W historii polskiego i światowego ruchu fair play w niezwykły sposób zapisały się koszykarskie zespoły AZS AWF Warszawa, a działo się to ponad pół wieku temu.
1967 rok był dla polskiej koszykówki szczególny. Męska reprezentacja zagrała na Mistrzostwach Świata w Urugwaju, zdobywając piąte miejsce. Potem w Mistrzostwach Europy w Finlandii wywalczyła ostatni jak dotąd medal (brąz). Na kolejny awans na mundial doczekaliśmy się dopiero kilka tygodni temu, po 52 (!) latach.
Kto wie, kiedy doczekamy się kolejnego tytułu mistrza Polski dla drużyny AZS. 1967 rok był wyjątkowy także dlatego, że to właśnie wtedy AZS Warszawa został najlepszym zespołem w kraju. Po koszykarzach prowadzonych przez legendarnego Zygmunta Olesiewicza żaden inny zespół spod znaku gryfa nie zdobył mistrzostwa Polski. Ba! Tylko raz w ogóle stanął na podium (w 2013 roku brąz zdobył AZS Koszalin).
Czarodzieje z Bielan – bo tak nazywano wtedy ekipę warszawskiego AZS – wygrali ligę w 20 rocznicę pierwszego sukcesu tego klubu i w 50 rocznicę jego założenia. – Tworzyliśmy wyjątkową grupę młodych chłopaków – studentów, słuchaczy i absolwentów wyższych warszawskich uczelni. Dobrze rozumieliśmy co do nas mówiono i jakie zadania mamy spełniać na boisku, a w roku 1967 naszym celem było właśnie mistrzostwo. Byliśmy wtedy z pewnością jedną z najlepiej fizycznie przygotowanych drużyn, grającą widowiskowo, z ogromnym naciskiem na skuteczną obronę – wspominał Bolesław Kwiatkowski, który wraz z Igorem Oleszkiewiczem grał w reprezentacji Polski.
Stołeczny zespół – z późniejszym prezesem AZS, Aleksandrem Ronikierem w składzie – zyskał sławę nie tylko dzięki niespotykanym w owych czasach sztuczkom, zwinności i błyskotliwej grze, ale także za elegancję i inteligencję. Drużynę, którą dopingowały tłumy niezwykle kulturalnych kibiców (co też było ewenementem), tworzyli bowiem studenci lub absolwenci AWF, a także inżynierowie, prawnicy i uczniowie – wyrównany skład, bez wielkich gwiazd, ale na boisku i poza nim niezwykle koleżeński.
To właśnie dzięki tej postawie stołeczne ekipa prócz złotych medali wywalczyła jeszcze jedno cenne trofeum. AZS wygrał w plebiscycie na Dżentelmena Roku. Plebiscyt, który od 1963 roku był organizowany przez redakcję Sztandaru Młodych, po 15 latach dał początek obecnemu Konkursowi Fair Play Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Czarodzieje z Bielan zostali nagrodzeni za nienaganną postawę i wyniki sportowe na boisku oraz umiejętność łączenia uprawiania sportu z nauką, naukę stawiając na pierwszym miejscu.
Wielu zawodników i trenerów AZS zostało laureatami Konkursu Fair Play. Pierwszym (w 1965 roku) był dwukrotny mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów, zawodnik AZS AWF Warszawa Waldemar Baszanowski, a jak dotąd ostatnim (w 2018 roku) Boguchwał Fulara, zawodnik i trener szczypiornistów AZS Kraków. Podwójnym laureatem był nasz najlepszy pingpongista, Andrzej Grubba (AZS Gdańsk), a wśród wyróżnionych pośmiertnie znalazł się m.in. Otto Gordziałkowski – trzeci prezes AZS.
Ciekawych postaci z AZS i ich historii jest wiele zwłaszcza, że niektóre zostały zauważone także przez Międzynarodowy Komitet Fair Play. Na szczególną uwagę zasługują Anna Żemła-Krajewska i jej trener Radosław Laskowski, którzy podczas przedolimpijskiego turnieju judo w 2000 roku poinformowali o niesłusznie zaliczonych punktach zawodniczki AZS AWFiS Gdańsk. Oznaczało to dla nich koniec marzeń o wyjeździe na igrzyska, ale przyniosło uznanie na całym świecie.
Wracając zaś do koszykówki i AZS AWF Warszawa, należy wspomnieć także o drużynie żeńskiej, która nie dość, że odniosła znacznie więcej sukcesów niż panowie, to jeszcze w szczególny sposób zapisała się w historii fair play w sporcie. Warszawskie koszykarki były w czołówce krajowych rozgrywek od samego ich początku, czyli od 1929 roku. Złota era nastąpiła w latach 1953-1962, kiedy to AZS AWF zdobył osiem z 14 złotych i 26 medali ogółem (stołeczny klub pod względem liczby trofeów w Polsce ustępuje jedynie Wiśle Kraków). W zespole prowadzonym przez trenera Olesiewicza grały wtedy m.in. jego żona Roma, która prócz koszykówki uprawiała także piłkę ręczną i siatkówkę (we wszystkich tych dyscyplinach grała w kadrze!) oraz Janina Chłodzińska-Urbaniak – wielokrotna reprezentantka kraju, którą trzykrotnie uznano za najlepszą środkową w Europie.
To właśnie ona 14 grudnia 1961 r. w rewanżowym meczu Pucharu Europy z SKA Leningrad doprowadziła na kilkanaście sekund przed końcem do remisu 70:70. Było to o tyle istotne, że w pierwszym spotkaniu tych drużyn 62:56 wygrał wicemistrz ówczesnego Związku Radzieckiego. Przy remisie zarządzano dogrywkę, w której Polki mogły zdobyć kilka punktów i rozstrzygnąć dwumecz na swoją korzyść. Do dogrywki jednak nie doszło, bo zawodniczka SKA Nina Poznańska w ostatniej chwili rzuciła do swojego kosza, przesądzając o zwycięstwie naszej drużyny, ale zarazem o awansie do ćwierćfinału ekipy radzieckiej. Ten fakt stał się podstawą do zmiany przepisów przez Międzynarodową Federację Koszykówki, która od kolejnych rozgrywek uniemożliwiła tego typu niesportowe zachowania.
Masz kandydata do nagrody Fair Play AZS? Zobacz reguły konkursu.