Są głosy, których nie trzeba przedstawiać. Warszawiacy momentalnie rozpoznają Tomasza Knapika zapowiadającego kolejne przystanki, fani bajek doskonale odtworzą w myślach głos Króla Juliana dubbingowanego przez Jarosława Boberka. Natomiast głos, który bez mrugnięcia okiem przychodzi do głowy zapalonym kibicom sportowym, to bez wątpienia Włodzimierz Szaranowicz. Jego komentarz przez lata towarzyszył najważniejszym sukcesom polskich sportowców oraz pomagał przetrwać porażki. Nie sposób wyobrazić sobie okresu Małyszomanii, ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich czy bicia kolejnych rekordów lekkoatletycznych bez narracji Włodzimierza Szaranowicza.
W książce „Włodzimierz Szaranowicz. Życie z pasją.” poznajemy kulisy młodości, początków kariery oraz najważniejszych sportowych przeżyć komentatora. W wywiadzie rzeka, przeprowadzonym ze swoją córką, dziennikarz daje się poznać z bardziej prywatnej strony, opowiadając o drodze, która zaprowadziła go do wielkiej kariery komentatora sportowego. Dowiadujemy się więcej o pierwszych latach życia spędzonych w powojennej Warszawie czy relacji z pochodzącą z Czarnogóry rodziną, gdzie początkowa niechęć i wstyd przerodziły się w wielką miłość do kraju przodków. W kolejnych rozdziałach mamy okazję obserwować rodzącą się miłość do sportu zapoczątkowaną grą w szkolnym zespole koszykówki i kontynuowaną na warszawskiej AWF. Pechowo dla zawodniczych poczynań, a szczęśliwie dla nas kibiców, kariera wyczynowa komentatora została przerwana przez kontuzję kolana i pojawiające się coraz częściej kolejne obrażenia.
Przechodzimy zatem do dziennikarskiej kariery zapoczątkowanej na falach Polskiego Radia wspólnie z Dariuszem Szpakowskim, gdzie kunsztu pracy uczyli ich Bohdan Tomaszewski i Bogdan Tuszyński. We wspomnieniach dawnych mistrzów da się wyczuć szacunek, jakim dziennikarz darzy swoich pierwszych nauczycieli zawodu. Komentarz Włodzimierza Szaranowicza zawsze wyróżniał się barwnością i rozległością opisów. W wielkim stopniu miały na to wpływ właśnie początki w radiu, które wymuszały na prowadzącym jak najwierniejszy opis sytuacji. Kolejny etap kariery, jakim była praca w telewizji, uczynił z Włodzimierza Szaranowicza prawdziwą gwiazdę komentatorstwa. Przez lata działalności jego narracja uświetniała wyczyny sportowców przeróżnych dyscyplin. Rozpoczynał od kolarstwa, poprzez pływanie, piłkę nożną i ręczną, siatkówkę czy boks. Najczęściej jednak mogliśmy go usłyszeć przy okazji popisów naszych lekkoatletów oraz Igrzysk Olimpijskich. Ikoniczne już słowa „Hej, hej, tu NBA” to wizytówka relacji z najpopularniejszej ligi koszykarskiej świata. To za przyczyną dziennikarza w latach 90-tych zapanowała w Polsce moda na koszykówkę.
Niezaprzeczalnie jednym z najważniejszych etapów kariery Włodzimierza Szaranowicza było komentowanie skoków narciarskich. Niszowa dotychczas dyscyplina wybiła się w naszym kraju właśnie za sprawą energicznej i niepowtarzalnej narracji dziennikarza. Niesamowitą jest popularność, którą zaczął cieszyć się sport tak nieosiągalny dla większości osób. Sukcesy Adama Małysza, a następnie Kamila Stocha w połączeniu ze spektaklem komentatorskim w wykonaniu Włodzimierza Szaranowicza skutkowały milionową widownią zasiadającą przed ekranami telewizorów. Słowa wypowiedziane przez komentatora po ostatnim skoku w karierze oddanym przez Adama Małysza, zostaną zapamiętane przez wielu. Emocje w nich zawarte były emocjami tysięcy kibiców, śledzących przez lata ścieżki kariery skoczka.
„Trzeba kochać sport, aby o nim opowiadać? Trzeba kochać, rozumieć i umieć przekazać uniwersalne wartości, które za nim stoją.” To zdanie w mojej opinii idealnie podsumowuje stosunek Włodzimierza Szaranowicza do sportu. Jest on jego wielkim pasjonatem i darzy każdego sportowca należnym szacunkiem, niezależnie czy jest to reprezentant naszego kraju, rywal, przegrany czy wygrany. Docenia wolę walki, heroizm, oddanie i poświęcenie treningom każdego atlety. „Po prostu uważam, że nie możemy kochać sportowców tylko wtedy, gdy wygrywają.”
Włodzimierz Szaranowicz. Życie z pasją
Wydawnictwo SQN 2021
Tekst o książce: Anna Elsner
Foto książki: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl