W lutym 2016 roku Oskar Kwiatkowski miał poważny wypadek samochodowy, rok temu wystartował w igrzyskach olimpijskich, a w zeszłym tygodniu zdobył złoto Uniwersjady w Krasnojarsku.
Polscy kibice bardzo rzadko znajdują się w sytuacji, w której nie muszą nikomu kibicować, choć na arenie występują biało-czerwoni. Tak wyjątkowe chwile mogliśmy przeżywać np. podczas ćwierćfinału Wimbledonu 2013, w którym spotkali się Jerzy Janowicz z Łukaszem Kubotem, czy w półfinale Ligi Mistrzów siatkarzy przed czterema laty, kiedy mierzyły się drużyny Asseco Resovii i PGE Skry Bełchatów. Równie komfortowo polscy fani mieli prawo poczuć się 5 marca. Wówczas na stoku w Krasnojarsku w finale snowboardowego slalomu giganta równoległego do walki o złoto Zimowej Uniwersjady stanęli Oskar Kwiatkowski i Michał Nowaczyk.
Specjalna taktyka
Po pierwszym przejeździe Nowaczyk prowadził z przewagą 0.52 s. W drugim Kwiatkowski zdołał jednak odrobić straty i triumfował o jedną setną!
– Oskar zrewanżował się za mistrzostwa Polski sprzed kilku lat, gdy to ja wygrałem z nim taką samą różnicą. Rachunki zostały już zatem wyrównane – śmiał się Nowaczyk.
– Rzeczywiście tak było, ale wówczas rywalizowaliśmy w jednym przejeździe, a teraz były dwa – mówi Kwiatkowski, który w półfinale dokonał rzeczy wielkiej, wygrywając z mistrzem świata Dmitrijem Łoginowem, w dodatku pochodzącym z Krasnojarska.
– Moc poczułem podczas MŚ na początku lutego, więc do Rosji jechałem bardzo pozytywnie nastawiony. Łoginowa zaskoczyłem taktyką. On rusza dynamicznie, więc odpowiedziałem tym samym. Naciskałem od pierwszej bramki. Wiedziałem, że może popełnić błąd, gdy zobaczy, że ktoś wytrzymuje jego tempo. I tak się stało – podkreśla 22-latek z Zakopanego, który dwa lata temu wywalczył srebro Uniwersjady. W Ałmatach na podium stanął jednak w innej konkurencji, bo w slalomie równoległym. Mimo to nie zdążył jeszcze poczuć klimatu studenckich igrzysk.
– Oba moje starty w Uniwersjadach odbyły się na wariackich papierach. Przylatywałem na nie tuż po jednych zawodach i zaraz po występie ruszałem na kolejne – opowiada Kwiatkowski. To, że już zimą 2017 roku był na podium Uniwersjady, wydaje się niewiarygodnym osiągnięciem. Dlaczego? Wystarczy przypomnieć dramatyczne wydarzenia z jego udziałem, które miały miejsce dwanaście miesięcy wcześniej.
Silna psychika
W Szaflarach, kilka kilometrów od domu Oskara, prowadzony przez niego samochód zderzył się z autokarem. Młody sportowiec doznał lekkiego urazu kręgosłupa, złamał kość krzyżową, miał pęknięty talerz biodrowy i siedem żeber oraz pięć skruszonych zębów.
– Bogu należy dziękować, że wyszedłem cało. Obrażenia nie były tak wielkie, nie musiałem nawet poddawać się operacjom. Ten wypadek nie odbił się specjalnie na mojej psychice. Nie mam teraz problemu, by usiąść za kierownicą, nie jeżdżę wolniej. Może to dlatego, że nie pamiętam momentu zderzenia? – mówi Kwiatkowski. – Pamiętam tylko późniejszy pobyt w szpitalu. Potem spotkałem panią, która była świadkiem wypadku i opowiadała, jak to wyglądało. Słuchałem i byłem mocno zdziwiony, że nic nie pamiętam, i że wszystko dobrze się skończyło – dodaje zawodnik AZS Zakopane, który studiuje sport na krakowskiej AWF. Także tam stara się uczynić swoją psychikę jeszcze silniejszą. Pomaga mu w tym m.in. lektura książek.
– Obecnie czytam „Być jak Superman. Teoria i praktyka osiągania niemożliwego”. Staram się, by głowa wytrzymywała. Jest najważniejsza w snowboardzie, gdy widzimy bezpośredniego rywala i próbujemy sami nie popełnić błędu – zaznacza zawodnik, który udowodnił, że nie tylko w teorii wie, jak osiągać niemożliwe.
Cel: Kryształowa Kula
Za początkiem przygody Kwiatkowskiego ze snowboardem nie kryje się szczególna historia. Nie pamięta występów Jagny Marczułajtis i jej walki o olimpijski medal w Salt Lake City. Po prostu spodobała mu się ta dyscyplina i chciał pójść do szkoły sportowej. Tam spotkał trenera Michała Sitarza, który sprawił, że szybko związał się z AZS. I choć dziś nie zapomina o ludziach z akademickiego związku, to obecnie najwięcej czasu na stoku spędza ze szkoleniowcem kadry narodowej Piotrem Skowrońskim.
Kwiatkowski w Pucharze Świata debiutował w wieku 16 lat w 2013 roku. Wówczas dla Polski przypadało jedno miejsce, a chętnych było pięciu. Specjalne testy wykazały, że to właśnie on zasługuje na nominację. Już nie raz zdążył pokazać, że stać go na walkę z najlepszymi. Przed rokiem z powodzeniem startował w igrzyskach w Pjongczangu, zajmując 13. pozycję.
– W przeciwieństwie do wyjazdów na Uniwersjadę przy okazji igrzysk w Korei Południowej miałem dużo więcej czasu na aklimatyzację i treningi. Miło wspominam olimpijski debiut, zwłaszcza wyprawę na ceremonię zamknięcia. Grał na niej słynny DJ Martin Garrix. Było super! – uśmiecha się Kwiatkowski, powoli myślący już o kolejnym olimpijskim starcie w Pekinie w 2022 roku.
Zakopiańczyk swój najlepszy dotychczasowy występ na arenie międzynarodowej zaliczył przed rokiem w szwajcarskim Scuol, gdzie zajął 2. miejsce w zawodach PŚ w slalomie gigancie równoległym. Świetnie spisał się również kilka tygodni temu w Chinach na próbie przedolimpijskiej. Uplasował się tuż za podium, choć jego jazda nie była idealna.
– Stary! Miałeś taką szybkość, że zasługiwałeś na pierwsze miejsce. Gdyby nie te błędy… – słyszał od kolegów po najlepszym występie w sezonie.
– W kolejnym nie ma igrzysk i MŚ, więc chcę powalczyć o triumf w klasyfikacji generalnej PŚ i sięgnąć po Kryształową Kulę – nie ukrywa Oskar. Mamy nadzieję, że uda mu się zrealizować ambitne plany.
Materiał dostępny także na stronie Przeglądu Sportowego – patrona medialnego.
Czytaj: TUTAJ