Kadra polskich wioślarek ze złotymi medalistkami mistrzostw świata i Europy z 2018 roku w czwórce podwójnej w składzie: Katarzyna Zillmann, Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko i Maria Springwald rozpoczęła treningi w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich COS w Wałczu.
Wcześniej nasze zawodniczki trenowały m.in. na obozach w Zakopanem, Alpach i Portugalii. Robota, którą trzeba wykonać zimą jest niezwykle monotonna i ciężka – tak fizycznie, jak i psychicznie. Wioślarki przemieniają się na parę tygodni w narciarki biegowe. Wszystko po to, żeby zrobić bazę pod długi i wyczerpujący sezon. W 2019 roku cele znów są takie same – medale mistrzostw Europy i świata. Cel nadrzędny, to jednak kwalifikacja olimpijska do igrzysk w Tokio, które odbędą się już za rok.
O przygotowaniach w Wałczu, zimowych treningach i sportowych marzeniach na przyszłość rozmawiamy ze szlakową czwórki podwójnej Katarzyną Zillmann (AZS Toruń).
Niezręcznie o to pytać, ale gdzie mają jeszcze rezerwy mistrzynie świata i Europy w czwórce podwójnej?
We wszystkim możemy się jeszcze poprawiać. Nigdy nie zeszłyśmy z treningu tak zadowolone, żeby mówić: nie ma co tego psuć kilometrami. Nie jesteśmy jeszcze takie super, żeby popaść w samouwielbienie. Badania wydolnościowe, które cały czas są nam robione – co miesiąc czy sześć tygodni – pokazują, że idziemy do przodu. W porównaniu do poprzedniego sezonu jesteśmy obecnie silniejsze i bardziej wydolne. Nasze mięśnie są wytrzymałe jeszcze bardziej na kwas. Rezerwy są bardzo duże. Nie jesteśmy przecież doświadczoną czy wypaloną osadą, a młodymi dziewczynami, które mogą zrobić krok do przodu, albo nawet kroki. Nie mówię już nawet o zgraniu, chociaż to mamy na naprawdę dobrym poziomie. Mogę to potwierdzić, jako szlakowa. Tak też mówi trener (śmiech).
Gdy widzicie dobre wyniki testów, to później zawsze jest tak, że oddaje to na wodzie, przekłada się na wygrane w zawodach?
Formę buduje się tak, że są góry, wzniesienia, ale także dołki. Nie można przez cały sezon trzymać najwyższego poziomu. Nie o to chodzi, żeby jeździć i „lać” wszystkich jak leci na każdych zawodach. W poprzednim sezonie nam się fajnie udało trafić z formą na mistrzostwa Europy i świata. Taki był cel i to mieliśmy z trenerem założone. Nie dawałyśmy pokazów siły podczas zawodów o Puchar Świata, tak jak to było w 2017 roku, gdy wygrałyśmy Puchar Świata, ale na mistrzowskich imprezach było nieco słabiej. Srebro mistrzostw świata sprzed dwóch lat z Sarasoty trzeba szanować, bo to super wynik.
Igrzyska w Tokio 2020 już majaczą w głowie?
Tokio? Myślę o nim od 2000 roku, gdy skończyłam pięć lat. Wiadomo, że igrzyska są dla nas najważniejsze – to cel nadrzędny całej kariery. Nie ma się co rozpraszać przed i chwalić, co my tam nie planujemy i co zrobimy. Ostatnimi czasy częściej wioślarzom na igrzyskach się udawało niż nie udawało. To dobry prognostyk.
Zimowe przygotowania są bardzo długie. Trudniej je znieść fizycznie czy psychicznie?
Długa, porządna tlenowa robota nie jest lekka, ale daje najwięcej satysfakcji. To zimą musimy zrobić bazę, która nam oddaje latem. Im bliżej startów – tym treningi są lżejsze, inne – bardziej nastawione na motorykę, dynamikę, szybkość. Ale bez tej bazy, którą robimy np. na nartach biegowych, niczego by nie było. Mi jest bardzo ciężko przestawiać się na te „nartki”. Przez pierwszy miesiąc jest ciężko zmienić się z wioślarki, biegaczki, triathlonistki w narciarkę biegową. Wiadomo jednak, po co na tych nartach zasuwamy – żeby robić bazę tlenową. Stawy bolą, odciski na stopach się pojawiają, ale dajemy z siebie wszystko. W Alpach w Livigno można już fajnie pośmigać. Tam jest niezwykle urokliwie i mamy do dyspozycji super trasy – autostrady.
Od kwietnia waszą bazą staje się Ośrodek Przygotowań Olimpijskich COS w Wałczu.
Tak, od kwietnia Wałcz staje się naszym drugim domem, bo tam spędzamy czas aż do jesiennych mistrzostw świata. Mamy w COS najlepsze w Polsce warunki do treningu i przygotowań – dlatego korzystamy z tej bazy. Oczywiście nie jesteśmy w Wałczy non stop, bo pobyty tam przedzielane są wyjazdami na kolejne Puchary Świata, ale to nasza baza wypadowa. Z niej wyjeżdżamy na zawody i do niej wracamy. W Ośrodku Przygotowań Olimpijskich COS w Wałczu mamy do dyspozycji także jednoosobowe i dwuosobowe pokoje. To ważne także dla psychiki, bo my spędzamy z sobą w roku ponad 200 dni, Czasami każda potrzebuje takiego „wyłączenia” i pobycia sama ze sobą. Trochę z kajakarzami czasami rywalizujemy o te jedynki (śmiech), bo oni też z tego ośrodka chętnie korzystają. Do COS-u przyjeżdża dużo osób, ale my mamy swój kącik, osobną stołówkę i nie musimy stać w kolejkach. Wszystko jest ok i nie ma powodu, żeby narzekać.
Cel na ten sezon?
Twierdzę, że najważniejszym celem jest obrona mistrzostwa świata. O to będziemy walczyły. Gdy się to uda – jednocześnie zapewniamy sobie kwalifikację olimpijską. Na pierwsze zawody Pucharu Świata w maju do Płowdiw, gdzie zdobyłyśmy rok temu złoto MŚ, nie jedziemy. Obsada pierwszego PŚ często nie jest najsilniejsza, więc się nie wystawiamy. Mam nadzieję, że dodatkowe kwalifikacje olimpijskie – na sam koniec po MŚ, które w tym roku odbędą się w Linzu na przełomie sierpnia i września, nie będą nas dotyczyły.