To był prawdziwy thriller! Jeszcze o godzinie 21 ten tekst rozpoczynałby się od słów „zaledwie 0,001 sekundy zabrakło Ewie Swobodzie do finału 100 m na lekkoatletycznych mistrzostwach świata”. Chwilę później nastąpił jednak niespodziewany zwrot akcji i ostatecznie zawodniczka AZS AWF Katowice nie tylko pobiegła w finale, ale zajęła w nim świetne szóste miejsce.
Podopieczna trener Iwony Krupy zajęła w pierwszym półfinale trzecie miejsce z wynikiem 11,01 s. Bezpośredni awans do finału uzyskiwały pierwsze dwie zawodniczki z każdego z trzech półfinałów oraz dwie najlepsze z czasami. To oznaczało, że Swoboda musiała czekać na rozstrzygnięcia kolejnych biegów. W drugim półfinale oprócz dwóch pierwszych sprinterek szybsza od Polki była jeszcze Amerykanka Sha’Carri Richardson. Wszystko miało się wyjaśnić po trzecim półfinale. W nim trzecia Brytyjka Dina Asher-Smith uzyskała… 11,01 s. Analiza wyników obu sprinterek wykazała, że Ewa Swoboda była wolniejsza od rywalki o 0,001 sekundy i tym samym nie wystąpi w finale.
Kiedy Swoboda zaczęła udzielać wywiadów w mix zonie otrzymała wiadomość, że jednak w finale wystartuje. Okazało się, że będący w Budapeszcie z reprezentacją Polski przewodniczący Centralnego Kolegium Sędziów PZLA, Filip Moterski poprosił sędziów o dokładne sprawdzenie wyników obu sprinterek. Sędziowie po ponownej analizie postanowili dokooptować Ewę Swobodę do finałowego biegu.
Tym samym Swoboda została pierwszą Polką w 40-letniej historii mistrzostw świata, która awansowała do finału 100 m. W nim spisała się znakomicie. Przekroczyła linię mety jako szósta, uzyskując drugi wynik w karierze – 10,97 s. Swoboda była najlepszą Europejką wśród sprinterek. Przed nią w Budapeszcie jeszcze start w polskiej sztafecie 4×100 m.
Mistrzynią świata na 100 m została Amerykanka Sha’Carri Richardson, która złoty medal okrasiła wyrównaniem rekordu mistrzostw świata – 10,65 s.
Fot. Paweł Skraba