MŚ w Dausze. Przed rokiem bolało mnie kolano, które zresztą, dokucza mi do dziś. Pod rzepką pękła mi chrząstka i ona musiała się zrosnąć. Zrosła się tak, że rzuty przy obecnej techniki sprawiają jednak ból – tłumaczy obecny numer dwa w polskim oszczepie. – Muszę troszeczkę zmienić technikę, żeby mniej obciążać kolana. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie, jeszcze przed przyszłym sezonem uda mi się to zrobić.
Mrzygłód w tym roku planuje jeszcze trzy starty. 30 sierpnia wystąpi w 24. Grand Prix im. Janusza Sidły w Sopocie. Sześć dni później weźmie udział w 12. Memoriale Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim w Chorzowie, a 11 września – w 23. Memoriale Michała Barty w Kołobrzegu. Zapewnia, że powalczy w nich o przełamanie magicznej ostatnio dla niego bariery 80 metrów. Wszyscy w środowisku czekają na jego powrót do wysokiej dyspozycji, mając na uwadze sukcesy w kategoriach juniorskich i młodzieżowych. W 2017 roku Mrzygłód został mistrzem Europy U-20 we włoskim Grosseto (80,52 m), a dwa lata później w szwedzkim Gӓvle triumfował w ME U-23. Wtedy również pobił swój rekord życiowy (84,97 m).
– Jak natrafiają się kontuzje, to ciężko jest iść za ciosem. Kiedy w 2019 roku w Szwecji zdobywałem tytuł mistrza Europy U-23, zupełnie inaczej zapatrywałem się na przyszłość. Los chciał tak, jak jest. Jeszcze jestem młodym zawodnikiem i czas pokaże, co mogę rzucać. Na pewno będę walczył do końca – kończy Mrzygłód, student wychowania fizycznego I roku na gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu.
Autor: Artur Kluskiewicz