Jeżdżą jak chcą, kiedy chcą i skąd chcą. Wszystko na uniwersjadzie w Neapolu działa lepiej lub gorzej, ale tylko jedno działa źle. Albo inaczej – nie działa. Transport.
Zawodnicy uczestniczący w uniwersjadzie na początku się denerwowali, a teraz już tylko patrzą z politowaniem, jak setki kierowców znających Neapol jedynie dzięki aplikacji Google Maps usiłują pokonać miejscowe drogi. Jak za każdym razem dopytują o nazwę obiektu i stwarzają wrażenie, jakby pierwszy raz w życiu ją słyszeli. Ba, nazwy miejscowości, gdzie odbywają się uniwersjadowe zmagania stanowią dla nich wielką zagadkę.
Są dwie grupy kierowców – autobusów dla zawodników i samochodów dla oficjeli, czy mediów. Jedni i drudzy często spoza Neapolu. O ile ci jeżdżący autobusami każdego dnia po tej samej trasie jako tako sobie radzą, o tyle ci w samochodach każdego dnia wraz z gośćmi poznają kraj. Swój kraj – dodajmy.
To oczywiście nie oznacza, że z autobusami nie ma problemów. Są i to jakie! Na przykład wczoraj autobus jadący na stadion lekkoatletyczny z gracją go minął, oczywiście się nie zatrzymując. Pojechał bowiem na stadion treningowy, choć z przodu miał napis: San Paolo Stadium, Athletics. Problem w tym, że w autobusie była spora grupa zawodników jadących na start. Skończyło się szybkim marszem na stadion, by zdążyć na zawody.
Wiele o transporcie mogą opowiedzieć siatkarze. Któregoś razu zdarzyło się np., że podstawiono jeden bus mieszczący dwadzieścia kilka osób dla… dwóch drużyn – polskich siatkarzy i amerykańskich siatkarek. Kierunek był ten sam – hotel w Salerno – ale miejsc zbyt mało, by wszystkich zmieścić. I tak doszło do polsko-amerykańskiego porozumienia według którego zawodniczki i zawodnicy pojechali, a trenerzy i inni członkowie sztabu czekali. W sumie i tak nieźle wyszło, bo któregoś razu siatkarze z Brazylii przyjechali na trening nie do tej hali, co trzeba i ze zdziwieniem skonstatowali, że ćwiczą tu biało-czerwoni.
Kierowcy samochód osobowych – mniejszych busów i limuzyn – też są niesamowici. Po tygodniu uniwersjadowych zawodów potrafią poprosić o przeliterowanie nazwy miejscowości, w której odbywa się mecz siatkarzy. Często każdego dnia jeżdżą inną drogą w to samo miejsce, mają problem, w który zjazd zjechać z ronda, no i prawie wszyscy mówią tylko po włosku. Właściwie nic by tu nigdy nie działało, gdyby nie jeden człowiek, który jest w stanie zapanować nad tym chaosem. Siedzi pod parasolem na parkingu i pisze kierowcom kartki z adresem, pod który mają pojechać. To dzięki niemu samochody w ogóle kogoś wożą.
Oczywiście, w tym całym bałaganie jest też pewien urok, południowowłoski. Skoro w tej okolicy nigdy nic nie jest na czas, wszystkim działaniom towarzyszy zamieszanie, a na drogach nawet wskazań sygnalizatorów świetlnych niezbyt często się przestrzega, to dlaczego na uniwersjadzie ma być inaczej? Nie odbył się jakiś mecz? Odwołano jakiś bieg? Nie. Po prostu trzeba mieć „pazienza”, czyli cierpliwość i dobry humor. A reszta się sama ułoży.